Cała obolała, w dodatku kulejąc z, jak sobie można wyobrazić ogromnym gniazdem na głowie i podkrążonymi oczami, starałam się dotrzeć do strefy, po calusieńkiej nocy spędzonej w labiryncie. Do tej pory nie wiem, jak to się stało i wogóle jakim cudem się udało. Co z tego, że prawie cała się połamałam. To zupełnie nic.
Szłam, tak naprawdę nie wiedząc, gdzie idę. Fakt, pobiegałam sobie tu trochę, ale to nie znaczy, że zapamiętałam drogę. Wręcz przeciwnie. Wszystko mi się pomieszało. Błądziłam, aż do momentu, w którym usłyszałam dobrze znane mi głosy. Głosy chłopców. Podążałam w ich kierunku ledwo utrzymując się na nogach. Moja kostka, przez jakże wygodne spanie na betonowej posadzce wcale nie była w lepszym stanie. A tak prawdę mówiąc, nieźle mnie napieprzała.
Głosy stawały się coraz wyraźniejsze, z czego byłam niezwykle zadowolona. Jeszcze nigdy tak bardzo nie pragnęłam zobaczyć tych wszystkich twarzy. Czym prędzej, uważając przy tym na opuchniętą nogę, kuśtykałam w stronę wyjścia. Ale to, jak bardzo chciało mi się pić, przewyższało chyba wszystko.
Ledwo doczłapałam do zakrętu, który okazał się moim wybawieniem. Gdy tylko się zza niego wychyliłam, praktycznie zawyłam ze szczęścia. Nikt jednak tego nie usłyszał, więc postanowiłam zawołać. Może coś im przemówi do rozumu i zaniosą mnie do pokoju? O tak, byłoby bajecznie.
Z obolałego gardła wydobyłam zachrypnięty i przemęczony głos, który zwrócił uwagę paru streferów. Newt, Alby, Minho i Hayden ruszyli pędem w moją stronę. Na czele był chłopak, który mnie bardzo zranił, ale muszę przyznać, że podczas nocki w labiryncie, kiedy to wierciłam się jak głupia na betonie, usiłując zasnąć, wszystko sobie co do niego przemyślałam. Zauważyłam, że żałuje i postanowiłam dać mu jeszcze jedną szansę. W sumie, to nie podjęłabym tej decyzji i chyba wogóle bym o nim nie myślała, gdyby nie ten jego krzyk, gdy wbiegałam za mury. Taki przerażony, a zarazem zrozpaczony. To mnie najbardziej ruszyło.
Kiedy tylko stanął obok mnie, opadłam bezsilnie w jego ramiona wiedząc, że mnie złapie. I nie myliłam się. Od razu poczułam jego ciepłe i silne dłonie na swojej kościstej talii.
Przyjemny dreszczyk przeszył moje ciało. Jedyne co pamiętam to to, że chwilę później straciłam przytomność.***
- Brawo Diano, udało Ci się przetrwać noc w labiryncie. Twój test powoli dobiega końca. Możesz się cieszyć, zdałaś. Teraz będziesz mogła spokojnie wrócić do pracy.
- Po co było to wszystko?
- Dowiesz się w swoim czasie, obiekcie A40.
- Co teraz?
- Teraz wyprowadź ich z labiryntu. Pora przejść do próby numer dwa - kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.
Uniosłam brew wyraźnie zmieszana. To wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Mój mózg próbował przyswoić to wszystko. Czy to już naprawdę koniec?
W końcu odważyłam się zapytać o najistotniejszą rzecz w tym całym koszmarze.
- Jak mam ich stamtąd wydostać? Co mam zrobić?
- Ty już to wiesz, Diano.
Pani Paige wyszła, tym samym zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Tak naprawdę nie dowiedziałam się nic, a jednocześnie dowiedziałam się tak wiele.
Znałam swoje zadanie. Wiedziałam co teraz muszę zrobić. To było moim celem. Nagle jakby mnie olśniło.
Bo okazało się, że to wszystko było takie proste, takie oczywiste. Byliśmy takimi głupcami, że na to nie wpadliśmy. To była jedna z pierwszorzędnych opcji. Dlaczego więc o tym nie pomyśleliśmy? Czemu na to nie wpadliśmy? Na to pytanie istnieje jedna odpowiedz.
CZYTASZ
Last Hope
Jugendliteratur,,Jeśli się nie boisz, nie jesteś człowiekiem" *Opowiadanie inspirowane filmem "The Maze Runner"* © Plampela; 2018/2019