Snape po raz pierwszy skontaktował się z dyrektorem w nocy, gdy Harry nie mógł złapać normalnego oddechu.
Objawy grypy towarzyszyły mu przez cały dzień — katar, kaszel, apatia — ale Severus zmartwił się dopiero, gdy chłopak zaczął mieć trudności z oddychaniem. Irytowało go, że musiał poświęcić niemal cały dzień opiece nad Potterem. Przygotował mu ziołową herbatę i zawinął w koce, upewniając się, że dzieciak ma wszystko w zasięgu ręki. Zrobił nawet rosół i nakarmił go, ani razu nie podnosząc głosu.
Na próżno.
Po ciepłej kąpieli Snape napoił go eliksirem słodkiego snu. Sam usiadł na kanapie w salonie, zbyt zmęczony, by robić coś poza gapieniem się w ogień. Po chwili kaszel Harry'ego ucichł i w przeciągu chwili mężczyzna drzemał na kanapie.
Nie był pewien, co go obudziło, ale niemal natychmiast zdał sobie sprawę z ciężkiego i urywanego oddechu Harry'ego, głośnego w ciszy domu. Szybko ruszył do jego sypialni.
Harry leżał zaplątany w koce, próbując złapać normalny oddech. Severus przykrył go, kładąc dłoń na czole i marszcząc brwi, ponieważ chłopak był cały mokry. Odsunął przykrycie, odpinając górę jego pidżamy i delikatnie badając klatkę, gardło i paszki chłopca.
— Potter — powiedział, potrząsając jego ramię.
Harry wymamrotał coś i zadrżał.
— Potter — powtórzył głośniej; dzieciak szarpnął się lekko.
Severus wsunął dłoń pod plecy chłopca i podniósł go delikatnie do pozycji siedzącej. Głowa dziecka opadła na klatkę piersiową.
— Musisz się obudzić, Harry.
Chłopiec jęknął, przyciskając gorące czoło do szyi Severusa. Po chwili mężczyzna znów go położył, przykrywając i wyszedł, by naskrobać szybki list do dyrektora.
Po dwudziestu minutach pomagał Dumbledore'owi i pani Pomfrey wyjść z pudła. Obaj mężczyźni ruszyli za pielęgniarką do sypialni chłopca, starając się jej nie przeszkadzać, gdy zdejmowała z niego przepoconą pidżamę, badając delikatnie i machając nad nim różdżką. Harry przyglądał się jej zamglonymi oczyma, niewątpliwie zafascynowany jej tiarą. Po napojeniu go kolejną dawką eliksiru poczekała, aż zaśnie i wyszła razem z czarodziejami do salonu.
— Nie ma się czym martwić, Severusie. To tylko grypa.
— Tylko grypa? Czy walka o najmniejszy oddech jest w takich sytuacjach normalna?
— Jest, gdy chodzi o dziecko. Każdy z nas chorował i wie, jak to jest. Musisz teraz robić tylko to, co do tej pory. Jednak nie dawaj mu mleka, może mu teraz zaszkodzić. Gdy będzie bardzo rozpalony, możesz stosować zimne okłady. Jeśli będzie odpoczywał, za kilka dni ponownie będzie zdrów jak ryba.
— Cieszę się, iż uważasz, że to zwykła błahostka, ale nie zapominajmy, kim on jest. Jego zdrowie jest tutaj najważniejsze.
Dumbledore ścisnął delikatnie jego ramię.
— Radzisz sobie świetnie, Severusie — powiedział. — Czy jest coś, czego potrzebujecie?
— Nic mi o tym nie wiadomo.
— Postąpiłeś słusznie. Nie wahaj się kontaktować ze mną, jeśli czujesz taką potrzebę — dodała Poppy. — Och i jeszcze jedno: na twoim miejscu rzuciłabym zaklęcia nasłuchujące na jego pokój. Będziesz wiedział, jeśli cię zawoła.
Snape pomógł jej wejść do pudła. Gdy dotarła do końca drabiny, zawołała dyrektora, który podążył jej śladem, posyłając mężczyźnie ciepły uśmiech.
Mistrz eliksirów stał pośrodku pokoju, czując się jak przewrażliwiony głupiec. Zgasił ogień w kominku i zatrzymał się w progu sypialni chłopca. Harry nie wyglądał dobrze, ale przynajmniej nie walczył o każdy oddech.
Snape parsknął śmiechem. Zaklęcie nasłuchujące, dobre sobie. Nie miał zamiaru być tym, który poinformuje dyrektora, że jego drogocenny Złoty Chłopiec kopnął nocą w kalendarz. Przywołał ze swojego pokoju najwygodniejszy fotel i nastawił budzik. Po chwili już spał.
Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)
CZYTASZ
Opieka nad dzieckiem | Snarry
FanfictionOPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE - zostało znalezione na chomikuj.pl i przeniesione tutaj, by łatwiej się czytało :) Autor: Perfica Tłumaczenie: carietta Harry staje w ostatecznym starciu z Voldemortem, które... nie okazuje się ostateczne. Ku rozpaczy...