1.

952 45 2
                                    

Jungkook POV.

Mój dzień zaczął się jak każdy poprzedni, czyli poranna rutyna, zrobienie śniadania dla mnie i dla Woo, a następnie cały dzień zabawa z młodym.

Trochę ciężko jest wychowywać dziecko samemu, nawet nie wiem czy jest ono moje, ale kocham go jak swoje.
Nie mam przyjaciół, którzy mogliby mi pomóc w opiece, a rodzine porzuciłem ze względu na, niektóre okoliczności, więc nie mam na co na nich liczyć. Jedynie kogo miałem to wokoło jakiś wrogów, dlatego musiałem chronić Woo przed jakimś  niebezpieczeństwem.

***

(Godzina 15:17)

-Woo, może pójdziemy na spacer?- spytałem syna, który rysował w kolorowance, a ja razem z nim.

-Yhm...- mruknął cicho- Ale pójdziemy tatusiu na plac zabaw?- spytał słodko.

-Jasne- zaśmiałem się- Co tylko chcesz.- uśmiechnąłem się

Wstaliśmy z krzeseł i poszliśmy na korytarz. Ubraliśmy się stosownie do pogody, ponieważ na dworze było trochę zimno. Gotowi do wyjścia, zakluczyłem dom i poszliśmy.

Mieszkaliśmy w bloku na drugim piętrze w spokojnej dzielnicy. Nie była ona luksusowa, ale na inną nie było mnie stać. Wprowadziliśmy się tu rok temu, gdy potrzebny był nam nowy dom, ponieważ w tamtym pojawiała się wilgoć, a przecież nie chciałem by Woo zaraził się jakimś wirusem.

Plac zabaw nie był daleko, tylko kilka kroków i jesteśmy na miejscu. Znajdował się on na podwórku, gdzie bawiły się inne dzieci, które były pod opieką rodziców, a trochę dalej pod murem stała młodzież ubrana jak typowi dresiarze i jarała papierosy przeklinając i nie mając pojęcia, że wokoło są dzieci, które mogą się nauczyć tych wszystkich słów w każdej chwili.
Nie raz byli upominani przez starszych, a nawet przeze mnie, ale widać, że nic sobie z tego nie robili.

-Biegnij.- popchnąłem lekko Woo w stronę placu, kiedy zauważyłem, że nadal stoi w miejscu obok mnie bez ruchu.

-Ale tatusiu tam są te niedobre dzieci- wskazał paluszkiem na dziewczynkę i dwóch chłopców, którzy stali na wieży obok zjeżdżalni śmiejąc się.

Znałem ich. Cała trójka miała po dziesięć lat. Mieli na imię: Sunni, MinHo i chłopiec, który nie wyglądał na koreańczyka- Billy. Odkąd wprowadziliśmy się tu rok temu, zaczepiają mojego syna niejednokrotnie. Nie raz szedłem do ich rodziców by ich ukarali za takie zachowanie, ale jak widać, nic sobie z tego nie robili, co za rodzice....

-Spokojnie, jestem tuż obok ciebie, nie martw się.- powiedziałem z ciepłym i zachęcającym uśmiechem.- Chodź- ruszyłem do przodu, ale kiedy zauważyłem, że chłopiec nadal stoi w miejscu ze spuszczoną głową, podszedłem do niego klękając na jednym kolanie.- Hej, nie bój się, oni nic ci nie zrobią, obiecuję- położyłem rękę na jego przed ramieniu.

-No dobrze- powiedział cicho. Wstałem z ziemi i złapałem jego rączkę w tą swoją. Już widziałem ich wzrok na moim synie.- Podnieś głowę kochanie, niech wiedzą, że niczego się nie boisz, bądź odważy- poprosiłem. Chłopiec wykonał moje polecenie idąc dumnym krokiem w kierunku drabinek. Zaczął się wspinać, ale stanął w połowie drogi.

-Co jest Woo?- odezwała się dziewczynka, która go obserwowała- Masz lęk wysokości?- zadrwiła z niego. Spojrzałem mu w oczy by się nie poddał by się nie dał tymi tekstami.
Chyba zrozumiał o co mi chodzi, ponieważ zaczął wspinać się dalej aż w końcu znalazł się na wieży.

-Coś ci się pomyliło, Sunni- odpowiedział. Po minie dziewczynki można było wywnioskować, że się zdenerwowała, chociaż nie wiem dlaczego, przecież to były zwykłe słowa, wcale jej nie obraził.
Chłopiec stanął przed zjeżdżalnią z uśmiechem wymalowanym na twarzy. Pokiwał mi, na co odpowiedziałem mu tym samym.
Kiedy chciał usiąść i spokojnie zjechać dziewczynka popchnęła go z taką siłą, że przeleciał zjeżdżalnie, ale w pore go złapałem i wylądowaliśmy na kamieniach. Spojrzałem na dziewczynkę z mordem w oczach.

-Tatusiu- załkał przytulając się do mnie. Głaskałem go uspokajająco po główce. Pierwszy raz tak strasznie się bałem, dzisiaj byłby to najgorszy dzień w moim życiu. Gdybym go nie złapał to nie wiadomo jakby to się skończyło.

-Spokojnie, tatuś już jest- szeptałem. Wszyscy opiekunowie jacy tu byli, patrzyli się na to wszystko ze szokiem. Kątem oka zauważyłem jak mama Sunni krzyczy na nią, co na to zasłużyła. Usłyszałem klaskanie w pewnej chwili. Odwróciłem głowę i zauważyłem jakąś kobietę, a później klaskać zaczęli wszyscy zgromadzeni. Podnieśliśmy się z ziemi i razem z chłopcem na rękach wróciliśmy do domu.

Położyłem go na kanapie. Był cały roztrzęsiony. Tym razem ta dziewucha przesadziła. Musiałem załatwić to sam.

-Poczekasz tu chwilę?- zapytałem młodszego.

-Idziesz do Sunni?- zapytał domyślając się.

-Przecież wiesz, że tak nie może być skarbie.- skinął głową- Zaraz wracam.- podszedłem do drzwi otwierając je, a tuż przede mną stała  rodzicielka dziewczynki razem z nią u boku.- Akurat się do Pani wybierałem- powiedziałem chłodno

-Panie Jeon, chcę przeprosić pańskiego syna za tą całą sytuację- odpowiedziała pani Kim

-Przeprosiny są tu nic nie warte, przez pańską córkę, Woo mógł coś sobie zrobić i to na poważnie- mówiłem zły.

-Sunni nie chciała- broniła ją. Prychnąłem na jej zdanie.

-Jeśli jeszcze raz zobacze, że dokucza mojemu synowi to inaczej to załatwimy- powiedziałem i trzasnąłem drzwiami przej jej nosem. Przez drzwi dało się usłyszeć co mówi do córki.

-I co żeś narobiła? A tak zależało mi, aby nie mieć sporu z sąsiadami, idziemy- warknęła i poszła. Wróciłem do salonu.

-I jak?- spytał

-Nie będzię ci już dokuczała- usiadłem obok niego.- Oglądamy jakąś bajkę?- spytałem na co dostałem zgodę. Włączyłem telewizor i zaczęliśmy "kino domowe".

**********************
Może być czy nie zabardzo?

Prawo Zemsty/ JikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz