Jego oczy były otwarte, nim mózg wiedział, że się obudził.
— Profesorze? Profesorze Snape?
Odkaszlnął cicho.
— O co chodzi, Potter? — zapytał, upewniając się, że koce dokładnie go przykrywają.
— To znów się stało.
Snape wyciągnął spod poduszki różdżkę i rzucił Lumos.
— Wejdź.
Harry przysunął się bliżej, wokół bioder miał zawinięty ręcznik.
— Przepraszam — powiedział, wskazując na siebie. — Moja koszula była za ciasna i...
— Cicho. Podejdź bliżej.
Miał rację. Potter wyglądał niemal dokładnie jak w momencie rzucenia zaklęcia. Jednak prawidłowa dieta, stosowana podczas drugiego dzieciństwa, dodała mu kilka cali, a od czasu, kiedy zaczął chodzić, nie był tak chorobliwie blady. Pomimo to wciąż potrzebował swoich okularów, a blizna na jego czole lśniła dziwnym blaskiem w świetle księżyca wpadającego przez okno Snape'a.
— Powinniśmy skontaktować się z dyrektorem.
— Czy to nie może poczekać? Ja... — Harry przesunął dłonią po włosach, jeszcze bardziej je czochrając. — Nie wiem, czy dam sobie radę.
— Być może nie, panie Potter — gardło Snape'a ścisnęło się — ale im szybciej stąd uciekniemy, tym lepiej. Mam już szczerze dosyć tego miejsca.
Harry zacisnął usta.
— W porządku. Zrobię to rano, jeśli tak bardzo tego chcesz.
Opuścił pokój, trzaskając drzwiami. Snape przewrócił się na bok, naciągając nakrycie po same uszy.
— Najbardziej chciałbym — powiedział cicho — żeby wszystko wróciło do normalności.
* * *
Gdy wszedł rano do kuchni, Poppy i Dumbledore siedzieli przy stole, podczas gdy Harry krzątał się po pomieszczeniu. Zatrzymał się, widząc Snape'a i skrzywił, rzucając garnek na piec.
— To wspaniałe wieści, Severusie, nie sądzisz?
— W pewnej mierze — powiedział, nalewając sobie filiżankę herbaty.
Harry postawił mu przed nosem miskę.
— Pomyślałem, że chciałbyś zjeść dzisiaj owsiankę.
— Dziękuję, panie Potter — rzekł, nie patrząc na niego. — Więc, Albusie, kiedy wracamy? Spakowanie wszystkiego nie zajmie nam dużo czasu.
— Nie działajmy pochopnie. Jest jeszcze wiele rzeczy do obmyślenia.
— Co to miało znaczyć? — Snape zmrużył oczy.
— To znaczy, że nie wiemy, czy zaklęcie na pewno straciło swoją moc — odpowiedziała pielęgniarka.
— Co takiego?
— To znaczy — wtrącił Harry, siadając i smarując swój tost masłem — że dyrektor i pani Pomfrey nie wiedzą, czy nie będę jeszcze starszy i powrót jest teraz zbyt ryzykowny. Prawda, sir?
— Ale Albusie, minął rok! Nawet jeśli Potter musi pozostać w ukryciu...
— Czy myślisz, że Tom o tobie zapomniał? Rok to naprawdę nie jest wiele czasu.
— Chcę zobaczyć Rona i Hermionę — wymamrotał Potter.
— Chcę wrócić do domu — warknął Severus.
— Przykro mi, chłopcy, ale myślę, że mugolski zespół powiedział to najlepiej — nie zawsze możesz mieć to, czego pragniesz.
— Umrę tu ze starości.
— Ja też — zgodził się Harry.
Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)
CZYTASZ
Opieka nad dzieckiem | Snarry
FanfictionOPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE - zostało znalezione na chomikuj.pl i przeniesione tutaj, by łatwiej się czytało :) Autor: Perfica Tłumaczenie: carietta Harry staje w ostatecznym starciu z Voldemortem, które... nie okazuje się ostateczne. Ku rozpaczy...