Leżałam cała obolała na czymś dosyć miękkim. Mogłam się tylko domyśleć, że było to łóżko, albo jakiś materac. Nie czułam się za dobrze, ale napewno lepiej niż wcześniej. Gdzie ja wogóle jestem? Już chciałam otworzyć oczy, ale szybko zrezygnowałam. Nad sobą usłyszałam głosy.
- Plaster, dlaczego ona się nie budzi?
- Nie wiem Newt, trzeba czekać.
- Czekać? Czekamy już 5 godzin!
- Spokojnie, przy takiej dużej utracie krwi to w miarę normalny objaw. Myślę, że jak nic się nie pogorszy, to obudzi się jeszcze dziś - po tym zapanowała chwilowa cisza.
Powoli zaczęłam otwierać oczy. Przez chwilę widziałam trochę niewyraźnie, ale szybko wszystko wróciło do normy. W pomieszczeniu ujrzałam około sześciu chłopaków. Kojarzyłam tyko dwóch z nich. Tego blondyna, którym chyba jest rzekomy Newt i tego lekko wkurzającego Azjatę. Reszta była dla mnie obca. Zobaczyłam, że Newt siedzi na łóżku, na którym leżałam ja, a inni stali obok niego. Był to między innymi niewysoki, czarnoskóry chłopak, który chyba bym tym słynnym plastrem. Domyśliłam się, ponieważ szperał coś przy mojej nodze. Kolejny był to wysoki brunet, o niezłej budowie. Nie wiem jak to możliwe, ale wydawał mi się dziwnie znajomy. Ale to pewnie tylko moje złudzenie. No bo jak ktoś, kogo widzę pierwszy raz może wydawać mi się znajomy. Ale wsumie nie mogę stwierdzić, że wcześniej się z nim nie znałam, bo w końcu nic nie pamiętam. Zauważyłam, że żaden z nich się na mnie nie patrzył. Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej.- Co ja tu robię? - spytałam bardzo zachrypniętym głosem. Odchrząknęłam, po czym znów przeniosłam na nich swój wzrok.
Wszyscy aż podskoczyli i w mgnieniu oka powrócili na ziemię. Zaśmiałam się chichutko pod nosem, lecz moja twarz szybko nabrała powagi.- O, świeża się obudziła - powiedział Azjata.
- Jak mnie nazwałeś? - oburzyłam się. Nie wiem, co to za słowa, ale to jak mnie nazwał, nie zbyt przypadło mi do gustu.
- Nie ważne. Jak się czujesz? - zapytał tym swoim znudzonym głosem.
- Lepiej - przyznałam - Czy ktoś zechcę odpowiedzieć na moje pytanie? - poczułam lekkie podenerwowanie.
- Jesteś w naszym miejscowym szpitalu. Zemdlałaś, ponieważ straciłaś dużo krwi z łydki. Możesz nam powiedzieć co ci się stało w nogę? - głos zabrał blondyn. Jego przeszywający mnie na wskroś wzrok sprawiał, iż czułam się niezręcznie.
- Nie wiem. Nic nie wiem. Chcę wrócić do domu - w kącikach moich oczu nazbierały się łzy. Jednak nie dałam im wypłynąć. Nie chciałam pokazać się ze strony kruchej, płaczliwej dziewczynki. Bo wiem, że taka nie jestem i nigdy nie byłam. Jestem twarda i nie chciałam okazywać słabości. Nie wiedząc dlaczego, stałam się bardziej wrażliwa i delikatna. Coraz częściej się bałam, lecz nadal, z pozoru, byłam twarda i opanowana.
- My też byśmy tego chcieli, wierz mi- powiedział ten tajemniczy brunet. Jego głos również był mi dobrze znany. Nic nie rozumiem. Muszę się stąd jak najszybciej wydostać.
Jednak najpierw muszę jakoś odwrócić ich uwagę. Widziałam jak ciemnooki ciągle na mnie patrzy. Takim z lekka zdenerwowanym, jak i współczującym wzrokiem. Przez to czułam się naprawdę nieswojo. Lecz musze przyznać, że jego wzrok jest naprawdę hipnotyzujący, dlatego tak usilnie próbowałam nie nawiązywać z nim kontaktu wzrokowego. Postanowiłam przystąpić do mojego planu.- Mogę wiedzieć, gdzie jest toaleta? - spytałam przekonywująco. Przynajmniej starałam się tak brzmieć. Naprawdę nie było to łatwe zadanie, zważywszy na to, że wciąż się bałam.
- Zaprowadzę Cię- zaproponował czekoladowooki. Wstał i podał mi rękę. Podałam mu ją niepewnie. Blondyn mocno mną szarpnął, tak, że o mało nie wyrwał mi ręki z zawiasów. Syknęłam głośno z bólu.
- O matko, przepraszam. Nie sądziłem, że ważysz tyle, co jabłko - zaśmiał się przepraszająco.
CZYTASZ
Last Hope
Teen Fiction,,Jeśli się nie boisz, nie jesteś człowiekiem" *Opowiadanie inspirowane filmem "The Maze Runner"* © Plampela; 2018/2019