- Max! - zawołałem, stojąc przy kuchence.
- Tak? - zapytał, zbiegając po schodach. - Co się stało?
- Proszę cię, uratuj ten obiad, bo Louis mnie zabije, jak znów spalę tę rybę - jęknąłem spanikowany.
- Naprawdę jesteś kiepskim kucharzem - zaśmiał się i zabrał ode mnie widelec, którym dźgałem nasz przyszły obiad.
Max mieszkał z nami dopiero miesiąc. Zdążył się odnaleźć w nowym miejscu. Nie mieliśmy z nim żadnych problemów. Był niezwykle uczynny i świetnie gotował. To drugie to największy plus. Ciągle nas zadziwiał swoimi umiejętnościami kulinarnymi. Eve zwykle go wykorzystywała i błagała, aby codziennie piekł jakieś ciasteczka czy ciasto. Na szczęście brunet trzymał naszą stronę i tłumaczył jej, że za dużo słodkości nie wolno, że są niezdrowe.
Louis miał rację. Wystarczyło odrobinę zaufania i chłopak zaczął stawać na nogi. Do szkoły nie chciał wrócić, ale podjął pracę w pobliskim barze mlecznym. Nie zarabiał dużo, ale ważne było to, że miał zatrudnienie. Ciągle obiecywał, że jak uzbiera wystarczająco, to sobie czegoś poszuka i się wyprowadzi. W sumie sam nie wiedziałem, czy tego chciałem. Zacząłem się przywiązywać do tego dzieciaka. Wprowadził do naszego domu dużo radości, jak kiedyś Evelyn.
- Za to ty najlepszym - zaśmiałem się wraz z nim. - Ale nie mów tego Lou.
- Słyszałem, Harold! - krzyknął szatyn, wchodząc do kuchni.
- Nie po bzykasz Harold - szepnął Max, dźgając mnie łokciem między żebra.
Przewróciłem oczami i spojrzałem na swojego męża. Podszedł do stołu i usiadł na krześle. Niebieskie tęczówki uważnie skanowały moją osobę. Ruszyłem w jego stronę. Schyliłem się, całując go w głowę.
- Przecież żartowałem - zaśmiałem się. - Nie gniewaj się Boo.
- Max ma rację - przyznał.
- Z tym, że jestem kiepskim kucharzem? - zapytałem.
- Nie, z tym, że nie po bzykasz - poklepał mnie po policzku i wstał z krzesła.
Skierował się do wyjścia. Prawdopodobnie poszedł do naszej córki. Oglądała w salonie bajkę. Przeniosłem spojrzenie na bruneta. Patrzył na mnie rozbawiony.
- No co? - mruknąłem.
- Naprawdę do siebie pasujecie - odparł. - Mam zabrać wieczorem Eve na zakupy, abyście mogli się ,,pogodzić''.
- Nie wszystko sprowadza się do spraw łóżkowych, młody - dodałem.
- A jaki jeszcze sposób działa na Louisa?
- Cóż... - zamyśliłem się. - Kiedyś zrobiłem kolację, po której my... Kiedyś też zaprosiłem go do kina, a wtedy w łazience... Nie, nieważne.
Słyszałem coraz to głośniejszy śmiech chłopaka. To naprawdę nie były tematy do rozmowy z tym dzieciakiem. Co z tego, że ma prawie osiemnaście lat? Wiem, że dzisiejsza młodzież już dawno wiedziała co to seks, ba! Nawet mieli to za sobą.
- Sam widzisz, Harry - pokręcił rozbawiony głową. - Zanim zabiorę ją na zakupy, pójdziemy jeszcze przejść się na krótki spacer.
- To świetny pomysł - zapewniłem. - A co z tą rybą?
- Już prawie gotowa - odpowiedział, sprawdzając jeszcze dokładnie.
Po obiedzie oglądaliśmy wszyscy wspólnie jakiś film w telewizji. Siedziałem na kanapie z Lou oraz małą Eve wepchniętą na kolanach szatyna. Nie wspomnę o tym, że Max wysiedlił mnie z mojego ulubionego fotela. Teraz to on na nim siedział, dzierżąc pilot w jednej ręce, a w drugiej paczkę chipsów.
- Wrócimy późno - szepnął Max, gdy nasz sens dobiegł końca. - Nie musicie się spieszyć.
- Gdy będziecie w sklepie, kup jeszcze jakieś warzywa, to będzie na kolację - powiedziałem. - I mleko, bo dziś się skończyło.
- Jasna sprawa - pokiwał głową. - Zbieraj się mała - zwrócił się teraz do siedmiolatki.
- Wrócimy szybko, tatusiu! - powiedziała.
- Nie musicie się śpieszyć, dzieciaki - zapewniłem. - Bawcie się dobrze na zakupach, a tatuś pobawi się z drugim tatusiem, Eve.
- Ja też będę mogła? - zapytała podekscytowana. - Zbudujemy fort?
- Może później skarbie, tatuś ma na myśli inną zabawę - odchrząknąłem, widząc szatyna wychodzącego z kuchni. - Macie pieniądze, niczego wam jeszcze nie potrzeba?
- Nie - zaprzeczył Max. - Tylko nie ,,bawcie się'' w moim królestwie.
Oczywiście miał na myśli kuchnię. Jeszcze nie zwariowałem, aby robić to z Lou na blacie kuchennym, chociaż może... Nie, nie dzisiaj. Teraz zamierzam skorzystać z czasu wolnego i zająć się moim mężem w należyty sposób.
Upewniłem się, że dzieciaki wyszły, po czym zamknąłem drzwi. Nie tracąc więcej czasu zacząłem szukać szatyna. Tym razem siedział w naszej sypialni i szykował sobie ubrania w których pójdzie jutro do pracy. Podszedłem do niego cicho i oplotłem ramionami od tyłu.
- Hazz - mruknął, gdy złożyłem pocałunek na jego karku.
- Zostaw strojenie się na kiedy indziej, teraz raczej ubrania będą nam zupełnie zbędne - zapewniłem.
:::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::::
Witajcie asy!
Dla was robaczki udało mi się zrobić zapas i mam aż do 30 rozdziału! ^.^
Jak zaszalejecie z komentarzami, to wstawię wam rozdział na który wszyscy czekają 8)
A teraz mówcie co tam u was. ☺
Porucznik zawsze wszystko czyta, więc możecie się chwalić, a nawet i żalić! :D
Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥
CZYTASZ
House of Cards ~Larry ✔
FanfictionPrzechodziłem obok niego. Dzień w dzień. Ciągle tam przebywał. Przeważnie spał, a gdy tego nie robił, patrzył tępym spojrzeniem przed siebie. Inni też go mijali. Nikt nie zwracał na niego uwagi. To przypadkowe spotkanie zmieniło moje życie, jak kie...