20. Pozwólmy temu rosnąć

2.8K 382 592
                                    


- Harry! Harold! - usłyszałem irytujący kobiecy głos.

- Mhmm - wymruczałem.

Nie chciałem otwierać oczu. Było mi tak dobrze. Dlaczego nie pozwoliła mi spać? Byłem taki zmęczony i chyba zasłużyłem na odrobinę odpoczynku, prawda?

- Zaraz przyniosę wiadro zimnej wody, jak nie zwleczesz swojego leniwego tyłka z tego łóżka!

Warknąłem niczym rozwścieczony pies i podniosłem głowę, otwierając oczy. Oślepiło mnie jasne światło promieni słonecznych, dochodzących zza okna. Gdzie ja się w ogóle znajdowałem? To był mój... pokój.

- Śpiąca królewna wreszcie wstała - westchnęła Anne, podnosząc z podłogi moje porozrzucane ciuchy. - Ruszaj się, spóźnisz się do szkoły.

- Ale...

- Jazda, Harold! - dodała. - Albo zawołam Louisa i Nialla, pokazując jaki z ciebie brudas.

- Ale...

Zanim zdążyłem dokończyć, już zniknęła z mojego pokoju. To nie działo się naprawdę. Nie byłem już nastolatkiem, nie chodziłem do liceum i nie było przy mnie Nialla i Louisa. Ja sam nie żyłem, albo byłem u kresu swojego żywota. Może to mi się śni, a tak naprawdę gdzieś tam, w zatłoczonym Londynie przeprowadzają moją akcję ratunkową?

Sięgnąłem po komórkę. Zamiast sięgnąć urządzenie, strąciłem z szafeczki jakiś kawałek kartki. List? Wciąż jeszcze zaspanymi oczami wodziłem po tekście. ,,Niestety jeszcze żyję, przepraszam'', tak właśnie brzmiał cały list, a raczej krótka wiadomość. Wszędzie rozpoznałbym pismo Louisa. Skąd to się u mnie wzięło? Przecież Louis napisał to, gdy uciekł z domu, a raczej gdy został z niego wyrzucony. Sam osobiście nigdy na oczy nie widziałem tego listu. Wtedy to Niall powiadomił, że szatyn do mnie napisał.

Podniosłem się z łóżka i zszedłem na dół. Przy stole siedzieli rodzice. Śniadanie wyglądało normalnie, jak zresztą kilka lat temu. Ojciec pytał o szkołę,  a potem przechodził do tematów sportowych. Mama smażyła naleśniki, narzekając na Desa, że znów nie wyniósł śmieci.

Czułem się, jakbym już kiedyś to wszystko przeżywał. W szkole normalnie spotkałem się z chłopakami,  obmyślając plan  na imprezę. Skończyła się właśnie lekcja, na którą chodziłem z Louisem. Szatyn szybko przebierał swoimi krótkimi nóżkami, jakby się ścigał z czasem.

- Loueh zaczekaj! - zawołałem. - Zawsze spieszysz się na tę stołówkę, nie nadążam za tobą, a mam dłuższe nogi!

Zauważyłem, jak delikatnie się uśmiecha, zanim na mnie nie spojrzy.

- Spieszę się dlatego, ponieważ Horan już na niej jest - zaśmiał się. - Znów pochłonie wszystkie frytki na stołówce!

Szeroko się uśmiechnąłem, próbując go dogonić. Tęskniłem za szczerym uśmiechem niebieskookiego, za jego błyszczącymi tęczówkami i uroczymi zmarszczkami wokół oczu.

- Zaczekaj na mnie bracie! - zawołałem.

Reszta dnia mijała tak samo, jak kiedyś. Gadaliśmy z chłopakami przy stoliku. Malik zaprosił nas do siebie na gry, a my chętnie na to przystanęliśmy. Uśmiechałem się szeroko i jak najwięcej uwagi poświęcałem Louisowi.

- Czy moglibyśmy porozmawiać? - zaczął niepewnie.

Dopiero teraz dostrzegłem, jak wielkie jest zdenerwowanie chłopaka. Nerwowo bawił się swoimi palcami i przygryzał wargę. Wyglądał nawet uroczo, mogłem to stwierdzić jako jego przyjaciel. Chciałbym dla niego jak najlepiej, aby znalazł swoje szczęście.

Zgodziłem się na rozmowę. Byłem spokojny. Cierpliwie wysłuchałem słów chłopaka. Słodko się zarumienił, ale gdy spojrzał na mnie zbolałym wzrokiem, poczułem ucisk w sercu. Do mojej głowy zaczęły napływać okropne obrazy gnębionego szatyna. Wtedy na korytarzu posyłał mi proszące spojrzenia, chciał po prostu, aby mu pomógł, ale wtedy to zignorowałem.

- Lubię ciebie, Harry - zakończył, czekając na moją reakcję.

Wyglądał jak skazaniec, czekający na wyrok. To ja byłem sędzią, którego decyzja zaważy na jego losie. Nie mogłem zachować się tak jak ostatnio. Zamiast wybuchu śmiechu i złości, uśmiechnąłem się promiennie. Niebieskooki również uniósł kąciki swoich ust ku górze.

- Powiedz coś  - wyszeptał. - Proszę, Harry...

- Nie zasługuję na to uczucie, Lou - mówiłem równie cicho, aby nikt z obecnych w bibliotece osób tego nie słyszał. - Jesteś dla mnie za dobry.

- Kocham cię, Harry - powiedział pewnie.

Podszedłem do niego, a on skulił się, jakby spodziewając się ataku z mojej strony. Nie planowałem tego. Zamiast go uderzyć czy wykpić, przytuliłem go. Uścisk był mocny, jakbym bał się, że gdy go puszczę, rozpadnie się na kawałeczki.

- Jesteś dla mnie ważny, Loueh - szepnąłem mu na ucho, zahaczając wargami o małżowinę ucha.

Następnie zbliżyłem swoje wargi i pocałowałem go w skroń. Pocałunek był delikatny, niczym muśnięcie skrzydeł motyla, był obietnicą. Dopiero teraz go puściłem. W niebieskich tęczówkach widziałem zdezorientowanie, niepewność.

- Harry, ja...

- Później Lou. Wszystko musi dziać się powoli. Pozwólmy temu rosnąć - puściłem mu oczko i wyszedłem spomiędzy regałów z książkami.

Planowałem zrobić wszystko, aby nam się udało. Nie starłem się być na siłę chłopakiem Louisa, chciałem po prostu pozostać jego najlepszym przyjacielem, pozwalając temu przekształcać się w coś większego i nowego dla mnie.

::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Witajcie asy!

Kto się cieszy z takiego obrotu sprawy?

Teraz zabieram się za pytania od was ^.^

Dziękuję za gwizdki i komentarze! ♥

House of Cards ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz