Rozdział 3

900 45 24
                                    

Obudziłam się wcześnie rano. Po wschodzącym słońcu, mogłam stwierdzić, że jest jakaś szósta rano. Instynktownie popatrzyłam się na prawo. Newt jeszcze spał. Wyglądał tak słodko, że nawet nie przyszłoby mi na myśl go budzić. Kąciki moich ust uniosły się ku górze. Wstałam więc i po cichu podeszłam do pudełka z moimi ubraniami. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że spałam w samej koszulce i majtkach. I to z Newt'em! O purwa, nie, no nie. Tylko ja jestem zdolna do takiej bezmyślności. Kontynuując, z pudełka wyjęłam czerwony top oraz czarne, leciutko potargane jeansy. Spięłam włosy w wysokiego kucyka, pomalowałam rzęsy i wyszłam z pokoju. W strefie było prawie pusto. Tylko nieliczni rozpoczynali już swoją pracę. W tym Patelniak. Udałam się więc do niego z nadzieją, że zaspokoi mój głód.

- Hej, Patelniak! - zawołałam. Oczywiście, miałam w tym swój interes.

- O Boże! - przestraszył się. No i o to właśnie chodziło. Wystraszył się. Punkt dla mnie.

- Mam na imię Diana, ale jak kto woli - posłałam mu cwany uśmieszek. Przewrócił na mnie tylko swoimi ciemnymi oczami.

- Ha, ha bardzo śmieszne - uśmiechnął się. Dla mnie, jakże.

- No wiem - odwzajemniłam gest - Co tam pichcisz? - naprawdę miałam ochotę na coś dobrego. Bo umierałam z głodu.

- Robię moje słynne naleśniki A'la Patelniak - wypiął dumnie pierś. Parsknęłam śmiechem na jego wypowiedź - to doprawdy dziwne, że jeszcze o nich nie słyszałaś. Nikt się nie chwalił, że je jadł?

- Jeszcze nie, ale zapewne chciał - przewróciłam oczami z uśmiechem - to wielki zaszczyt, że mam okazję ich skosztować.

- Już, nie jaraj się tak - powiedział patrząc w patelnię - jeszcze chwila i będą gotowe.

- Jasne. Czyli nie dostanę nic przed śniadankiem? - zapytałam zawiedziona. Naprawdę liczyłam na litość z jego strony.

- Wróć za pół godziny to może załapiesz się na ostatki - odpowiedział.

- Jasne, czyli będę za 15 minut - wzruszyłam ramionami i wyszłam. Lubię tego gościa. Patelniak. Kreatywnie, nie powiem. Zważywszy na to, że w strefie prawie nikogo, postanowiłam się przejść. Minuty się strasznie dłużą, a ja jestem coraz bardziej głodna. Idąc koło lasu, zawinęła mi się noga i już po chwili leżałam na ziemi. Upadłam koło dużego drzewa. Natychmiastowo podniosłam się na nogi i rozglądnełam się nerwowo z nadzieją, że nikt tego nie widział.

Jaka ze mnie ofiara, matko...

Usiadłam więc pod tym drzewem i nudziłam się. Ale nie zamierzałam wracać do poprzedniej czynności z dwóch powodów. Pierwszy - wtedy też mi się nudziło, drugi - boję się, że znowu się wypierdzielę. Wtedy w oddali zauważyłam zbliżającą się w moją stronę sylwetkę. Z początku myślałam, że to znowu Gally i już miałam odejść, jednak to nie był Gally. Był to ten sam, ciemno włosy chłopak, który wydawał mi się znajomy. Po chwili znalazł się obok mnie. Patrzyłam na niego zdezorientowana. Chłopak usiadł obok mnie i popatrzył mi w oczy.

- Możemy pogadać? - zapytał zestresowany i spięty. Ja jedynie byłam zdziwiona.

- T-tak - odparłam, nadal nie rozumiejąc, o co chodzi. Wciąż nie przestałam wątpić w to, że skądś go znam. Z minuty, na minutę, jedynie się w tym utwierdzałam.

- Wiem, że to głupio zabrzmi - przełknął ślinę - ale wydaje mi się, że...znaliśmy się kiedyś - zaczął od razu. Tym razem, to ja przełknęłam ślinę. Czyli jednak... - od początku wydałaś mi się znajoma -
siedziałam totalnie oszołomiona. Czyli, to jednak nie przeczucie.

Last HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz