Hayden jest wprost niesamowity. Jakże ja go uwielbiam. Można by mnie teraz zapytać, o czym ja wogóle mówię. Otóż Hay, mój drogi przyjaciel, na moją prośbę upiekł mi ciasto czekoladowe. Nie jestem zbyt dobra w pieczeniu, jedynie trochę znam się na gotowaniu. Za to on w pieczeniu jest poprostu mistrzem! I tak, nie mówiąc tego na głos, robi to sto razy lepiej niż Siggy. Ale spokojnie, nie powiem mu tego, nie jestem aż taka. Siedzę z Hayden'em przy stoliku, zajadając się tą pysznością. Ma to takie genialne czekoladowe nadzienie. Takie ciągnące. Jak toffi, tylko że czekoladowe. Jestem średnia w opisywaniu rzeczy, dlatego pewnie często nikt mnie nie rozumie. Chociaż, czasem sama siebie nie ogarniam. No cóż, zostańmy przy stwierdzeniu iż jestem dziwnym człowiekiem. Nie zaprzeczam. No bo co, jak co, ale każdy jest inny. A wiecie co jest moją pasją? Jedzenie. I pocałujcie się w nos, jeśli komuś to nie odpowiada. Bo w gruncie rzeczy, jest pare osób, które czepiają się o ilości, które spożywam. Między innymi moi przyjaciele. Lecz nie będę się tym przejmować, ponieważ w strefie nie da się być grubym. Każdy dzień tutaj, to jak maraton. Nawet Chuck zrobił się chudy jak palec. A właśnie, a propo Chuck'a, bardzo go zaniedbałam ostatnimi czasy. Mam przez to wielkie wyrzuty sumienia. Muszę to jakoś naprawić, dlatego spotkam się z nim po południu. Kocham tego chłopaczka i to wcale nie tak, że ja się z nim wogóle nie widuję. Przychodzi czasem do mnie do pracy, pośmiejemy się, czasem siądziemy razem na stołówce czy pożyczymy coś od siebie, ale tak wsumie, to tyle. To już nie to, co kiedyś. To nie te same prawie regularne spotkania, spacery, głupawki czy leniuchowanie. Więc choćby nie wiem co, muszę to naprawić, ale narazie wróćmy do teraźniejszości. Razem z Hayden'em delektujemy się tym darem od Boga. Tysiąckroć razy mu już za nie dziękowałam i wciąż nie przestaję. Ugh, żeby mi tak piekł codziennie na śniadanie, drugie śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacje. Byłabym w siódmym niebie, tak jak w tej chwili.
- Dziękuję - powtórzyłam z pełnymi ustami, wypchanymi ostatnim kawałkiem wypieku. Hay popatrzył na mnie z politowaniem i zaśmiał się krótko.
- Babo, skończ już. Ileż można dziękować - pokręcił głową z delikatnym uśmiechem.
- Dopóki nie zrozumiesz, że czekam na więcej takich pyszności - uśmiechnęłam się pięknie. Chłopak szturchnął mnie lekko w ramię i zaśmiał się. Ciasto było tak ciepłe, że na naszych policzkach pojawiły się rumieńce. Owinęłam się szczelniej kocem, pod którym siedzieliśmy i przymknęłam oczy. Westchnęłam cicho i zaczęłam szeptać słowa piosenki, która od rana chodzi mi po głowie, gdy nagle poczułam na sobie jego intensywny wzrok. Niepewnie obróciłam głowę w jego stronę. I nie myliłam się. Jego tęczówki wypalały we mnie dziurę. Lustrował całą moją zarumienioną twarz, aż w końcu zatrzymał się na oczach. Jego przenikliwe spojrzenie nieco mnie krępowało. Przez chwilę poczułam się taka mała. I, o Boże, za żadne skarby nie spodziewałabym się tego, co się zachwilę stanie. W mgnieniu oka zerwał się z miejsca, a już po chwili leżałam pod jego wyrzeźbionym ciężką pracą ciałem. Aż za bardzo czułam tę gorąc, jaka biła między naszymi ciałami. W pewnym momencie poczułam, jak w moim brzuchu wybucha bomba. Hayden wbił się w moje usta w ekspresowym tempie i zaczął nie pewnie poruszać ustami. Na początku nie oddawałam pocałunku, ponieważ byłam zbyt oszołomiona tym wszystkim, lecz odpuściłam i oddałam się chwili. Oddałam się jemu. Pocałunek był delikatny, ale przyjemny. Jego ciepłe i smakujące niesamowicie usta rozgrzewały moje ciało do granic możliwości. Oblizał moją dolną wargę, prosząc o dostęp do środka. Uchyliłam lekko wargi, po czym poczułam, jak jego język przyjemnie łaskocze moje podniebienie. Cała rozanielona nie czułam nic innego, oprócz jego obecności. Z całego serca nie chciałam, aby ta chwila się kiedykolwiek skończyła. Było tak dobrze. Nagle, jakby oprzytomniałam. Rozszerzyłam oczy, zupełnie w tym momencie, kiedy on zjechał pocałunkami na moją szyję, potem na obojczyk i pomimo tego, że było mi tak cholernie dobrze, to wiedziałam, że muszę przerwać tę czynność. To, co robiliśmy jest niewłaściwe. Nie powinniśmy. Niemal wyjęczałam jego imię, bo nie byłam w stanie inaczej. To, co mi robił było tak przyjemne, ale musiałam to zakończyć. Lekko odepchnęłam go od siebie, tym samym usiłując podnieść się do siadu, co naprawdę nie było łatwym zadaniem, zważywszy na zawzięcie chłopaka. Tak, jakby na chwilę zapomniał o swojej nieśmiałości. Nie była ona znaczna, ale jednak. On też zabardzo oddał się chwili. Odchrząknełam i wstydliwie spojrzałam w jego dopiero teraz zawstydzone oczy. Lecz widać po nim było, iż nie żałował tego, co zrobił. I tak w sekrecie, ja również nie cofnęłabym czasu.
CZYTASZ
Last Hope
Teen Fiction,,Jeśli się nie boisz, nie jesteś człowiekiem" *Opowiadanie inspirowane filmem "The Maze Runner"* © Plampela; 2018/2019