ROZDZIAŁ XXXIV

118 7 0
                                    

Następnego dnia od rana byliśmy na lotnisku. Setki razy próbowałam dodzwonić się do Davidka jednak bez skutku. Przeczówałam najgorsze... Wreszcie nadszedł czas odprawy. Pracownicy lotniska zaczęli wzywać pasażerów. Usłyszeliśmy nasze imiona.

- Państwo Jakub i Mia Smith...

Wchyciliśmy waliski i weszliśmy na pokład. Mam lęk wysokości i panicznie boję się samolotów. Jednak w tym momencie to było najmniej ważne. Usiedliśmy wygodnie w fotelach. Wyjrzałam przez okno i wstrzymałam powietrze. Wciąż nie mogę uwierzyć ,że to robię. Żeby dodać mi otuchy, Kuba złapał mnie za rękę. Popatrzyłam na niego i zmusiłam się so uśmiechu. I właśnie w tym momemcie na miejscu obok nas usiadła pani Kasia. Zdziwienia na jej twarzy nie opiszą żadne słowa.

-Co wy tu robicie dzieci?!

-Wie pani jaka jestem uparta- odparłam i zaśmiałam się aby rozładować atmosfere.

-Wie pani jaka ona jest uparta -powtórzył Kuba. -A samej bym jej nie puścił.

-Matko święta...To się źle skończy...-biadoliła kobieta.

Po kilku minutach wystartowaliśmy. Lot trwał około dwuch godzin. Orzez cały ten czas się trzęsłam. Bałam się ,że zaraz spadnę. Kiedy wylądowaliśmy i odebraliśmy torby ,od razu wsiedliśmy w taksówkę i ruszyliśmy pod podany adres.
W końcu trafiliśmy. Kuba uparł się ,że pójdzoe przodem. Zapukał do drzwi gotowy do obrony ale otworzył nam jakiś starszy mężczyzna.

-Dzień dobry- odezwała się przyjaźnie pani Kasia wychodząc zza Kuby.- Czy tutaj mieszka Klara i Denis Johns?

Mężczyzna zmierzył nas wzrokiem a potem przyjaźnie się uśmiechnął.

-Niestety- powiedział słabym głosem.- Nikt taki tu nie mieszka. Przeprowadziłem się tu jakieś 60 lat temu.

Poczułam ,że brakuje mi powietrza w płucach. Podali zły adres... Co oni chcą zrobić moim malcom...?

Mężczyzna zamknął drzwi a ja pobiegłam do samochodu i chwyciłam telefon.

-To musi być pomyłka...-zaczęłam wołać i nerwowo przeszukiwać telefon.- Na pewno sprawdziliśmy zły adres. My musimy...

-Mia...-przerwał mi Kuba przytulając do siebie.- Znajdziemy ich rozumiesz? Całych i zdrowych.

Jak ja go kocham. Zawsze mnie wspiera. Nawet wtedy kiedy mam takie szalone pomysły jak lot tutaj. W każdym razie wsiedliśmy wszyscy do samochodu. Zadzwoniliśmy na policję ale powiedzieli ,że bez adresu nie mogą nam pomóc. Oparłam głowę o szybę zrezygnowana. Musiałby się zdażyć jakiś cud...
Po chwili zadzwonił mój telefon. Jednak ja nie miałam ochoty nawet sprawdzać kto dzwoni.

-Mia twój telefon...-powiedziała pani Kasia.

-Nie mam nastroju na rozmowę...

Kuba posniósł telefon.

-To numer z którego dzwonił David! Mogę go namierzyć. Muisz tylko jak najdłużej podtrzymać rozmowę.

W oczach pojawiły mi się iskierki. Chwyciłam telefon i odebrałam na głośnomówiącym.

-Mia...-odezwał się słaby, ledwie słyszalny głosik Davida.

-Maleńki...-odparłam z ulgą. -Nic ci nie jest?

-To teraz nie ważne Mia. Wczoraj podczas kłótni Denis powiedział, że nigdy nas nie znajdziecie bo podali niewłaściwy adres.

-Tak wiem maluchu. Właśnie sprawdziliśmy ten adres.

-Jesteście tu? -w głosiku chłopca usłyszeliśmy cień nadziei.

-Tak ,przyjechaliśmy was szukać.

Obrót życia Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz