- Jak było? - zapytałem Evelyn, kiedy siedziała już w samochodzie. - Byłaś grzeczna? Dziadkowie uważają, że tak, ale wiem, że potrafisz owinąć sobie każdego wokół palca...
- Byłam bardzo, bardzo, bardzo grzeczna - zapewniła. - Nie chce mi się iść jutro do szkoły...
- To cię zawiozę, nie musisz iść - zaśmiałem się. - Oraz odprowadzę aż pod samą klasę.
- Sama pójdę! - zawołała. - Dlaczego tak późno przyjechałeś? Myślałam, że wspólnie spędzimy niedzielę u dziadków.
- Miałem coś naprawdę ważnego - odpowiedziałem. - Ktoś nas odwiedził.
- Kto taki?
- Dowiesz się, gdy będziemy w domu - powiedziałem. - Mam nadzieję, że nie uciekł...
- Więc to on! To chłopak? Kupiłeś mi psa?
- Nie, kochanie - zaśmiałem się. - To nie pies.
- Kotek? Rybka? A może żółw?! - zgadywała z szerokim uśmiechem na twarzy.
- To człowiek, głuptasku - uśmiechnąłem się.
Włączyłem radio, aby zapobiec lawinie pytań siedmiolatki. Gdy dojechaliśmy do domu, zrobiło się ciemno. Była w końcu jesień, liście z drzew pospadały i tylko czekaliśmy na pierwszy śnieg. Evelyn zasnęła. Kiedy próbowałem ją ostrożnie wyjąć z samochodu, przebudziła się. Rozejrzała po otoczeniu i spojrzała na mnie.
- Już jesteśmy? - zapytała.
- Tak - skinąłem głową. - Usnęłaś w połowie drogi. Nie wiem co robiłaś w nocy, aniołku. Znów męczyłaś babcię opowieściami?
- Grzecznie spałam w łóżku! - zawołała. - To podróż była tak męcząca.
- Racja, racja - zgodziłem się. - Sam jestem wykończony i marzę tylko o ciepłym łóżku.
- Kim jest ten pan, który u nas jest? - zapytała. - Czy to pan Whitedoor, sąsiad?
- Zobaczysz - pstryknąłem ją w nosek i odsunąłem się, aby mogła wysiąść.
Sam zabrałem jej torbę i zamknąłem samochód. Udaliśmy się do domu. Błagałem w myślach, aby jednak Tomlinson mnie nie okradł. Przed wyjazdem powiadomiłem go, że zamknę dom. Szatyn i tak miał pójść odpocząć i nie chciałem go budzić, gdy przyjedziemy. Nie miałem do niego też dużego zaufania. Nie widziałem go tyle lat. Zawsze lepiej być ostrożnym.
Gdy otworzyłem drzwi, przepuściłem najpierw małą dziewczynkę. Torbę położyłem w środku przy schodach, postanawiając, że później zajmę się rozpakowywaniem. Pomogłem Evelyn zdjąć kurtkę. Powiesiłem ubrania na wieszak i przeszedłem z nią do salonu. Szatynka rozglądała się zaciekawiona, zapewne szukając tej tajemniczej osoby.
- Gdzie on jest?
- Zaraz sprawdzę, czy nie śpi - powiedziałem. - Zaczekaj tutaj, dobrze?
- Ale szybciutko - poprosiła, grzecznie siadając na kanapie.
Ruszyłem w stronę pokoju gościnnego. Drzwi były uchylone. Chciałem zapukać, ale w końcu zdecydowałem się tak po prostu wejść. Było ciemno, jedyne światło docierało z korytarza. Podszedłem bliżej łóżka, o mało co nie wpadając na fotel. Odszukałem włącznik lampki nocnej i zaświeciłem ją. Spojrzałem na łóżko. Nie było ono puste. Leżał na nim szatyn. Nawet nie przykrył się kołdrą, ani nie ściągnął narzuty. W domu nie było zbyt ciepło.
Próbowałem wyciągnąć kołdrę spod niego, aby go przykryć, lecz tylko się przebudził. Spojrzał na mnie zdezorientowany. Dopiero po chwili rozeznał się w sytuacji. Usiadł na łóżku, przecierając zaspane oczy.
- Już jesteś? - zaczął. - Ja już pójdę. Naprawdę dziękuję za wszystko.
- Jest Evelyn, chciałaby pewnie się z tobą przywitać - powiedziałem. - Zjesz z nami późny obiad?
- Wystarczająco zawróciłem ci głowę, Harry - odparł. - Przywitam się tylko i już mnie nie ma.
Zanim zdążyłem coś powiedzieć, szatyn wstał i ruszył do drzwi. Nie skomentowałem jego problemów z chodzeniem. Starał się iść prosto, ale za bardzo mu to nie wychodziło. Skierowaliśmy się do salonu.
- Louis! - zawołała.
- Cześć mała - uśmiechnął się i przytulił, kiedy tylko podbiegła do niego.
- Louis zje z nami obiad, przypilnujesz go, aby nie uciekł? - zapytałem dziewczynkę, która ochoczo pokiwała głową.
- Nie puszczę go, choćby nie wiem co! - zapewniła.
- Będę jak coś w kuchni - poinformowałem ich, kierując się do odpowiedniego pomieszczenia.
Wybrałem zapiekankę ziemniaczaną na posiłek. Powoli zacząłem przygotowywać danie, słysząc z salonu cichą rozmowę. Czułem, że mała nieźle wymęczy Tomlinsona. Evelyn potrafi być naprawdę ciekawska i uparta. Zanim nasz obiad był gotowy, zaniosłem tej dwójce po szklance soku. Usiadłem na fotelu i przyglądałem się ich rozmowie. Szatynka chciała znać każdy szczegół z życia bezdomnego. Louis starał się odpowiadać na większość pytań.
Posiłek zjedliśmy w kuchni przy małym stoliku. Evelyn opowiadała o tym, co robiła u dziadków. Tomlinson zaoferował, że to on pozmywa, co według mnie było absurdalne, on był przecież gościem. Kazałem im przejść znów do salonu. Evelyn obiecała, że zaraz po jednym odcinku bajki pójdzie odrabiać lekcja, o których zapomniała. Przecież jutro był poniedziałek i powinna pokazać się w szkole.
Po dwóch godzinach powoli przysypiałem w fotelu. Evelyn siedziała przykryta kocem na kanapie, którą dzieliła z Tomlinsonem. Marzyłem teraz tylko o śnie.
- Pójdę szybko się wykąpać, a wy możecie pójść już spać - powiedziałem. - A szczególnie ty, młoda panno. Louis może jeszcze pooglądać telewizję.
- To niesprawiedliwe! - zawołała. - Poza tym niegrzecznie jest zostawiać gościa bez towarzystwa.
Westchnąłem i pokręciłem głową rozbawiony. Skąd ona brała te wszystkie mądre odpowiedzi? W końcu się zgodziłem i ruszyłem do łazienki na piętrze. Zanim wszedłem pod prysznic, posprzątałem stare ubrania Louisa. Starałem się za długo nie patrzeć na zabrudzoną i zakrwawioną odzież. Zapakowałem to w worek i wyrzuciłem. Ciepła kąpiel pozwoliła mi rozluźnić spięte mięśnie.
Po pół godzinie byłem w salonie. Siedziała tam tylko Evelyn. Rozejrzałem się jeszcze po pomieszczeniu, ale szatyna nie było. Czyżby poszedł już spać? A myślałem, że to dziewczynka jako pierwsza opuści salon. Chciałem jeszcze porozmawiać z Tomlinsonem.
- Ty też powinnaś pójść spać, księżniczko - powiedziałem. - Bierz przykład z Louisa.
- Musiał gdzieś wyjść - odparła. - Chciałam, aby został z nami już na zawsze, ale powiedział, że musi wracać. Naprawdę próbowałam go zatrzymać.
- To nic - powiedziałem. - Pomogliśmy mu trochę i myślę, że poradzi już sobie sam.
::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Witajcie asy!
Jak tam po egzaminach gimnazjaliści?
Porucznik ciągle trzyma za was kciuki!
Miłego dnia!
Dziękuję za gwizdki i komentarze ♥
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanfictionPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...