38.

1.1K 86 22
                                    

Wiele godzin siedzieli, nie wiedząc nic. Frustrowało go to bardzo. Albo chodził w kółko, albo siedział i się wiercił. Każdy z nich już ledwo kontaktował. Ciągła niewiedza była okropna, ani jedna informacja nie została im przekazana.

Kiedy miał już iść do lekarza i wykrzyczeć mu to, że o niczym ich nie informuje, mężczyzna wyszedł zza szklanych drzwi.

— Co z nią? - spytali wszyscy naraz. Lekarz omiótł ich wszystkich wzrokiem, zacisnął usta, po czym westchnął głośno.

— Doszło do zatrzymania akcji serca aż trzy razy w przeciągu pięciu godzin. - zamilkł na chwilę. Grunt spod nóg Kuby zniknął. Patrzył na niego i nie wierzył, że to co mówi jest prawdą – Pani Hoffer zapadła w śpiączkę, musieliśmy przeprowadzić dosadne płukanie żołądka. Jej organizm jest naprawdę silny, rzadko kiedy zdarza się coś takiego. Zażyła bardzo dużo substancji psychoaktywnych, co zazwyczaj nie kończy się dobrze. Teraz jest pod stałą obserwacją, będziemy czekać aż się wybudzi. - spojrzał na nich poważnie. Nie chciał wierzyć w to co mówił.

— Czy można ją zobaczyć? - spytali jej roztrzęsieni rodzice.

— Niestety nie jest to możliwe dopóki policja nie zacznie dochodzenia, skąd pani Dominika wzięła takie ilości narkotyków.

— To ja. - Przemek podniósł się z miejsca. Wszystkie spojrzenia padły na niego – Ja jej to dałem, dragi były moje.

— Ale... - Olka próbowała coś powiedzieć, ale szatyn zgromił ją wzrokiem. Kuba sam był w szoku, że tak łatwo się do tego przyznaje.

— Dobrze. - powiedział lekarz – Zadzwonimy na policję i złoży pan zeznania. - chłopak kiwnął głową i z powrotem usiadł na krześle. Kuba miał nadzieję, że nie wyjdzie z więzienia do końca swoich dni. Lekarz rozejrzał się po całym korytarzu, który był zapełniony tylko oczekującymi na wieści o Dominice – Państwo idą do domu, najlepiej wrócić po południu. Do sali, najprędzej będzie można wejść jutro. - powiedział i odszedł.

Nikt jednak się nie ruszył. Każdy z nich po prostu chciał czuwać przy niej, będąc nawet na tym korytarzu. On nie miał nawet zamiaru stąd wychodzić dopóki się nie obudzi.

***

— Stary... - obudziło go lekkie szturchanie. Zerwał się z krzesła – Spokojnie, teraz ty możesz wejść. - mówił cicho Krzysiek.

Wyminął się w drzwiach z zapłakaną Olą i jak najszybciej wszedł do sali. Ten widok złamał mu serce. Dominika leżała na łóżku podłączona do respiratora, miała wokół siebie miliony kabelków.

Była tak blada, że aż wtapiała się w biały kolor pościeli. Jej policzki były zapadnięte, a oczy podkrążone.

Usiadł na krzesełku znajdującym się obok łóżka i złapał za jej dłoń, która była lodowata. Czuł łzy spływające po swojej twarzy.

— Przepraszam. - wybuchł płaczem. Pikanie maszyny wskazywało na to, że bicie jej kruchego serca było bardzo powolne – Nie zasłużyłaś na to. Powinnaś być teraz w naszym mieszkaniu, a ja powinienem pomagać ci i opiekować się tobą i naszym dzieckiem. - pociągnął nosem. Gdy tylko usłyszał o tym, że poroniła, ta wizja nawiedzała go za każdym razem jak zamykał oczy – Jestem pierdolonym idiotą, ale to już wiesz. Dawałaś mi energię do życia. Patrzyłem na twoją uśmiechniętą twarz i sam się uśmiechałem. Zjebałem tak bardzo, zniszczyłem cię. Gdybyśmy się nie poznali, to nie wróciłabyś do tego syfu. A teraz? Leżysz tutaj i możesz...możesz... - złamał mu się głos. Nie był w stanie tego wypowiedzieć - ...ale ty jesteś silna. Znam cię dobrze, umiesz walczyć. Pamiętaj, że kocham cię pomimo wszystko i nigdy w życiu nie przestanę. - przyłożył jej dłoń do swojego policzka.

Zacisnął oczy starając się nie płakać, ale ten widok go łamał. Opuścił delikatnie dłoń dziewczyny i oparł głowę o wolną przestrzeń łóżka. Starał się myśleć o pozytywach. Próbował przywoływać do głowy obrazy przyszłości w optymistycznych aspektach. Szczerze wierzył, że się obudzi.

***

Otworzył nagle oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Nawet nie czuł kiedy przy niej zasnął. Nic się nie zmieniło, dalej wyglądała tak samo niezdrowo jak przed zaśnięciem. Liczył na niemożliwe, ale brakowało mu pozytywności.

— Mała... - pogładził jej rękę – Obudź się proszę. Leżysz tu już o dwa dni za długo. Musisz walczyć, rozumiesz? - miał głupią nadzieję, że go słyszy – Jak już się obudzisz, zrobię co będziesz chciała. Nie ważne co to będzie, ale zrobię. Dla ciebie wszystko. - ucałował jej dłoń. Do sali weszła pielęgniarka.

— Musi pan opuścić pokój, będziemy przeprowadzać badania. - wskazała ręką na drzwi.

— Ja już muszę iść, ale wrócę, Trzymaj się. - wyszeptał i wyszedł na korytarz. Omiótł go wzrokiem i dostrzegł, że wszyscy zasnęli.

Usiadł na krześle i oparł głowę o ręce. Siedział tak pięć minut, a może godzinę. Już nawet nie wiedział. W tym miejscu tracił rachubę czasu.

Z transu wyrwał go trzask drzwi. Z sali wybiegła pielęgniarka, która wcześniej wyprosiła go z pokoju. Po chwili wróciła biegiem z lekarzem. Każdy się zerwał i znowu w niewiedzy oczekiwali na nieznane.

Czuł, że strach zawładnął jego ciałem. Bał się, bo dalej nikt nic nie wiedział. Przez ponad dwie godziny, ktoś cały czas biegał i krzyczał, a nie mówili im o niczym.

Po długim zadręczaniu sobie głowy, przez nich wszystkich razem, z sali w końcu wyszedł lekarz.

— Co się stało!? - poderwał się z miejsca natychmiast. Facet westchnął ciężko i spojrzał na nich poważnym wzrokiem.

Kubę ogarnęło przerażenie. Czuł, że zaraz zwymiotuje. Błagał los aby nie usłyszeć tych strasznych słów.

— Ponownie doszło do zatrzymania akcji serca. - usłyszał za plecami głośne szlochy – Już po raz czwarty. Udało się ustabilizować stan pacjentki, która dzielnie walczy. - Kuba odetchnął głęboko – Niemniej jednak, musimy doprecyzować to jakie leki musi przyjmować, bo jeżeli dalej będzie dochodzić do takich sytuacji, szanse na przeżycie są małe. - posłał im współczujące spojrzenie.

Po tych informacjach, do Dominiki weszli jej rodzice. Siedzieli tam ponad godzinę, a on chodził jak poparzony. Chciał już do niej wejść, ale przed nim zrobiły to Ola, Sonia i Nina.

Nie wiedział co robić, jej stan był naprawdę zły. Serce może tego nie wytrzymać. To było straszne. Gdy zadręczał się takimi myślami, w końcu mógł do niej wejść.

W jej wyglądzie nic się nie zmieniło. Gdy tak na nią patrzył, czuł strach. Wyglądała krucho i delikatnie, jakby podmuch wiatru mógł ją skrzywdzić.

Usiadł na dobrze już mu znanym krześle i ujął jej dłoń. Lodowatą i bezwładną. Złożył na niej lekki pocałunek.

— Kochanie... - ledwo z siebie wydusił – Nie rób mi tego. Proszę wróć, walcz o siebie. - płakał, mimo że nie chciał. Nie powinien był pokazywać słabości, zwłaszcza, że wszystko było jego winą – Błagam cię, jesteś nam potrzebna... 

Pomimo wszystko [Quebonafide] •ZAKOŃCZONE•Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz