|27|

276 39 10
                                    

Rufin szedł na spotkanie. Oczywiście wcześniej zaniósł posiłek Sadie, która wypoczywała w jego namiocie.
Nic dziwnego, że był lekko poddenerwowany, gdy przestępował próg namiotu taktycznego. To spotkanie mogło zmienić wszystko. W środku jeszcze nikogo nie było, więc miał czas na krótkie rzucenie okiem na stół, będący w centralnym miejscu. Sytuacja się zbytnio nie zmieniła od czasu, gdy był tutaj ostatnim razem. Na zachodzie dalej stała armia Karandell, liczniejsza od tej Landermell. Wciąż nie wyglądało to za ciekawie. Około ośmiu licznych batalionów stało przy granicy. Oznaczało to dwa i pół tysiąca rycerzy będących w służbie czynnej. Niebieski namiot symbolizujący główny obóz Landermell był co najmniej pół dnia drogi od jakiejkolwiek wioski. Armia Landermell była jedną z tych potężniejszych. Przynajmniej tak się wszystkim wydawało, do czasu aż Karandell nie zaatakowało.

Po stronie przeciwników nie widać było namiotu głównego, a jedynie figurki uzbrojonych mężczyzn, stojących na bokach przełęczy - jedynego przejścia między Landermell a Karandell. Do tego spora liczba rycerzy porozstawiana była przy klifach. Co najmniej sześć oddziałów. Dodatków na mapie, w głębi Karandell, dało się dostrzec kolejne figurki. Podsumowując, armia wroga była co najmniej trzy razy liczniejsza. Sytuacja wyglądała tragicznie, a Rufin powoli przestawał się dziwić, dlaczego tak zależało Gustawowi na ludziach.

Po chwili zaczęli dołączać do niego inni wojacy, którzy zajmowali swoje miejsca przy stole. Tym razem tłum, który się zebrał, był znacznie większy od tego, jaki był na ostatnim spotkaniu. Może i nie było tylu magnatów, którzy brali udział w wojnie, lecz zebrali się tu niemalże wszyscy dowódcy oddziałów z Kastrji. Najwidoczniej szykował się wymarsz, a Rufin już teraz mógł powiedzieć, kto miał iść na pierwszy ogień.
Mężczyzna jako dowódca najmniej ważnego oddziału powinien stać na tyłach i się nie odzywać, tak jak jego poprzednicy robili. Jednak on nie należał do tych, co dawali sobą pomiatać, dlatego zajął miejsce na przodzie nieopodal lorda Leslinga.

- Jak wszyscy wiecie, trwa wojna. Siły Karandell są naprawdę liczne i nie umywają się naszym, które pilnują granic na zachodzie, odpierając przeciwnika. Na nasze nieszczęście, oddziały Karandell wciąż nadchodzą, zajmują miejsca w górach, a także w głównym wąwozie, który jest jedynym tak szerokim szlakiem prowadzącym pomiędzy naszymi krajami. Potrzebne jest wsparcie przy granicy szybciej, niż myśleliśmy, że będzie ono konieczne. Dlatego na mocy która powierzona mi została przez samego, miłościwie nam panującego króla Henryka Rodericka, wysyłam na front dziewiąty batalion składający się z oddziałów: trzynastego, dwudziestego, pięćdziesiątego, szesnastego, trzydziestego drugiego oraz osiemnastego. W sumie jest to blisko dwustu rycerzy. Każdy oddział wyruszy osobno. Zgrupowanie nastąpi dopiero przy naszych obozach, niedaleko granicy. Wyboru tego dokonałem po rozmowach z dowódcami oddziałów, którzy orzekli, że ich ludzie są gotowi, aby pójść na front.

- Mnie nikt nie spytał. Nie jesteśmy jeszcze gotowi, sir - powiedział rozjuszony, lecz wciąż pamiętający o etykiecie Rufin. Lesling zirytował go do tego stopnia, że miał ochotę wyrzucić temu staremu dziadowi, co o nim sądził. W końcu trzeba było mieć tupet, aby obiecywać pięć miesięcy szkolenia, aby po chwili skrócić je do dwóch tygodni. Nie wspominając już o wątpliwej kwestii "pytania o gotowkść".

- Nie obchodzi mnie to Rufinie - odparł po prostu Gustaw Lesling. - Nie jesteście Jedynką ani żadnym z oddziałów rycerzy zawodowych. Wy nie musicie umieć walczyć, macie robić tylko sztuczny tłum. Zrozumiano?

- Nie poprowadzę piętnastu osób na śmierć - Warknął Rufin.

- Ja prowadzę tysiące Rufinie! Na tym polega wojna! Wojna niesie ze sobą ofiary, taki kolej rzeczy i nic z tym nie zdziałasz. A jeśli masz jakieś obiekcje przeciw wysłaniu Trzynastki na front, to może nie nadajesz się jeszcze na dowódcę? - Leslingowi zdecydowanie podniosło się ciśnienie na pyskowanie Rufina. Mężczyzna cały poczerwieniał ze złości, a ręce zaciśnięte miał w pięści. Młody wyrostek zdecydowanie pozwalał sobie na zbyt wiele w stosunku do niego. W końcu nie był pierwszym lepszym rycerzykiem, żeby sobie z nim tak pogrywać. Był dowódcą wojsk Landermell, który przyjechał na wizytację do największego w kraju ośrodka szkoleniowego. Należał mu się szacunek, a Rufin zdecydowanie mu go w tamtym momencie nie okazywał. - Zrozumiałeś?!

TrzynastkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz