Rozdział 20

263 13 5
                                    

Dokładnie wtedy, gdy wrota się otworzyły wszyscy zebraliśmy się pod nimi. Mieliśmy opracowany plan ucieczki z tego gówna, o ile większe nie czeka nas na zewnątrz. Mając w głowie wszystkie dane i informacje jakie otrzymałam w prezencie od Dreszcz'u miałam totalny mętlik, harmider w głowie. Stresowałam się. Stresowałam się bardzo, czując nieprzyjemne ściskanie w brzuchu. Bałam się, to rzecz oczywista, bo kto by się nie bał? Próbowałam posklejać myśli, ponieważ z tych nerwów nie mogłam się wogóle skupić.

Stąpałam z nogi na nogę, nerwowo przygryzając dolną wargę. Przeleciałam wzrokiem po każdym tu zebranym, zatrzymując go na pewnej osobie nieco dłużej niż powinnam. Uśmiechnęła się do mnie pocieszającą i pokazała kciuk w górę, przez co i na moją twarz wpłynął lekki uśmieszek.

Theresa od zawsze wydawała mi się bliska, a wiadomość, że jest moją siostrą tylko to potwierdziła. Jest nie tylko siostrą, ale i przyjaciółką. Cieszę się, że ją mam. Cieszę się, że mam ich wszystkich. I pomimo tego, że nigdy nie chciałabym tu trafić i wolałabym cofnąć czas, cieszę się, że ich poznałam. Są chyba najlepszą rzeczą jaka mnie tu spotkała.

Tak próbowałam czymś zająć myśli, co okazało się naprawdę trudnym zadaniem.

Z nudów i ciągłego stresu zaczęłam obgryzać paznokcie, czego nigdy nie robiłam, to wszystko z tych nerwów, ugh. Chciałam mieć to już z głowy.

Poczułam szturchnięcie w ramię, na co odwróciłam się spoglądając za siebie. Minho uniósł lekko kąciki ust i w geście pocieszającym pomasował moje ramię.

- Gotowa?

Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, bo to już ten moment. To ten moment, w którym zaraz się zesram w gacie z nerwów.

Spojrzałam w jego ciemne oczy, które wyrażały troskę i niepewność. Tak, ja też nie byłam przekonana co do tego wszystkiego, ale trzeba korzystać, póki jest okazja. Kolejna może się nie przytrafić.

- Tak.

Wdech, wydech, wdech, wydech.

Zaciskając palce na luźnej, białej bluzce sportowej zrobiłam kilka kroków prowadzących do miejsca, gdzie wszyscy bedą mogli mnie dobrze usłyszeć i zobaczyć. Przymknęłam na sekundę oczy i biorąc się w garść stanowczym wzrokiem popatrzyłam na pozostałych.

- Wiecie, po co się tutaj spotykamy. Wiecie, że mamy zamiar wyjść poza mury i już raz na zawsze zostawić to miejsce za sobą. Macie do wyboru: iść albo nie iść. Zdecydujecie później, najpierw wytłumaczę wam jak wygląda plan...

Jakieś pięć minut zajęło mi tłumaczenie wszystkiego streferom. Teraz pozostała kwestia tego kto idzie, a kto nie.

- Teraz, niech ten kto zdecydował zostać wycofa się - gdy to powiedziałam około piętnastu streferów udało się do swoich domków lub stało daleko z tyłu patrząc na rozwój akcji. Zostało nas szesnastu, więc nie jest źle.

Skinęłam głową na znak, że rozumiem i szanuję ich decyzję. Nie chcą to nie, nikogo nie będę zmuszać.

- No dobra, każdy wie jaki jest plan, więc chodźmy - westchnęłam głośno i kiwnęłam głową w stronę byłego przywódcy.

Zgodnie przekroczyliśmy próg bramy i znajdując się na pierwszym zakręcie zaczęliśmy biec. Nie mogliśmy pozwolić sobie na trucht, bo w każdej chwili jakiś dozorca mógł zechcieć pokrzyżować nam plany. Dlatego byliśmy zmuszeni biegnąć sprintem. Mijaliśmy kolejno przeróżne zakręty i przemierzaliśmy bardzo długie korytarze. Wydawało się nie być końca naszej podróży, gdy wreszcie po godzinie znaleźliśmy się w samym centrum labiryntu. To stąd widać było dookoła każdy sektor podpisany inną cyfrą.

Last HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz