- Boję się, Harry - szepnął Louis, stojąc naprzeciw drzwi do swojego domu.
- Będę tam z tobą, kochanie - zapewniłem. - Po prostu to z siebie wyrzuć, niczego się nie bój.
Skinął głową i nabrał głęboko powietrza. Dzisiaj w nocy w ogóle nie spał. Widziałem, jak bardzo się denerwował. Przewracał się z boku na bok i ciągle przepraszał, że mnie budził. Zapewniałem go, że będzie dobrze, aby się chociaż trochę zrelaksował, ale to nic nie dało. Nawet przytulanie czy czułe pocałunki nie pomagały.
Skończyliśmy już szkołę. To było wczoraj. Widziałem, jak dumna była Jay ze swojego syna. Gratulowała mu i chwaliła. Mark się nie pokazał. Państwo Tomlinson rozeszło się pół roku wcześnie. Ojciec szatyna nie mieszkał z nimi, dzięki czemu miałem cichą nadzieję, że rozmowa przebiegnie pomyślnie.
Z Louisem byłem od czasu tego dziwnego dnia, którego miałem okropne Déjà vu. Przez jakieś dwa dni wydawało mi się, że już je przeżywałem. Ale to niemożliwe, prawda? Została mi tylko nieznana kartka z jeszcze dziwniejszą wiadomością. Pismo wskazywało na Louisa, ale on nie przypominał sobie, aby coś takiego napisał. Nie wnikałem w to, tylko ją wyrzuciłem.
Od zawsze interesowałem się kobietami, ale nigdy z żadną mi się nie ułożyło. Z Louisem było inaczej. Postanowiliśmy spróbować, co dobrze nam szło. Aż do teraz byliśmy parą. Nigdy nie zaszło między nami do czegoś więcej niż pocałunki i niewinne obcieranie się o siebie. Tak było wystarczająco. Skoro byliśmy tyle ze sobą, czemu tym razem nie pójść o krok dalej?
- To nie jest łatwe, Hazz - westchnął. - Jeśli powie, że nie chce mnie znać?
- Wtedy to nie będzie miało znaczenia - zapewniłem. - Wyjeżdżamy na studia, Lou. Ona to wszystko przemyśli i na pewno się odezwie. Przecież jesteś jej jedynym synem.
Uśmiechnąłem się do niego ciepło i po chwili weszliśmy do środka budynku. Po odgłosach mogliśmy stwierdzić, że Jay jest w kuchni. Zapewne znów coś piekła. Była naprawdę świetną kucharką.
- Lou! Harry - ucieszyła się. - Jak tam chłopcy?
- Muszę ci coś powiedzieć, mamo - powiedział cicho szatyn. - Moglibyśmy porozmawiać?
- Oczywiście, mów kochanie. Niestety nie mogę przestać wyrabiać ciasta, gdyż wyschnie - wskazała na jeszcze surowe ciasto.
- Bo ja... - zaciął się i nie potrafił powiedzieć nic więcej.
- Tak? - spojrzała na niego ze zmarszczonymi brwiami.
- Jesteśmy razem, pani Jay - powiedziałem za niebieskookiego. - Louis jest wspaniałym chłopakiem.
- Louis? - popatrzyła na niego zdezorientowana.
- Tak, mamo - wyszeptał, cały czas mając spojrzenie utkwione w swoich stopach. - Kocham Harry'ego.
- Och - westchnęła i zostawiła gniecenie ciasta.
Wytarła swoje dłonie w ściereczkę i zbliżyła się do swojego syna. Odsunąłem się tylko na krok, aby zrobić jej miejsce. Nadal trzymałem drobną dłoń szatyna w swojej dłoni. Atmosfera w kuchni była napięta.
- Nigdy nie miałeś żadnej dziewczyny, Lou - westchnęła. - Wydawało mi się to niemożliwe, gdyż nie byłeś brzydki. - Louis na te słowa się zaśmiał. - Jesteś cholernie przystojny i myślałam, że to z tymi wszystkimi dziewuchami coś nie tak, a ty tak po prostu wolałeś... chłopców.
- Przepraszam - szepnął.
Dostrzegłem, jak jego kąciki ust nerwowo drżą. Wyobrażałem sobie jaki to dla niego stres. Zanim zdecydowaliśmy się powiedzieć o tym Jay, poszliśmy do moich rodziców. Zaakceptowali nas bez problemu. Gemma jedynie zaczęła się martwić, że kiedyś ukradnę jej chłopaka. Tego to by mi nie wybaczyła, ale mogła czuć się spokojnie. Nie byłem gejem, kochałem tylko Louisa Tomlinsona.
- Za co przepraszasz, synku? - popatrzyła na niego czule - Przepraszać to tylko ja powinnam. Nie powinieneś nigdy bać się rozmowy ze mną, a przez Marka... rzadko rozmawialiśmy o uczuciach, Lou. Tak bardzo przepraszam i tak, akceptuję to synku. Najważniejsze dla matki to to, aby jej dziecko było szczęśliwe, a wiem, że na pewno tak jest.
Louis spojrzał na nią zdziwiony i odetchnął. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że na chwilę wstrzymał powietrze. Na jego twarzy pojawił się teraz ogromny uśmiech. Przytulił swoją mamę i rozpłakał się. Oboje płakali, chociaż sam byłem wzruszony.
Potem nie obyło się bez kazania na temat tego, że nie mogę skrzywdzić jej małego synka. Musiałem zapewniać, że kocham tego małego krasnala najbardziej na świecie i będzie ze mną szczęśliwy. Oczywiście nie doczekaliśmy się ciasta. Jay stwierdziła, że po takiej nowinie nie będzie nic piekła. Zamiast tego rozmawialiśmy, dużo rozmawialiśmy.
- Dziękuję Hazz za wszystko - szepnął niebieskooki, gdy pożegnaliśmy się z jego matką i opuszczaliśmy dom.
- To ja dziękuję, skarbie - pocałowałem go w skroń. - Ale nie przysypiaj mi jeszcze, gdyż przed nami cała noc.
- Co znów wymyśliliście z chłopakami? - zaśmiał się, gdy zacząłem go łaskotać po brzuchu.
- Małą imprezkę - szepnąłem mu na ucho, jakby to był największy sekret ludzkości. - Trzeba opić nowy etap w naszym życiu. Już jutro jedziemy obejrzeć mieszkanie, które wynajmiemy na czas studiów.
- Już nie mogę się doczekać - uśmiechnął się szeroko i wskoczył mi na plecy, abym zaniósł go do samochodu, co oczywiście tak się stało.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Witajcie asy!
Co tam u was słychać, robaczki?
Wiecie już o co chodzi z tym powrotem Lou i Hazzy do świata żywych?
Dobranoc ♥
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanfictiePrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...