Epilog

357 11 0
                                    

Zwartą grupą przemierzaliśmy kolejne metry korytarza oświetlonego jedynie przez nieliczne jarzeniówki, które migały słabym światłem. Trzymaliśmy się blisko siebie nie będąc pewni, co czeka nas za chwilę. Nasze kroki były ciche i niepewne, baliśmy się, że natkniemy się na kolejną pułapkę. Kątem oka spojrzałam na osoby po moich bokach. Były nimi Chuck, który od momentu śmierci Jeff'a nie opuszczał mnie ani na krok oraz Newt, który pomagał mi w prowadzeniu grupy i nie spanikowaniu przy tym wszystkim. Zauważyłam u nich obydwu odruchy nerwowe. U tego pierwszego były to strzelanie palcami i zbyt częste mruganie oczami, a u drugiego wielokrotne przeczesywanie palcami włosów i odwracanie się co sekundę do tyłu. Trudno mi było patrzeć na ich zdenerwowanie i stres, ponieważ wtedy i mój automatycznie się zwiększał. Lecz z całych sił starałam się to opanować i pokazać im, że wiem co robię, choćby tak naprawdę było zupełnie inaczej.

Niecałe dziesięć minut zajęło nam przedostanie się na koniec korytarza.

- Co teraz? - zapytał Siggy, czyli patelniak. Czułam jego spojrzenie na sobie, ale nie odwróciłam się. Bałam się, że gdy zobaczę strach w jego oczach, sama spanikuję.

Bo prawda była taka, że kompletnie nie wiedziałam, co teraz.

Znajdowaliśmy się w ślepym zaułku. Tam, gdzie normalnie powinno stać wyjście, tam nie było nic oprócz ścian wokół.

- Diana, zapytałem co teraz! - zapytał ponownie wściekłym głosem. Przymknęłam na chwilę powieki i w końcu odwróciłam się w jego stronę. Zobaczyłam w jego oczach złość, jak przypuszczałam, do mojej osoby oraz jak się obawiałam, strach. Lecz zacisnęłam zęby wraz z pięściami i twardym wzrokiem popatrzyłam mu w twarz.

I może to było głupie, co wtedy powiedziałam, ale miałam przeczucie, że musimy tu trochę pogłówkować.

- Szukajcie drzwi w ścianach.

Wszyscy spojrzeli na mnie rozbawionym wzrokiem, po czym parsknęli krótkim śmiechem.

- Przepraszam Dia, ale takich rzeczy, jak drzwi ukryte w ścianie nie ma - zaśmiał się ten, który od początku naszej wyprawy wyśmiewał się z mojego dowodzenia. Ja tylko uśmiechnęłam się kpiąco i popatrzyłam na niego jak na idiotę.

- Aha, czyli zamykanie ludzi w labiryncie, w którym biegają zmutowane stwory jest dla ciebie bardziej prawdopodobne niż ukryte w ścianie drzwi? - spytałam z cynicznym uśmiechem.

Wtedy wszyscy jakby wrócili do naszej rzeczywistości i zrozumieli, że moje przypuszczenia mogą być słuszne, bo od razu po moich słowach zabrali się za przeszukiwanie ścian. Uśmiechnęłam się zwycięsko do osobnika, z którym wymieniłam dwa zdania, po czym gdy z satysfakcją zobaczyłam jego zdenerwowane spojrzenie, sama zaczęłam szukać wyjścia. Nie było to łatwe, zważając na to, że nie bardzo wiedziałam jak się do tego zabrać. Zaczęłam macać palcami szarą ścianę z zamiarem znalezienia czegokolwiek.

Nie wiem ile tak szukaliśmy, lecz zajęło nam to zdecydowanie zbyt długo. W chwili, gdy już zaczęłam tracić nadzieję, usłyszałam podniesiony głos za moimi plecami.

- Jest! Znalazłem! - momentalnie odwróciłam się do Hayden'a, który obiema dłońmi pchnął ścianę do przodu, a ona wsunęła się i ukazała nam wyjście z korytarza, w którym miałam wrażenie, że zaraz wysiądzie prąd.

Wszyscy jak na zawołanie ruszyliśmy w tamtą stronę, jednak zwolniliśmy przed samymi drzwiami nabierając niepewności, co do przejścia przez nie. Byliśmy już zbyt przewrażliwieni. W końcu przeszłam na sam przód, jak na przywódczynię przystało i nie zastanawiąjac się dłużej, pchnęłam drzwi, które głośno zaskrzypiały. Zaraz za mną weszli pozostali, a jak się spodziewałam, Chuck w sekundę znalazł się przy moim ramieniu.

Last HopeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz