Snape schował się w cieniu, mając nadzieję, że Potterowi uda się tym razem pokonać Czarnego Pana. Mało tego, miał również nadzieję, że chłopakowi uda się uciec, zanim go poważnie poturbują.
Boże, miał nadzieję, że nie będzie musiał go ratować.
Potter stał pośrodku kręgu śmierciożerców, trzęsąc się lekko, podczas gdy Voldemort kontynuował wyliczanie wszystkich wymyślnych tortur, którymi ma zamiar go potraktować, zanim zrobi to, co planował od lat — zabije chłopaka i przejmie jego moc.
Severus nienawidził swojej pracy.
Przełykając ciężko pod swoją maską, przesunął się bliżej.
Jego plany spędzenia przyjemnego, niedzielnego popołudnia na odpoczynku i czytaniu zaległych ksiąg zostały przekreślone w momencie, gdy Mroczny Znak zapłonął żywym ogniem. Skontaktował się z dyrektorem i przebrawszy się, zajął miejsce przy boku Czarnego Pana.
Tylko po to, by znaleźć Pottera. Chłopak właśnie sięgał po różdżkę i kilkoro śmierciożerców wyciągnęło swoje, ale Voldemort powstrzymał ich ruchem ręki.
— Niech pokaże, na co go stać — wymruczał.
A Snape ostrzegał Dumbledore'a, że zakładanie, iż chłopak będzie bezpieczny poza Hogwartem, nawet w głupim Hogsmeade, nie ma sensu. Dyrektor wysłuchał go spokojnie, ale i tak zdecydował, że Harry potrzebuje spędzić kilka przyjemnych chwil ze swoimi przyjaciółmi.
Niech będzie przeklęte Hogsmeade i Dumbledore — optymistyczny głupiec.
Mistrz eliksirów niewzruszenie przysłuchiwał się krzykom Pottera. Chłopak upadł na ziemię, trzęsąc się, co wywołało wybuchy śmiechu wśród zebranych czarodziei. Snape miał nadzieję, że w jego własnych oczach nie widać wściekłości.
Kiedy Voldemort zdjął klątwę, Harry usiadł, spluwając kilkakrotnie krwią. Przyglądał się Czarnemu Panu, wcale nie okazując strachu.
— Wiesz, co jest nie tak z twoimi planami, Tom? — zapytał.
Nie, nie. Zamknij się, idioto. Nie pogarszaj sytuacji.
— Chodzi o to, że zawsze kończą się porażką — kontynuował chłopak, klękając.
Na Merlina, zaraz zginiesz, kretynie, a ja zginę razem z tobą, próbując cię ratować.
— No wiesz — podniósł się, chwiejąc lekko — tylko prawdziwy nieudacznik nie potrafi zabić małego dziecka.
— A więc zobaczmy, czy uda mi się to tym razem — warknął Voldemort, celując w niego różdżką.
Harry krzyknął zaklęcie w tym samym momencie, co jego przeciwnik. Dwa promienie światła uderzyły o siebie, wydając przy tym dźwięk podobny do grzmotu. Przez jakiś czas walczyły ze sobą, by w końcu zakrzywić się i uderzyć w Harry'ego z głośnym hukiem.
Gdy osiadł kurz, Snape zdał sobie sprawę z kilku ważnych faktów. Po pierwsze: Voldemortowi znów nie udało się zabić chłopaka. Po drugie: Potter był teraz niemowlakiem i płakał, leżąc nago na kupce swoich szat. Po trzecie (i dla Snape'a najważniejsze): jeśli szybko czegoś nie zrobi, świat czarodziejski, jaki dotąd znał, rozleci się i zamieni w stos odpadków.
Snape zaatakował.
Gdy był w formie, potrafił poruszać się tak samo zwinnie jak symbol jego domu i chwycenie różdżki Pottera oraz małego ciałka w ramiona okazało się zaledwie kwestią sekund. Deportował się z głośnym trzaskiem.
I pozwolił sobie na krzywy uśmieszek, słysząc krzyk wściekłości Toma.
* * *
— Nigdy nie zgadniesz, co właśnie widziałem! — wykrzyknął Prawie Bezgłowy Nick do przelatującego obok Krwawego Barona.
Baron, niezbyt rozmowny duch, przyglądał się paznokciom swojej prawej dłoni.
— Śmierciożercę! — kontynuował przyzwyczajony do zachowania kolegi duch Gryffindoru. — Cholernego śmierciożercę biegającego po zamku. A wiesz, co niósł w ramionach?
Drugi duch wzruszył nieznacznie ramionami.
— Dziecko! Nagie dziecko, krzyczące ile sił w płucach! To są naprawdę niesamowite czasy, nie sądzisz?
Duch Ślizgonów przyglądał się teraz lewej ręce.
— Po prostu pójdę i poszukam Szarej Damy — wymruczał Nick, odlatując z grymasem na twarzy.
* * *
— Ależ to niesamowite!
— Nieprawdaż? — warknął Snape.
Dumbledore gapił się na niemowlę leżące na jego kolanach. Na szczęście już nie płakało, chwilowo zainteresowane białą brodą starszego czarodzieja.
— A ty... ale... naprawdę niesamowite!
— Dziękuję, Albusie. Wydaje mi się, że już uznaliśmy ten pieprzony fakt za najbardziej niesamowitą rzecz, jaka wydarzyła się w ciągu tego całego pieprzonego dnia...
— Język, Severusie.
Snape spojrzał na niego krzywo.
— Jeśli Potter będzie pamiętał coś z tej rozmowy, przeproszę go osobiście za kalanie jego drogocennych uszu takim słownictwem. Jednak na razie, czy mógłbyś mi powiedzieć, co my, do kurwy nędzy, teraz zrobimy?
— Czy mógłbyś wezwać Poppy? — westchnął dyrektor. — Nie, Harry, to nie nadaje się do jedzenia, pomimo że wygląda jak słodkie pianki. Uwierz mi. A teraz musimy się nad tobą poważnie zastanowić.
* * *
— Zdrowy jak ryba — oznajmiła pielęgniarka.
— Naprawdę? Żadnych skutków ubocznych zaklęcia?
Poppy połaskotała Harry'ego, zakładając mu pieluszkę. Chłopczyk zachichotał, podczas gdy kobieta ubierała go w jednoczęściowy, dziecięcy pajacyk.
— Nie, żadnych. Jest zdrowym, sześciomiesięcznym dzieckiem. Plus minus kilka miesięcy.
— Wciąż ma bliznę — wtrącił Snape ze swojego miejsca w kącie.
Dumbledore przesunął delikatnie palcami po czole Harry'ego, przyglądając mu się ze smutkiem. Snape prychnął.
— Zdajesz sobie sprawę, że Potter prawdopodobnie jest świadomy wszystkiego, co się dzieje i o czym mówimy i w przyszłości wykorzysta twoją... słabość? Jak gdyby i tak nie cieszył się całym zainteresowaniem — dodał ciszej.
— Mylisz się, Severusie. Harry nie tylko wygląda jak półroczne dziecko, ale również nim jest. Ma tyle pojęcia o tej sytuacji, co każdy inny niemowlak w jego wieku. — Pielęgniarka posadziła chłopca na swoim biodrze.
— Ach, więc jego inteligencja nie ucierpiała za bardzo.
— Severusie — powiedział Dumbledore. — To był długi dzień, a mamy jeszcze dużo do zrobienia. Poppy, czy byłabyś tak miła i przygotowała rzeczy, których Harry może potrzebować? Im szybciej tym lepiej.
— Oczywiście — kobieta podała mu niemowlę, ruszając w stronę kominka. Po chwili zniknęła w zielonych płomieniach.
Dumbledore zwrócił się do mistrza eliksirów z szerokim uśmiechem na ustach.
— A czy ty mógłbyś być tak dobry i przypilnować go, kiedy ja załatwię kilka ważnych spraw? To nie zajmie dużo czasu.
Dyrektor wcisnął dziecko w ręce zaskoczonego Snape'a i zniknął za drzwiami, nim ten mógł pomyśleć nad jakąkolwiek odmową.
Harry zaczął się wiercić.
— Na Merlina, Potter, nie ruszaj się!
Snape wyciągnął ramiona na całą długość, trzymając dziecko pod pachami. Harry próbował skupić na nim wzrok, mrugając i kręcąc głową.
— Nie mów, że nawet w tym wieku potrzebujesz okularów, Potter.
Z kącika ust chłopca wypłynęła mała strużka śliny.
Mężczyzna usiadł i ostrożnie przyciągnął niemowlaka do siebie, upewniając się, że nie usmaruje sobie niczego jego śliną. Harry wiercił się dopóty, dopóki Snape nie ułożył go na swoim ramieniu.
— Nie przyzwyczajaj się, Potter.
Harry czknął w odpowiedzi.
— A jeśli na mnie zwymiotujesz, osobiście pozbawię cię jelit i zrobię z nich parę szelek.
* * *
— Wszystko już gotowe.
Snape drgnął, zacieśniając uścisk na ciałku Harry'ego; chłopczyk uchylił powieki i zakwilił cicho. Mężczyzna mruknął coś pod nosem, rozluźniając się nieznacznie. Wcale nie spał — pozwalał tylko odpocząć swoim oczom. Jeden Merlin tylko wie, co to był za dzień. A teraz jeszcze Harry Potter obśliniał mu całe kolana...
Pociągnął nosem i zdał sobie sprawę, że wciąż ma na sobie szatę śmierciożercy. Wydawało mu się, że czuje zapach klątw wymieszany z wonią talku dla niemowląt. Potrząsnął głową, próbując zebrać myśli; dyrektor przyglądał mu się wyczekująco.
— Co masz na myśli, Albusie? — zapytał ochryple. — Kiedy zamienisz Pottera z powrotem w irytującego nastolatka? I dlaczego ja muszę się nim zajmować? Jego drodzy przyjaciele na pewno chętnie się nim zaopiekują.
— Ach, Poppy, jesteś wreszcie. No, wstawaj, Severusie — powiedział dyrektor, pomagając Snape'owi.
— Słucham?
— Jest tutaj wszystko, czego możesz potrzebować. — Pielęgniarka wcisnęła w wolną rękę Snape'a nosidełko. — Ubrania na zmianę, samomieszające butelki, nigdy niekończące się Mleko Matki Molly, pidżamy i gryzaczki. Jest tam też kilka zapasowych pieluszek, chociaż ta, którą ma na sobie jest samoczyszcząca i powiększy się wraz z jego wzrostem. Jednak musisz go kąpać, Severusie. Każdego dnia! Jestem jednak pewna, że czegoś zapomniałam...
— O czym wy mówicie? — warknął mistrz eliksirów.
— Jeśli chodzi o jedzenie i inne sprawunki dla ciebie, znalazłem to. Wiem, że niezbyt wygodne, ale nic innego nie mamy. — Dumbledore podał mu drewniane pudło. Snape przycisnął Harry'ego do siebie mocniej, czując, że wyślizguje mu się z rak. Posadził go sobie na biodrze, ratując przed upadkiem.
— Na pewno jest głodny, ale nie chcę dawać mu nic tutaj, bo może zwrócić to po podróży, jednak upewnij się, że dostanie butelkę najszybciej jak to możliwe. I pamiętaj, żeby sprawdzić temperaturę mleka na swoim nadgarstku. Och, i musi mu się odbić, inaczej dostanie kolki — wtrąciła Poppy, owijając Harry'ego kocykiem i poprawiając jego pozycję w ramionach Severusa.
— Dyrektorze, proszę!
— Severusie — zaczął Dumbledore — nie potrafię cofnąć tego zaklęcia. Potrzebuję na to więcej czasu, a on nie może tutaj zostać. Według twoich słów, to zdarzenie widzieli wszyscy śmierciożercy, więc nie możesz dłużej szpiegować Voldemorta. Hogwart nie jest już dla was bezpiecznym miejscem.
Oczywiście Snape to wszystko rozumiał, ale wciąż nie wiedział, dlaczego trzyma niemowlę i całą torbę rupieci.
— I chcesz, żebym...
— Musisz odejść, Severusie, i musisz wziąć Harry'ego ze sobą. Znalazłem dla was miejsce; niemal wszystko już tam jest, jednak gdyby wam czegoś brakowało, napisz do mnie list i wsadź go do tego pudełka. To świstoklik, ale później będziemy mogli za jego pomocą komunikować się ze sobą. Spróbuję wam pomóc jak najszybciej.
— Ale, Albusie, na pewno...
— Obawiam się, że nie mamy zbyt wiele czasu, mój drogi chłopcze. Wiem, że to zadanie może wydawać się uciążliwe, jednak bezpieczeństwo Harry'ego jest teraz najważniejsze. Jeśli czarodziejski świat dowie się o tym, co się wydarzyło, a Voldemort znajdzie miejsce jego pobytu, cała nasza nadzieja legnie w gruzach.
— Ale ja nic nie wiem o opiece nad niemowlakami! Poppy...
— Poppy nie jest zdrajcą — przerwał mu ostro dyrektor — i Poppy nie zapewni mu bezpieczeństwa tak jak ty.
Snape westchnął i spojrzał na chłopca. Harry nie dawał znaku życia przez cały czas trwania ich rozmowy, jednak jego duże, zielone oczy były szeroko otwarte i pełne zainteresowania.
— Jesteś pewna, że on nie ma o niczym pojęcia?
— W stu procentach — zapewniła go pielęgniarka.
— Do cholery jasnej, to najbardziej idiotyczne zadanie...
— Jedna minuta, Severusie. — Dumbledore dotknął różdżką drewnianego pudełka. — Na pewno świetnie sobie poradzisz. Wierzę w to.
— Jak długo, Albusie? Jak długo mam tam tkwić?
Starszy czarodziej uśmiechnął się smutno.
— Chciałbym to wiedzieć, mój chłopcze. Pół minuty. — Ścisnął lekko ramię Snape'a i odgarnął kilka kosmyków z czoła Harry'ego, odsuwając się od nich.
— Nie zapomnij o czym mówiłam: musi być karmiony przynajmniej cztery razy dziennie, jednak uważaj na pokarmy stałe, które mu dajesz. Kąp go codziennie i upewnij się, że śpi na plecach. Nie pozwalaj mu wkładać małych obiektów do ust...
— Powiedziałem, że nie wiem nic o niemowlakach, Poppy, ale nie jestem idiotą. Każdy, nawet z minimalną dozą inteligencji...
Pudełko rozbłysło jasnym światłem i Snape poczuł szarpnięcie w okolicach pępka. Przytulił policzek do główki Harry'ego, przyciągając go bliżej, podczas gdy otoczenie wirowało i ciemniało z każdą chwilą.
* * *
— Mam nadzieję, że postąpiłem słusznie, Poppy.
— Oczywiście, Albusie. A cóż mogłoby pójść nie tak?
Dumbledore uniósł brwi, nie odpowiadając.
— Och, Merlinie...Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)
CZYTASZ
Opieka nad dzieckiem | Snarry
FanfictionOPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE - zostało znalezione na chomikuj.pl i przeniesione tutaj, by łatwiej się czytało :) Autor: Perfica Tłumaczenie: carietta Harry staje w ostatecznym starciu z Voldemortem, które... nie okazuje się ostateczne. Ku rozpaczy...