Dziś skończyłem wcześniej i właśnie zmierzałem do szkoły, aby odebrać córkę. Zwykle na mnie czekała w świetlicy, gdyż kończyłem nieco później, niż ona kończyła lekcje. Tym razem udało mi się wcześnie wyrwać. Szedłem chodnikiem, gdyż samochód zaparkowałem na parkingu blisko parku. Zamierzałem zabrać małą na jakieś ciastko do cukierni czy hot doga, które uwielbia.
Po drodze mijałem starszego faceta z brodą. Chociaż nie miałem pewności ile miał lat. Broda potrafi postarzyć człowieka. Na sobie miał podarte ubrania. Był bezdomnym, ich jest całkiem sporo w tym mieście. Są jak szczury. Nawet nie poświęciłem mu dłuższej uwagi, tylko ruszyłem dalej. Dlaczego zamiast żebrać, nie wezmą się do pracy? Nie trzeba mieć dużego doświadczenia czy umiejętności by chociażby zamiatać ulicę. Przynajmniej by się przysłużyli, a nie byli jak dodatkowe śmieci.
Budynek szkoły był przede mną. Wszedłem do niego i ruszyłem długim korytarzem. Nie było biegających dzieci, gdyż trwała lekcja. Zajrzałem na świetlicę i przywitałem się z panią, która trzymała pieczę nad dziećmi oczekujących odebrania przez rodziców. Przy stoliku wśród koleżanek dostrzegłem uroczą szatynkę. Pani Brown powiadomiła ją, że przyszedłem ją odebrać. Spojrzała w moją stronę i uśmiechnęła się szeroko. Szybko spakowała książki oraz kredki i wpadła mi w ramiona z rozpędu. Przytuliłem ją i pocałowałem w głowę.
- Witaj księżniczko - zaśmiałem się. - Jak minął ci dzień?
- Bardzo dobrze, dostałam nawet najlepszą ocenę z klasy!
- To świetnie, kochanie - uśmiechnąłem się i odebrałem od niej plecak.
Drugą dłonią złapałem jej mniejszą rączkę i ruszyliśmy do szatni. W drodze do niej usłyszałem przebieg całego dnia małej, słyszałem o jej przygodach. Podobno jej koleżanki były już na lekcji baletu. Przypomniałem sobie, że wczoraj nie porozmawialiśmy o zapisaniu Evelyn do szkółki piłkarskiej. Zacząłem ten temat, a ta uśmiechnęła się i gdy zgodziłem się, mocno mnie przytuliła.
- Kocham cię, tato! - zawołała ucieszona. - Będziesz musiał mi kupić odpowiednie buty i strój!
- Wszystko po kolei, mała - pociągnąłem ją za warkoczyk, za co spojrzała na mnie groźnie.
Opuściliśmy placówkę szkoły i ruszyliśmy przez park. Był początek jesieni, więc było jeszcze ciepło. Słońce świeciło na niebie i nic nie zwiastowało na to, że dziś będzie padać. Dobrze się składało, gdyż pokrzyżowałoby moje plany.
- Co powiesz na lody lub ciastko? Albo hot-dogi? - zapytałem.
- Hot-dogi! - zawołała. - Uwielbiam je.
- Wiem, mała - posłałem jej szeroki uśmiech. - Zaparkowałem po drugiej stronie parku, więc jak będziemy przechodzić, kupimy po jednej przekąsce u tego miłego pana z budki.
Przyśpieszyła kroku, czym mnie rozbawiła. Evelyn była bardzo urocza. Kochałem ją całym sercem. Dzięki niej jeszcze nie zwariowałem i nie zapracowałem się na śmierć. Ostrożnie przeprowadziłem nas przez ulicę i już po chwili byliśmy w parku. To było wspaniałe miejsce. Nie było szarych chodników, samochodów czy masy nudnych ludzi. Tutaj królowała zieleń i drzewa. Rodziny wraz z dziećmi spędzały tu swój czas, ale można było tu spotkać również biegaczy czy ludzi spacerującymi z psami.
- A możemy potem pójść na ciastko? To po drodze. Zgódź się, tatusiu!
- Dobrze, niech będzie - pokiwałem głową. - A sprzątniesz później swój pokój?
- Tak, zajmę się tym od razu, jak wrócimy.
- W porządku - zgodziłem się.
Zostałem pociągnięty w stronę miłego mężczyzny sprzedającego hot-dogi. Dziewczynka wybrała sobie dodatki do przekąski, a ja zdałem się na jej gust i wziąłem to samo. Później przyznałem, że było zbyt dużo ketchupu.
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanficPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...