2. czekoladowa żaba

408 18 0
                                    

1 września 1991
Właśnie nadszedł dzień na który czekałam od momentu dostania listu, to właśnie dzisiaj po raz pierwszy miałam zobaczyć Hogwart.
Przez ostanie 3 miesiące po kryjomu zagłębiałam magiczną wiedzę z książek i uczyłam się trochę zaklęć z dziadkami. Rodzice wiedzą tylko, że czytałam z ciekawości historię Hogwartu, a tak naprawdę przestudiowałam każdą magiczną książkę jaka weszła mi w ręce. Nie mogłam pójść do szkoły nie mając chociaż podstawowej wiedzy. Rodzice uważali inaczej i myśle, że po prostu bali się moich magicznych zdolności. Na zakończenie mugolskiej szkoły wyczarowałam (o ile można to tak nazwać, bo zrobiłam to nie umyślnie) wielki kubeł ze śmieciami który zawisł nad głową pani dyrektor a następnie wyrzucił na nią całą swoją zawartość. Za nic mama nie chciała uwierzyć, że było to przypadkiem. Na szczęście mugole potraktowali to jako żart jednego z zawieszonych uczniów.
Kiedy Taylor i Maya wrócili ze szkoły przywieźli mi masę słodyczy i przez całe dnie opowiadali jak świetnie się bawili. Zaznaczając, że kiedy będziemy mijali się na korytarzu mam udawać, że ich nie znam był to pomysł Mai. Szczerze mówiąc nawet nie chciałam zawracać sobie nimi głowy, chce znaleźć w końcu prawdziwych przyjaciół. Opowiedzieli mi również których nauczycieli mam unikać, a którzy są fajni.
W sierpniu kiedy teleportowaliśmy się na Pokątną (czego szczerze i z całego serca nienawidzę) na początek udaliśmy się do banku Gringotta po pieniądze potrzebne do pełnej listy zakupów. Wychodząc z banku postanowiliśmy podzielić się na grupy jako iż Maya miała najmniej do kupienia udała się z mamą, a Taylor i ja z tatą. Przechodząc obok sklepu ze sprzętem do Qudditcha dostrzegłam nową miotłę Nimbus 2000 i zakochałam się od pierwszego wejrzenia niestety usłyszałam "Na pierwszym roku nie możesz mieć miotły, zresztą znasz mamę bla bla bla" więc z wielkim bólem serca musiałam pójść dalej.
-Dobra to może my pójdziemy do Ollivandera, a Ty Taylor do apteki po składniki do eliksirów dobrze ?
-Oczywiście - mruknął mój brat, wziął pieniądze i już go nie było widać
-Tak więc moja droga najważniejsza z rzeczy na dziś. Zapraszam - otworzył przede mną drzwi do sklepu a w powietrzu zamigotały drobinki kurzu.
Pomieszczenie było małe a na wszystkich półkach od podłogi do sufitu były podłużne pudełka najprawdopodobniej z różdżkami. Kiedy podeszliśmy do lady z głębi sklepu wyszedł do nas starszy mężczyzna o siwych włosach jak mniemam był nim pan Ollivander.
-Ahh tak mahoń, 14,5 cala, włókno ze smoczego serca, odpowiednio giętka prawda ?
-Ależ oczywiście - uśmiechnął się przyjaźnie tata
-Pamiętam doskonale każdą różdżkę którą sprzedałem. A teraz znajdziemy coś dla Ciebie kochanieńka. - zniknął pomiędzy półkami aby za chwilę pojawić się z kilkoma pudełkami - proszę wierzba, 14 cali, włos z ogona jednorożca
Wzięłam niepewnie różdżkę w dłoń i machnęłam nią nie poradnie na szczęście porozrzucałam tylko stertę książek która leżała w rogu sklepu.
-Nie nie nie - mruczał do siebie sprzedawca - może ta czereśnia, 13 cali, włókno smoczego serca.
Znów wzięłam różdżkę w dłoń tym razem zgasiłam wszystkie świece jakie były w pomieszczeniu.
-Nie, na pewno nie ta 
-No co pan nie powie - mruknęłam do siebie.
- To może być ta, czerwony dąb, 12 cali, szpon hipogryfa, sztywna.
Kiedy wzięłam tę różdżkę w dłoń poczułam moc i chyba nie tylko ja to poczułam bo na twarzach obu mężczyzn zawitał uśmiech.
-Ahh różdżka idealna do pojedynków i tworzenia zaklęć, chyba będzie panienka wielką czarownicą.
Oczarowana słowami wytwórcy różdżek i mocy jaką poczułam już nie myślałam o niczym innym tylko o wypróbowaniu jej. Tato po tych słowach również jakby urósł z 10 cm duma go rozpierała chociaż jeszcze niczego nie dokonałam.
Z moim stworzycielem kupiłam jeszcze podręczniki, ale na wyprawę do Madame Malkin się nie odważył (taki z niego Gryffon a takich zakupów się boi)  i "oddał" mnie mamie a sam poszedł po niespodziankę z moim rodzeństwem.
Gdybym tylko mogła to ominęłabym część mierzenia, skracania i dopasowywania tych wszystkich szat miałam wrażenie, że trwało to wieczność a mama w najlepsze rozmawiała sobie z właścicielką sklepu.
Po zakupach który trwały o wiele za długo, udaliśmy się z mamą do miejsca w którym byłyśmy umówione z resztą. Znudzone czekaniem zamówiłyśmy wielkie desery lodowe u pana Floriana. Pół pucharka lodów później przyszła reszta rodziny z nowym jej członkiem.
-To właśnie Twoja niespodzianka, żebyś nie czuła się w Hogwarcie samotnie i nie musiała gadać sama do siebie kiedy te łajzy nie będą chciały z Tobą gadać.
-Ed! wyrażaj się to nasze dzieci - wtrąciła się mama
-Co ? Nie! łajzy to te inne dzieciaki z dormitorium, w każdym razie proszę o to Twoje zwierzątko.
Dostałam kotka, małego szarego kiciusia z wielkimi niebiesko - zielonymi oczami Maya się śmiała, że to zwierzęca wersja mnie.
I tak właśnie minął nam sierpniowy dzień na Pokątnej w Londynie.
Przez ostatnie 3 tygodnie oswajałam Żaberta (pomijając oczywiście fakt, że Żabert to stworzenie znalezione w książce Fantastyczne zwierzęta, ale tak mi przypasowało to do tego kota, że nie mogłam sobie odpuścić) próbowałam "dogadać" się z moją różdżką co jest trudne i przeanalizowałam sobie mniej więcej wszystkie podręczniki jakie będą mnie obowiązywać.
Tak wspominając ostatnie kilka tygodni wymęczyłam mój umysł i po wielkich wysiłkach zasnęłam chwilę przed 3:00.
Przez to wszystko poranek był bardzo ciężki tak samo moje powieki, ale dałam radę wyjść z ciepłego, miękkiego, wygodnego łóżka do jaśniącej w słońcu kuchni. Mimo iż dochodziła 9:30 zastałam tam tylko tatę pijącego kawę.
-Cześć a gdzie reszta ?
-Dzień dobry, wszyscy jeszcze śpią jesteśmy pierwsi.
-Jej - mruknęłam
-Wiesz nie wiem czy oddam Ci Żaberta, już się przyzwyczaiłem do tego, że rano przychodzi pić ze mną kawę.
-Kup sobie własnego.
-A co jak mnie nie polubi ? Zresztą po co mi kolejny kot w domu wystarczy mi Twoja mama.
-Faceci.
-Kobiety.
-Rodzina. - ziewnęła mama z progu kuchni.
I tak nam minęła godzina na przekomarzaniu się, potem nadeszła 10:40 a my nadal byliśmy w domu zamiast na King's Cross.
Na moje wielkie szczęście zdążyliśmy i zanim minęło 10 min już przebiegaliśmy przez ścianę na peron 9 3/4. Byłam tu już cztery razy, ale nigdy nie czułam się tak jak w tym momencie radość, ciekawość, podekscytowanie, ale też smutek wypełniały mnie od środka aż w pewnej chwili myślałam, że mnie rozniesie.
- Pa mamo! Pa tato! - szybko pożegnało się moje rodzeństwo i pobiegli do grupek swoich znajomych.
-Będzie dobrze córeczko, będziemy do Ciebie pisać codziennie - ekhem - wtrącił się tata - no dobra może raz w tygodniu, na pewno znajdziesz sobie przyjaciół i pamiętaj nie ważne do którego domu trafisz i tak Cię będziemy kochać.
-Mówi tak, bo wie, że trafisz do Gryffindoru - zaświergotał tata za co dostał od mamy po uszach.
-Kocham was i będę tęsknić - przytuliłam mocno mamę, a tata udał się ze mną do pociągu, aby włożyć mój kufer.
Kiedy na szybko znaleźliśmy pusty przedział, tata pocałował mnie w czoło życzył powodzenia i oddał Żaberta.
Zamykając drzwi przedziału dotarło do mnie, że teraz zaczynam nowe życie, po części bez rodziców i muszę zacząć sobie sama radzić. Zanim ruszyliśmy wyjrzałam jeszcze przez okno aby pomachać rodzicom. Stali obok siebie, tata obejmujący mamę i całujący ją w skroń gdyby pociąg nie ruszył chyba bym się rozkleiła i do nich wybiegła.
Moja sielanka związana z pustym przedziałem nie trwała długo. Do środka weszły dwie dziewczyny jedna o czarnych włosach, a druga o blond.
-Czy tutaj jest wolne ? wszędzie jest straszny tłok - zapytała blondynka
-Tak, jasne
-Jestem Dafne Greengrass, a to jest Pansy Parkinson
-Anastazja Shafiq
Przez chwilę panowała cisza i żadna z nas nie wiedziała co powiedzieć i czy się w ogóle odezwać, później Dafne zauważyła, że przeglądam podręcznik "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" więc zaczęła rozmowę. I tak samo jakoś nam się rozmowa potoczyła. Dowiedziałam się, że dziewczyny są czystej krwi i są wręcz pewne trafienia do Slytherinu, czego ja nie byłam pewna w moim przypadku, ale wolałam tego nie mówić na głos. Rozmawiałyśmy o swoich doświadczeniach z magią, o dotychczasowym życiu i naszych rodzinach. Myślę, że mogę się z nimi co najwyżej za kumplować, wielkiej przyjaźni raczej z tego nie będzie chodź mogę się mylić.
Gdy za oknem zaczynały się lasy i pola do naszego przedziału weszło trzech chłopaków, a na widok jednego z nich Pansy, aż zaświeciły się oczy.
-Jestem Draco Malfoy, a to Crabbe i Goyle - przedstawił się (bardzo) jasny blondyn
-A tak z ciekawości - wypaliłam wtrącając się Pansy w słowo za co zgromiła mnie wzrokiem - Crabbe i Goyle to imiona czy nazwiska ?
-Nazwiska ignorantko - mruknął Malfoy
-No z tą ignorantką to bym nie przesadzała w końcu zapytałam tak ?
-A Ty to kto ?
-Anastazja Shafiq - powiedziałam z wyższością
Za nim Draco zdążył co kolwiek odpowiedzieć Pansy i Dafne wcisnęły się, aby się przedstawić. W duchu im za to dziękowałam, ponieważ nie czułam potrzeby kontynuowania tej rozmowy.
-Lepiej ubierzcie szaty, zaraz wychodzimy - rzucił blondyn na wychodne
Od niechcenia ruszyłam się ku kufrowi, by z niego wyciągnąć moje szaty i przy okazji różdżkę, która od teraz miała być moim nie rozłącznym elementem.
Po jakiś 15 min pociąg zaczął zwalniać, aby po chwili całkowicie się zatrzymać. No to "ahoj przygodo" pomyślałam biorąc na ręce Żaberta i wysiadając z pociągu.

Kolejna środa, kolejny rozdział. Nie będę ukrywała, że mam trochę ich na zapas, więc będą pojawiać się regularnie. Również dzisiaj pojawiły się zdjęcia bohaterów z głównej rodziny. Miłego dnia!

Slytherin Story - Co wydarzyło się w Slytherinie, pozostaje w Slytherinie.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz