Rozdział 20

245 9 0
                                    

Gdy ją zobaczyłam, podbiegłam do niej od razu..

- Hejka. Co tam? - Spytałam ironicznie

- Oo Kayla.. świetnie, a tam? - Spytała sztucznie się szczerząc 

- Widzę twoją mordę, więc nie najlepiej.. co tu robisz?

- Mój kochany Johnny mnie zaprosił... a co ty? Myślałam, że nie zaprasza takich pustaków jak ty..

- Yy.. No sory, ale ja nie zostawiłam przyjaciółki dla chłopaka.. Mercy! Kurwa znamy się całe życie, a ty nagle wywijasz taki numer?! 

- Ale Johnny od początku był mój, a ty się wtrąciłaś i mi go zabierasz!

- Co?! Mówiłaś, że mogę go kochać, mimo że Ci się podoba.. nigdy bym Ci go nie zabrała, gdybym wiedziała.. ale dobrze idź sobie do Johnnego, w końcu on ważniejszy niż własna przyjaciółka..

- Kayla, czekaj.. - Mówiła, ale nie słuchałam i poszłam szukać Johnnego

Nigdzie nie mogłam go znaleść.. ale jak w końcu znalazłam, gadał z Mercy, więc stwierdziłam, że nie będę im przeszkadzać i poszłam szukać Lauren.

- O Hej Lauren.. wiesz co ja idę do sklepu.. przekaż to Johnnemu jak coś.

- Hej Kayla! Okey, w ogóle wiedziałaś, że będzie tu Mercy?

- Nie.. Jestem w szoku.. a ty?

- Też! Nie wiem kto ją zaprosił, ale ja jej tu nie chciałam.

- Johnny ją zaprosił - Powiedziałam ze smutkiem 

- Co?! Zabiję!

- Ta.. lecę, nie mam zamiaru tego dłużej oglądać..

- Ale wrócisz? - Spytała z nadzieją

- Może.. - Powiedziałam, po czym wyszłam..

***

Podczas gdy szłam po sklepie, zauważyłam że jakiś podejrzany typ za mną idzie.. trochę się wystraszyłam.. on chyba mnie śledził.... postanowiłam wyjść ze sklepu i wracać na tą durną imprezę... ale gdy już wyszłam, przed wyjściem ten typ chwycił mnie za rękę i zaczął coś mówić..

- Będziesz moją niewolnicą

- Yy.. chyba cię popierdoliło.

- Taka młoda i już przeklina? Będziesz i koniec. 

- Odwal się ode mnie! 

- Nie.. - Powiedział, po czym chwycił moją drugą rękę tak, że nie mogłam się ruszyć.. był silny...

- POMOCY!!! - Zaczęłam się drzeć, mając nadzieję że ktoś mnie usłyszy..

- Nikt ci nie pomoże..

Chciał mnie już zacząć bić, jednak zza sklepu przybiegł William, walnął go pięścią w ryj, po czym chwycił mnie za rękę i uciekliśmy.. Byłam w szoku.. on uratował mi życie.. Biegliśmy w kierunku domu Orlando, jednak zatrzymaliśmy się w połowie i zaczęliśmy rozmawiać.

- Uratowałeś mi życie! Dziękuje! - Powiedziałam ze łzami w oczach

- Na szczęście usłyszałem twój krzyk.. nie płacz

- Ale przecież.. przecież byłeś na imprezie Johnnego..

- Byłem.. ale była tam Mercy.. nie mogłem dłużej tam być.

- Ty też jej nienawidzisz?

- A jak tu ją lubić? Zrobiła Ci coś takiego.. a w dodatku teraz Johnny się z nią pogodził.. 

Ona, czy ja? | Johnny OrlandoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz