|50|

272 42 6
                                    

  — I mam tak po prostu wejść przez główną bramę? — zapytała Sadie, nie dowierzając. Serce waliło jej jak młotem, gdy kurczowo w dłoni trzymała fałszywe dokumenty, które chwilę wcześniej dał jej Rufin.

— Tak — powiedział po prostu, przewracając oczami. Chyba po raz setny odpowiadał na to pytanie.

— Już mam iść? — mruknęła Sadie pod nosem, niepewnie, a gdy dostrzegła wzrok Rufina, którym darzył ją spod ściągniętych brwi, pokiwała głową, samej sobie odpowiadając.

Rufin złapał Sadie za dłoń i mocno uścisnął, widząc jej nerwy. Chciał ją wesprzeć w jakikolwiek sposób.

— Pamiętaj. Jestem zaraz za murami. Jeden znak i cię wydostanę — mówił, nie puszczając jej dłoni. Sadie choć niepewnie, oddała uścisk, spoglądając prosto w oczy Rufina. Przez chwilę żadne z nich nie odwracało wzroku. Trwali w ciszy, wydłużając tym samym rozstanie, jak się tylko dało, dopóki Rufin nie odezwał się szeptem — Gdybym mógł, nie posyłałbym cię tam, ale Kasper...

— Dam sobie radę — powiedziała dziewczyna, wysuwając swoją dłoń z uścisku. Odwróciła się plecami do Rufina i wzięła głęboki wdech.

Kyler cały czas przyglądał się tej scenie, a jego dłonie mimowolnie zaciśnięte były w pięści. Oczy miał natomiast lekko przymrużone. Piorunował swoim wzrokiem niczego nieświadomego Rufina. Chłopak nic nie mógł poradzić na to, że w głębi siebie czuł to dziwne uczucie, wypalające go od środka niczym kwas. Nie wiedział, skąd ono się wzięło, ani co oznaczało, lecz zdecydowanie nie było miłe.

— Kyle, jesteś? — zapytała Sadie, wyrywając go z zamyślenia. Nie zastanawiając się ani chwili, stał się dla niej widoczny i stanął obok.

— Zawsze — odparł szczerze. W końcu nie znał już innego życia jak to u boku Sadie.

— To idziemy — odpowiedziała dziewczyna, stawiając pierwszy krok do przodu. Razem z Rufinem zostawili gryfy na jednej z polan w lesie, natomiast dowódca odprowadził dziewczynę niemalże aż na samą ścieżkę prowadzącą do zamku. Jednak Sadie weszła na nią sama. Ubita ziemia prowadziła aż pod sam wjazd do zamku. Dziewczyna na drżących nogach pokonała odległość kilkuset metrów do bramy. Zamek był ogromny, wykonany ze zwykłego kamienia, jednak wydawał się nie do zdobycia. Otaczała go fosa, którą można było przekroczyć dzięki zwodzonemu mostowi. Sadie nie miała pojęcia, jak Rufin chciał się przedostać pod jedno z okien, ale to nie była jej sprawa. Ufała mu, że sobie jakoś poradzi. Chcąc nie chcąc, gdy patrzyła na tę ogromną budowlę, czuła strach. Dziewczyna przełknęła głośno ślinę, gdy nagle zaschło jej w gardle. Później, zmusiła swoje nogi do ruchu. Przeszła przez drewniany, podnoszony pomost, choć tak naprawdę miała ochotę uciec w przeciwnym kierunku i nigdy nie odwracać się za siebie. Zaczęła się zastanawiać, jakim cudem wylądowała ze swojej małej wioski pod zamkiem Karandell. Sadie ustawiła się w kolejce do sprawdzenia dokumentów, w której były ze cztery osoby. Serce biło jej jak oszalałe, a przez całą drogę ścieżką, jej nogi były jak zrobione z gumy. Jednak pomimo ogromnego zdenerwowania, jakie czuła, starała się wyglądać na spokojną.


— Dokumenty — mruknął jeden z dwóch strażników w pełni odzianych w zbroje i z halabardami w rękach.

Sadie starała się pohamować trzęsienie się dłoni, gdy podawała papiery. Strażnik podejrzliwie spojrzał Sadie w twarz, a ona znudzonym wzrokiem przebiegła po fasadzie budynku. Przynajmniej miała wrażenie, że jej wzrok wyglądał na znudzony... Czuła się jak w potrzasku, nawet nie chciała myśleć, co by się stało, jakby odkryli, że jej dokumenty były podrabiane.

— Przechodź — odezwał się strażnik, a Sadie musiała się bardzo hamować, by nie odetchnąć z ulgą.

Przeszła przez niewielki tunel, który w razie napaści odgradzany był od mostu, opuszczaną, ogromną, żelazną kratą.

Tak dziewczyna dostała się na dziedziniec główny. Był on nad wyraz opustoszały. Jakby to miejsce było opuszczone, co wzmogło niepokój Sadie. Tak nie wyglądały normalne zamki.
Dziewczyna nie wiedziała dokąd iść. Wahając się, zdecydowała wejść wejściem głównym, przy którym ponownie sprawdzano jej dokumenty, jednak tym razem również została wpuszczona.
Stanęła w dużej sali służącej za przedsionek. Tutaj dostrzegła kilka osób, rycerzy w pełnych zbrojach, lecz nikogo więcej nie widziała. Nawet Kylera, który się skrył przed jej wzorkiem, lecz sama świadomość, że był obok, lekko ją uspokajała. Choć nie miała zamiaru się do tego przyznawać.
Tak jak ją poinstruował wcześniej Rufin, gdzieś między jej opowieścią o rodzinie a rozmową o jej wiosce, zaczęła odgrywać swoją rolę.

— Sir Kanne Harif przybył na wizytację. Przynosi wieści o Landermell — Powiedziała głośno i wyraźnie czekając na jakikolwiek odzew.

Ponoć ubiegłego dnia, gdy Sadie wysłuchiwała kłótni przy stole narad, ponownie wyciągano informacje ze szpiega. To od niego dowiedzieli się, jak Sadie miała się zachowywać, co mówić i jakie papiery dostać.

— Proszę za mną — odezwał się nagle skrzeczący, przytłumiony głos, strasząc dziewczynę tak, że o mało nie podskoczyła w miejscu. Należał on do jednego z rycerzy, który był ubrany tak, jak każdy inny, w pełną zbroję z lilią na piersi — symbolem Karandell.

Sadie bez słowa poszła korytarzami za rycerzem, towarzyszył im jedynie stukot butów o drewno. Na ścianach wisiały ogromne gobeliny przedstawiające głównie sceny z polowań. Musiały być drogie, bo Sadie dostrzegła gdzieniegdzie błyski złotych nici. Została zaprowadzona do średniej wielkości komnaty, gdzie oczekiwał na nią kolejny rycerz ubrany w pełną zbroję i siedzący przy biurku z piórem w dłoni i stertą kartek przed sobą. Sadie zastanawiało, czy nie było im gorąco w tych hełmach ma głowach.
Pokój był bogato urządzony, zresztą jak wszystko tutaj, lecz Said nie miała czasu na dłuższe oglądanie tego miejsca, bo dostała polecenie.

— Mów — zażądał rycerz sprzed biurka, a Sadie wyrecytowała wszystko, co przekazał jej na kartce Rufin. Oczywiście, nie brakło kilku zacięć i czasu na zbieranie myśli, lecz to sprawiało, że wypadła realistyczniej... Przynajmniej taką miała nadzieję.
Cieszyła się też, że Karandellczycy mówili w tym samym języku co ona, z tą różnicą, że oni nazywali go Karandellskim, a Sadie Landermeńskim.

— Tyle? — zapytał rycerz jakby z niedosytem, a Sadie wahając się, skinęła głową. — Odprowadź go do komnaty — rozkazał rycerz z pomieszczenia, a ten od eskortowania wyprowadził ją z pomieszczenia. Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się, czy to nie był przypadkiem król, lecz po namyśle odrzuciła taką możliwość. Jego wygląd nie różnił się niczym od rycerza, który ją odprowadzał. Król raczej powinien się wyróżniać.

— Zaraz przyślemy kąpiel. Posiłki są dostarczane do twego pokoju, najlepiej jak nie będziesz się szwendał po zamku — poinformował ją rycerz, wpychając do małego pokoiku. Było tam jedno, pojedyncze łóżko, kufer na ubrania i niewielki stoliczek. Na szczęście naprzeciwko łóżka, Sadie dostrzegła kominek. Noce bywały już chłodne, więc ten widok ją ucieszył. Dziewczyna usiadła na łóżku, przejeżdżając dłonią po pościeli.

— Coś mi w tym miejscy nie pasuje. Mam złe przeczucia — odezwał się Kyler, który zmaterializował się tuż przed nią.

— Też nie mam dobrych przeczuć, będąc w głównym zamku wrogiego państwa, które właśnie toczy wojnę z moim — mruknęła Sadie, padając plecami na łóżko.

— Nie jestem pewien czy to przeczucie dotyczy akurat tego — odparł. — Przejdę się po zamku. Sprawdzę co i jak, może coś znajdę...

— Nie! — zaoponowała szybko Sadie, dopiero po chwili się poprawiła. — Nie zostawiaj mnie na razie samej. Możesz w nocy, jak będę spała to sprawdzić. - choć ta myśl również jej się nie za bardzo uśmiechała.

— Jasne... — odparł Kyle.

— Co teraz? — westchnęła Sadie. — Co mam zrobić? Nie mogę siedzieć w pokoju, bo w ten sposób nigdy nie uda mi się zdobyć potrzebnych informacji... Jak król nie ujawniał się przez tak długi czas przed nikim, to tym bardziej nie zrobi tego nagle teraz.

— Zrobimy tak — powiedział Kyler, składając dłonie jak do modlitwy i przykładając je do podbródka. — W nocy ja pójdę na rekonesans. Przejrzę gdzie, co się znajduje, może mi się uda nawet podpatrzeć jakieś informacje wojenne. Ty dzisiejszą noc spędzisz w pokoju. Tylko pamiętaj, żeby zameldować się u Rufina. Kolejnej nocy ty wyjdziesz się przejść na rekonesans, a ja będę ci podpowiadał, które pokoje są godne przeszukania, a które nie.

— Nie wiem, czy dobrze jest czekać. Nie zauważyłeś, że nie widać tu w ogóle służby? Nie ma nikogo oprócz rycerzy. To nie jest normalne. Przynajmniej tak mi się zdaje. Obstawiamy, że minimalizują ryzyko szpiegostwa i ludzi, którzy mogliby poznać tożsamość króla. Pewnie mnie też będą się chcieli jak najszybciej pozbyć stąd. Może nawet już jutro. Co innego jakbym była tu gościem, wtedy mogłabym się nie spieszyć, ale nie w takiej sytuacji, w jakiej jestem teraz.

— Co proponujesz? — zapytał Kyler, spoglądając na Sadie.

— Nie wierzę, że to mówię, ale wyjdźmy dzisiaj w nocy oboje. Znajdziemy co potrzeba i jak najszybciej się stąd zmyjemy — Odparła niepewnie dziewczyna, spoglądając na Kylera.

— Wiesz, że będziemy musieli się rozdzielić? W ten sposób zdobędziemy więcej informacji — zapytał Kyler, spoglądając na Sadie. Nie podobał mu się ten plan. W ogóle nie podobała mu się cała ta sytuacja.

Sadie głośno przełknęła ślinę i kiwnęła głową. Ta noc miała zadecydować o wszystkim.


Od autorki

Uwaga, Panie i Panowie! 13 dobiła 50! Tak jest! Pół setki rozdziałów już za nami! ❤💕💖

TrzynastkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz