Rozdział 2

1K 45 52
                                    

Widzę dziewczynkę, która ma około pięć lat. Ma ona długie włosy, falowane, jasnobrązowe...oczy o niezwykle czarnych tęczówkach. Podobna do mnie... Przytula się do jakieś kobiety, o podobnych rysach twarzy. Dziewczynka, podobnie jak kobieta, płacze.

- Mamo, ja nie chcę tam iść- zapłakała żałośnie dziewczynka.

- Ja też tego nie chce, ale nie ma innego wyjścia- powiedziała smutno kobieta.

- Ale dlaczego? - dopytywała młoda.

- Dowiesz się w swoim czasie, Diano. Pamiętaj, że nie ważne co się stanie, kocham Cię najmocniej na świecie - kobieta płakała.

Ta dziewczynka, to byłam ja.

- Ja też Cię kocham, mamusiu - w tym momencie, jacyś faceci w czerni, siłą odciągnęli mnie od matki. Krzyczałam, ale nikt nie reagował. Po chwili przed nosem zatrzasnęły mi się drzwi. Wiedziałam, że już nigdy nie zobaczę osoby, którą tak bardzo kochałam.

Powoli zaczęłam wybudzać się z transu.

Momentalnie zerwałam się z miejsca i zaczęłam rozglądać po pokoju. Newta już nie było. Poczułam, że jestem cała mokra od potu. Nie wiedziałam co to był za sen. Uważałam, że to było w pewnym rodzaju wspomnienie. Tylko o co w nim chodziło? Napewno to tylko zwykły sen. Nie zastanawiając się dłużej, chwyciłam ubrania i polazłam do łazienki, odprawić poranną rutynę. Umyłam zęby, rozczesałam włosy, które odrzuciłam na plecy, wymalowałam rzęsy i ubrałam się w czarne leginsy, jasno niebieską bluzkę na ramiączkach oraz szare buty sportowe. Na ręce wciąż miałam tą piękną bransoletkę. Postanowiłam się jej bliżej przyjrzeć. Była ona koloru srebrnego, z sercem, na którym wyryty był napis I always love you. Zaczęłam zastanawiać się od kogo ją dostałam. I skąd taki piękny napis? Chyba nikt z dawnych znajomych nie dałby mi bransoletki z takim miłosnym napisem. Może mam ją od kogoś z rodziny... A może miałam drugą połówkę? Czuję, że szybko się nie dowiem. Zastanawiał mnie również mój dzisiejszy sen. O co mogło się rozchodzić? Ugh, nienawidzę tej cholernej pustki w głowie! Z rozmyślań wyrwało mnie otwieranie drzwi do toalety, w której obecnie się znajdowałam. Nie wiedziałam czy mam panikować, bo ten ktoś okaże się mordercą, lub gwałcicielem, czy zachować spokój i grzecznie wyprosić kolegę. Postawiłam na tym drugim. Kogo do cholery niesie? Zadrżałam, gdy ujrzałam tą osobę.

- No proszę, kogo moje oczy widzą- zakpił ten prostak, Gally.

- Z łaski swojej, opuść proszę ten lokal i ładnie poczekaj, aż wyjdę - powiedziałam pewnie, choć jednak nie do końca. Przy nim, zresztą nie tylko, moja pewność siebie nieco gasła. Nawet bardzo. Nie podobało mi się to, ani trochę.

- Ale dlaczego? Z miłą chęcią, popatrzę, jak się przebierasz - uśmiechnął się znacząco i przerażająco. Z kroku na krok, był coraz bliżej mnie, a ja dostawałam coraz większych palpitulacji serca. Byłam niemal pewna, że on również słyszy bicie mojego serca.

- Spóźniłeś się - odparłam najbardziej spokojnie, na ile mnie było stać. Ciężko było mi zachować powagę, skoro coraz intensywniej czułam jego bliskość.

- Oh, nic nie szkodzi. Chętnie obejrzę powtórkę - zbliżył się do mnie i zaczął pewnie odchylać mi bluzkę. Byłam tak bardzo przestraszona. Te ściany były tak szczelne, iż zapewne nikt nie usłyszałby mojego wrzeszczenia. Nie mogłam tak bezczynnie stać i czekać na atak z jego strony. Musiałam działać. Zanim zdąrzył cokolwiek niechcianego zobaczyć, mocno go odepchnęłam, lecz chłopak ani drgnął. Zaśmiał się krótko i zjechał mnie kpiącym spojrzeniem. Teraz to już po mnie. Byłam bardzo roztrzęsiona, ponieważ bałam się tego, jaki będzie jego kolejny ruch. On mnie tak bardzo przeraża.

Last HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz