Tydzień LXII

4.8K 333 15
                                    

    Przez cztery noce z rzędu Snape przychodził po zmroku do pokoju Harry'ego i dawał mu rozkosz. Nigdy nie pozwalał mu się dotknąć, leżąc później i wsłuchując się w lekkie pochrapywanie chłopaka.

Jednak którejś nocy postanowił być silny — przebrał się w koszulę nocną i przymknął drzwi sypialni. Położył się, starając jak najszybciej zasnąć.

Po godzinie usłyszał pukanie.

— Severusie? Czy wszystko w porządku?

— Tak.

— Dlaczego nie... to znaczy, czemu...

— Pomyślałem, że przyda ci się chwila spokoju.

Jego materac obniżył się delikatnie, kiedy Harry wsuwał się pod przykrycie.

— Jak mam go zaznać, jeśli nie mam ciebie?

Severus odwrócił się w jego stronę, chcąc coś powiedzieć, ale palec na jego ustach skutecznie mu to uniemożliwił.

— Ciii. Pozwól mi choć raz.

Chłopak przesunął się w dół pod kołdrą, podciągając jego koszulę. Snape poczuł silne dłonie na swoich udach i opadł na plecy, rozsuwając nogi.

— Nie powinieneś... — sapnął cicho.

— Nie martw się. Jestem w tym dobry.

Poczuł, jak ciepła ręka gładzi go i pobudza do życia. Swoje własne dłonie zacisnął w pięści, gdy Harry wsunął go do ust; tak ciepłych, wilgotnych i ciasnych.

— Harry...

Kciuk gładził wnętrze jego uda, muskając za każdym razem jądra. Snape otworzył oczy, spoglądając w dół. Nic nie widział. Musiał widzieć.

Odsunął przykrycie i przyglądał się, jak głowa Harry'ego unosi się i opada. Chłopak ssał go i uśmiechał się, mrużąc w skupieniu oczy..

Biodra Snape'a żyły własnym życiem, a on sam próbował złapać głębszy oddech.

Obrazy w jego głowie mieszały się ze sobą — jego Harry pod nim; krwawiący przed śmierciożercami; przygryzający wargę, gdy próbował uwarzyć swój eliksir; biegnący przez Zakazany Las; próbujący utrzymać się na miotle; gapiący się na niego podejrzliwie w Wielkiej Sali. Walczący, grający, malujący, tańczący, płaczący, śmiejący się. Jego Harry nad nim — wszystko wirowało ze sobą i zbierało w ten jeden, ten najważniejszy...

O Boże. To zawsze był tylko Harry.

— Harry!

To jedno imię zabrzmiało niczym siłą wyrwane z jego gardła.

— Hej — szepnął cicho chłopak, podnosząc się i przykrywając go samym sobą. — Hej.

Snape potrząsnął głową i pozwolił mu się pocałować.


Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)


Opieka nad dzieckiem | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz