29. Przecież je uwielbiasz

2.4K 307 155
                                    


Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Dlaczego ktoś musiał akurat teraz zniszczyć tak wspaniałą chwilę? Dobrze mi się spało, a ktoś postanowił mnie obudzić. Jęknąłem cicho i otworzyłem oczy. Przy moim boku czułem przyjemne ciepło. Moje ramię obejmował szatyn, który pochrapywał cicho. Uśmiechnąłem się czule na ten widok.

- Nie chcę przeszkadzać... - odchrząknął ktoś stojący przy drzwiach.

Dopiero teraz zwróciłem uwagę na Maxa. Patrzył na mnie rozbawiony. Rozejrzałem się i z ulgą stwierdziłem, że jestem przykryty. Naprawdę nie chciałbym pokazywać tyłka lub czegoś innego przy tym dzieciaku. Szatyn również był zasłonięty, więc odetchnąłem.

- Gdzie Eve? - zapytałem. - Już wstaję.

- Wyluzuj staruszku - zaśmiał się. - Eve ogląda bajkę, a ja właśnie zamierzam robić kolację. Nie ma potrzeby, abyś opuszczał tego śpiocha.

- Ale...

- Przyszedłem sprawdzić tylko, czy żyjecie - wyjaśnił. - W domu było cicho i liczyłem... cóż, że będzie o wiele głośniej, ale chyba skończyliście. Nie ta forma co kiedyś co, Harry?

- Nie pozwalaj sobie, dzieciaku! - mruknąłem, ale po chwili  się roześmiałem. - Uciekaj już, zanim Eve zacznie cię szukać i zastanie nas tak - wskazałem na nas.

- Nic się nie martw, Harry - zapewnił. - Zajmę się małą i po kolacji obejrzę z nią bajki.

- Raczej stawiałbym na wieczorne wiadomości niż bajki, ale w porządku - uśmiechnąłem się. - Kupiliście warzywa na kolację?

- Skoro wy mieliście udany dzień, to pozwól i nam go tak przeżyć,  zrobię pizzę. Mała będzie zadowolona! Jak ona nienawidzi brokułów...

- Brokuły są zdrowe - oburzyłem się. - Sam nauczyłem je jeść Louisa, teraz je uwielbia - oznajmiłem dumnie.

- Dobra, nie przeszkadzam wam już - powiedział. - Możecie zająć się sobą, miłej nocy.

Max wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Opadłem z powrotem na poduszkę i spojrzałem czule na szatyna. Wciąż spał i uroczo uśmiechał się przez sen. To był przepiękny widok, który zawsze mam zaszczyt oglądać z samego rana.  Dziwiłem się tylko, że Lou nie obudził się przez naszą rozmowę z Maxem. Musiał być naprawdę zmęczony, z czego mogłem czuć się dumny. To ja go wymęczyłem.

Nachyliłem się nad im i złożyłem pocałunek najpierw na jego czole, potem nosie, a na końcu złączyłem nasze wargi. Zawsze podziwiałem to, jak nasze usta do siebie pasują, jak razem jesteśmy niczym dwa pasujące do siebie puzzle. Delikatnie dłonią odgarnąłem włosy Louisa, które zachodziły mu na oczy. Kochałem wszystko w tym chłopaku. Jego przepiękne oczy, mały nosek, karmelowe włosy, wspaniałe ciało... Nawet jego wzrost jest wspaniały. Loueh nie jest aż tak mały, ale uwielbiam wypominać mu jego wzrost. To ja jestem po prostu wysoki i czasem to wykorzystuję kładąc ciasteczka na najwyższą półkę. Lou nie dostaje słodyczy do czasu, aż nie zje wszystkich warzyw z talerza. Kto pomyślałby, że patent na Evelyn zadziała również na mojego ukochanego męża?

- Hazz - usłyszałem cichy głosik swojego męża. - Śpisz?

- Nie śpię, kochanie - zapewniłem. - Jak się czujesz?

- Wspaniale, pomijając fakt iż boli mnie pewna część ciała...

- Dzieciaki już wróciły - poinformowałem. - Max robi pizzę, więc później możemy zakraść się do kuchni i ukraść kilka kawałeczków, chociaż mam nadzieję, że i tak nam coś zostawi.

- Musiałbyś mnie zanieść, nie dam rady chodzić, nie mówiąc już o schodach.

- Dramatyzujesz - zaśmiałem się.

- Myślę, że Max mógłby częściej zabierać gdzieś Evelyn - stwierdził, bawiąc się sprężynką moich włosów.

- Bo jeszcze się uzależnisz - zauważyłem.

- I jeszcze narzekasz? - uśmiechnął się i pociągnął mnie za włosy, abym się zniżył, by mógł mnie pocałować.

- Nigdy - zapewniłem. - Twoje ciało nigdy mi się nie znudzi. Mógłbym odkrywać je każdego dnia, kawałek po kawałku.

Zacząłem dłonią gładzić jego policzek, a później szyję. Szatyn wręcz rozpływał się pod moim dotykiem. Zamknął oczy i chłonął każdą pieszczotę. Sam był niezłym pieszczochem i uwielbiał, gdy poświęcałem mu sporo uwagi. Tak bardzo go kochałem.

- Idziemy jeszcze spać? - zapytałem, widząc jak niebieskooki ziewa zmęczony.

- Ale Eve i Max...

- Obiecał, że się nią zajmie - przypomniałem mu. - Co najwyżej zdemolują salon, ale nie ma czym się martwić. Max sobie poradzi.

- W sumie... - zastanowił się przez jakiś czas. - Możemy jeszcze się przespać. Przydałoby mi się nieco snu. Jutro rano muszę iść do pracy i ty również. Chętnie skorzystam z okazji do poleniuchowania.

- Mądra decyzja - uśmiechnąłem się i mocno przytuliłem do siebie jego drobne ciałko.

-  Dobranoc, Hazza - szepnął. - Ale obudź mnie za godzinkę, dobrze?

- Niech będzie, obudzę nas - zapewniłem. - Dobranoc, promyczku. Śpij spokojnie. A jak się obudzisz, zrobię twoje ulubione brokuły.

- Błagam, tylko nie to... - jęknął, na co przewróciłem oczami.

- Nie wymyślaj, przecież je uwielbiasz, brokułko ....

::::::::::::::::::::::::::::::::::::

Witajcie asy!

Dziękuję za 17 miejsce w ff! Nie wstawiam rozdziałów regularnie, a pomimo tego zajęliśmy tak wysokie miejsce ^.^

Jesteście wspaniali :D

Smutne czy szczęśliwe zakończenie?

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

House of Cards ~Larry ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz