26.

3K 138 2
                                    

Usłyszałam denerwujące pikanie. Uchyliłam delikatnie powieki po czym zacisnęłam je z powodu oślepiającego światła. Chciałam krzyknąć, by wyłączyli to ustrojstwo, lecz moje gardło było suche i obolałe. Wciąż nie otwierając oczu wysapałam z trudnością prośbę do kogokolwiek, kto tylko znajdował się w pomieszczeniu.

-Wo... dy 

Widocznie był ktoś ze mną, ponieważ poczułam jak moja głowa zostaje delikatnie podniesiona,  a usta dostają upragnioną ciecz. Chciałam coś powiedzieć, ale powstrzymał mnie kojący głos matki. 

-Spokojnie kochanie. Odpoczywaj.

Moja głowa znów spoczęła na poduszce,  która wydawała się wyjątkowo miękka. Nadal nie otwierając oczu poddałam się nieuzasadnionemu zmęczeniu.

°°°


Kiedy się obudziłam, było już ciemno. Jedyne światło dochodziło z słabo oświetlonego korytarza. Ponownie usłyszałam irytujące pikanie, dochodzące z prawej strony. Delikatnie podniosłam się do siadu prostego i zauważyłam, że na krześle stojącym prawie w samym rogu sali, spał oparty na kolanach mężczyzna. Nie mogłam zidentyfikować jego tożsamości, gdyż był za daleko i półmrok panujący w pomieszczeniu także w tym nie pomagał. Dotknęłam delikatnie mój brzuch. Wyczuwałam kilka szwów, ale nie odczuwałam już bólu. Może to dzięki lekom a może tak długo byłam nie przytomna i rana się zagoiła. Złapałam za misia, który nie wiedzieć czemu leżał po mojej lewej stronie i rzuciłam nim w chłopaka. Podniósł on głowę i rozpoznałam w nim Michaela, który spojrzał na mnie i natychmiast do mnie podszedł.

-Iris - złapał mnie za rękę. W jego oczach widać było ulgę. - Jak się czujesz? 

-W miarę. Jak długo byłam nie przytomna? 

-Nie zaprzątaj sobie tym głowy.

-Powiedz... Proszę.

-Dwa i pół miesiąca.

Przełknęłam głośno ślinę.  Czyżby obrażenia były tak poważne?  Przecież to był jeden strzał. Przecież Kevinowi nic nie było. Dlaczego więc byłam nie przytomna przez tak długi okres czasu. Chłopak widząc moje zakłopotanie, przysunął krzesło, by być bliżej.

- Wykurowałaś się bardzo szybko i fizycznie byłaś zdrowa po dwóch tygodniach. Rana szybko się zrosła, więc szybko o niej zapomnisz. No może mała blizna będzie ci o niej przypominać... Ale nikt nie wie dlaczego się nie wybudziłaś. Lekarze dwa razy próbowali cie wybudzić, niestety bezskutecznie. Stwierdzili, że to coś z psychiką. Nie wiem dokładnie o co chodzi... Ale to czy byś się obudziła, zależało od ciebie. Cieszę się, że wygrałaś walkę z podświadomością.

Jego słowa powoli docierały do mojej głowy i układały się w całość. Dopiero po chwili zrozumiałam. Mogłam się już nigdy nie obudzić. Moje serce momentalnie przyspieszyło, co mógł i zauważyć Mike dzięki maszynie, która zaczęła szybciej piszczeć.
Wiedziałam jak niebezpieczne jest to co robię...  Co robiłam. Ale nigdy nie brałam do myśli, że mogę umrzeć. Nigdy się tak tego nie bałam.
Przez moje ciało przeszedł wstrząs. Do sali wbiegły pielęgniarki z lekarzem.  Jedna z nich wstrzyknęła mi coś do węflona. Po nie długiej chwili moje powieki stały się ciężkie, a obraz zaczął się rozmazywać.

°°°

-Wszystko będzie z nią w porządku? 

- Jeśli nie będą ją już na chodziły ataki paniki, będziemy mogli ją wypisać do dwa dni. Jej stan jest dobry i jej życiu już nic nie zagraża.

-Dziękuję panu.

Kobieta, która była już po czterdziestce podeszła do mojego łóżka i przysiadła na jego krawędzi. Opiekuńczymi dłońmi zaczęła głaskać mnie po włosach i kciukiem ocierać mój policzek

- Hej. Jak się czujesz? 

-Znośnie. Chce stąd wyjść.

- Wypiszą cię z tąd gdy poczujesz się lepiej.

- Czuje sie dobrze. Są ważniejsze sprawy niż moje zdrowie. Jest Mike?

-Tak. Na korytarzu.

-Zawołaj go proszę. Muszę z nim porozmawiać.

Mama pokiwała twierdząco głową i wyszła na korytarz. Po sekundzie w drzwiach stanął Michael. Wyglądał fatalnie. Jego oczy były zaczerwienione, a pod nimi były wielkie wory. Twarz miał bladą i widocznie schudł. Chłopak podszedł do mnie i usiadł na krześle.

-Co z nimi? Co się działo przez ten okres czasu, gdy mnie nie było?

-Twój brat, Lea, Eric mają się dobrze. Ostatnia dwójka się zeszła i wyjechała. Nadia wróciła do swojego poprzedniego stanu. Ma się dobrze i objęła władzę w gangu.  -Przerwał na chwilę by na moje spojrzeć. - Bones nie żyje. Tym razem na dobre, więc nie powinien zmartwychwstać ponownie.

-A co z Kevinem i Sofią?

-Kevin wydobrzał i wyjechał z karju zaraz po... Zaraz po...

-Zaraz po czym?

-Zaraz po pogrzebie Sofii. -ponownie zamilkł i spojrzał na mnie. - On cię nie wini. Wie że to nie twoja wina.

-Zginęła...tam? 

-Nie. Zmarła po tygodniu w szpitalu. Lekarze starali się jak tylko mogli, ale ona nie walczyła. Poddała się. Wszyscy baliśmy się,  że tak będzie i z tobą...

Michael widząc moją minę podszedł do mnie i delikatnie objął, szepcząc coś o tym, że wszystko będzie dobrze. Nigdy nie lubiłam Sofii i to ze wzajemnością, ale nigdy nie życzyłam jej śmierci. Nie chciałam tego. Nie chciałam by ktoś ginął z powodu mojej małej wojny z Marcello.

- Jest jeszcze coś. Nadia postawiła radę przed faktem dokonanym.

-Mianowicie?

-Postanowiła, że możesz opuścić gang bez żadnych konsekwencji. Jeśli tylko chcesz. Wybór należy do ciebie.

Przez moja głowę przefrunęła mysli, że może nie wszysko stracone. Wybór nie był ciężki. Uśmiechnęłam się i o dziwo zaczęłam płakać. Płakałam ze szczęścia. Mike uśmiechnął się po raz pierwszy od kiedy tu wszedł.

- Jest jeszcze coś.

Mówiąc to podał mi białą kopertę zaadresowaną do mnie. Rozpoznałam na niej pismo Kevina.

- Prosił bym ci to przekazał. Zostawię cie samą.

Michael wstał z krzesła i wyszedł z pomieszczenia zostawiając mnie samą z listem. Otworzyłam delikatnie kopertę i zaczęłam czytać.

Droga Iris...


Bad Girl Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz