- A to jest właśnie ten utalentowany kucharz, o którym ci mówiłem - powiedziałem dumnie.
- Cześć! Jestem Niall - przedstawił się blondyn.
- Max - uścisnął mu niepewnie rękę.
Chłopaka nie było, gdy przyjechał Irlandczyk. Był na zakupach, gdyż planował przygotować obiad. Niestety blondyn pojawił się o wiele za wcześnie, przez co dopiero teraz się poznali. Obserwowałem, jak właściciel restauracji uważnie skanuje twarz bruneta.
- Jesteś bardzo młody - podsumował. - Nie uczysz się?
- Cóż... umm... - próbował jakoś z tego wybrnąć.
- Już się nie uczy - powiedziałem za niego. - Może nie ma ukończonej szkoły ani nie poszedł na studia, na które swoją drogą ma czas, jeśli tylko zechce kontynuować naukę, ale to genialny kucharz.
- Dużo umie? - zadał kolejne pytanie.
- Żebyś ty widział jakie pizze przygotowuje, jakie obiady serwuje! - dodał podekscytowany szatyn. - Dzięki niemu nie muszę gotować.
- Dlaczego rozmawiacie tak, jakby mnie nie było? - zdziwił się Max.
- Mógłbyś zrobić coś do jedzenia? - zapytał wprost Irlandczyk, ignorując jego pytanie.
- Nie rozumiem was - wyznał jedynie nastolatek i wyszedł z salonu, zapewne uważając nas za bandę dziwaków.
Na jego miejscu też byłbym zdezorientowany. Niestety nie mogłem mu wyjawić drugiego celu wizyty blondyna. Najpierw chciałem być pewny, że to w ogóle wypali. Jeszcze nam podziękuje.
Podczas gdy my siedzieliśmy w salonie i rozmawialiśmy o życiu i dalszych planach, Max urzędował w kuchni. Słyszeliśmy stukanie garnków i talerzy. Eve wybrała się do koleżanki z sąsiedztwa, więc nie była obecna. Liczyłem, że pokaże się zanim Niall pojedzie. Znając naszego Irlandzkiego przyjaciela, posiedzi dłużej, o ile dostanie coś do jedzenia.
- W końcu odwiedziłem Ziama w ich nowym domu - powiedział po chwili blondyn, gdy skończył przeżuwać ciastko.
- Nadal mają ten rodzinny domek z ogródkiem, czy wrócili do apartamentowca? - zapytałem.
- Kupili inny dom, gdyż tamten jak stwierdzili, był za mały. Z tego co wiem to przygarnęli jakiegoś kota ze schroniska, ale nie rozumiem po co od razu kupować większy dom?
- Może wcale nie chodzi o kota - zaśmiał się szatyn.
- Ty coś wiesz, Tommo! - blondyn wskazał na niego oskarżycielsko palcem.
- Może... - zaczął się droczyć, nadgryzając ciastko.
- Loueh! - zawołałem. - Nic mi nie powiedziałeś. Jestem twoim mężem!
- Cóż... możliwe, że nie to głównie nie chodziło o adopcję kota, lecz...
- Będą mieli dziecko! - wykrzyknął zadowolony Ni. - Wiedziałem! Ostatnio Zee był odrobinę grubszy niż podczas ostatniej mojej wizyty...
- Mężczyźni nie mogą zajść w ciążę, geniuszu - przewróciłem oczami na jego przypuszczenie.
- Och... - uśmiech zszedł mu z twarzy.
Wyglądał na rozczarowanego, ale naprawdę? Ile on miał lat by na coś takiego wpaść? Chyba nasz Nialler nigdy nie wyrośnie z głupich tekstów i pomysłów. Już Evelyn była mądrzejsza i bardziej poważna.
- Adoptują dziecko? - zapytał po chwili. - Ale jak to?
- Li zawsze chciał mieć dużą rodzinę - wzruszyłem ramionami. - Ciekawe kiedy nam się pochwalą...
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanficPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...