Tydzień LV

5K 394 4
                                    

    Jego oczy były otwarte, nim mózg wiedział, że się obudził.

— Profesorze? Profesorze Snape?

Odkaszlnął cicho.

— O co chodzi, Potter? — zapytał, upewniając się, że koce dokładnie go przykrywają.

— To znów się stało.

Snape wyciągnął spod poduszki różdżkę i rzucił Lumos.

— Wejdź.

Harry przysunął się bliżej, wokół bioder miał zawinięty ręcznik.

— Przepraszam — powiedział, wskazując na siebie. — Moja koszula była za ciasna i...

— Cicho. Podejdź bliżej.

Miał rację. Potter wyglądał niemal dokładnie jak w momencie rzucenia zaklęcia. Jednak prawidłowa dieta, stosowana podczas drugiego dzieciństwa, dodała mu kilka cali, a od czasu, kiedy zaczął chodzić, nie był tak chorobliwie blady. Pomimo to wciąż potrzebował swoich okularów, a blizna na jego czole lśniła dziwnym blaskiem w świetle księżyca wpadającego przez okno Snape'a.

— Powinniśmy skontaktować się z dyrektorem.

— Czy to nie może poczekać? Ja... — Harry przesunął dłonią po włosach, jeszcze bardziej je czochrając. — Nie wiem, czy dam sobie radę.

— Być może nie, panie Potter — gardło Snape'a ścisnęło się — ale im szybciej stąd uciekniemy, tym lepiej. Mam już szczerze dosyć tego miejsca.

Harry zacisnął usta.

— W porządku. Zrobię to rano, jeśli tak bardzo tego chcesz.

Opuścił pokój, trzaskając drzwiami. Snape przewrócił się na bok, naciągając nakrycie po same uszy.

— Najbardziej chciałbym — powiedział cicho — żeby wszystko wróciło do normalności.


* * *

Gdy wszedł rano do kuchni, Poppy i Dumbledore siedzieli przy stole, podczas gdy Harry krzątał się po pomieszczeniu. Zatrzymał się, widząc Snape'a i skrzywił, rzucając garnek na piec.

— To wspaniałe wieści, Severusie, nie sądzisz?

— W pewnej mierze — powiedział, nalewając sobie filiżankę herbaty.

Harry postawił mu przed nosem miskę.

— Pomyślałem, że chciałbyś zjeść dzisiaj owsiankę.

— Dziękuję, panie Potter — rzekł, nie patrząc na niego. — Więc, Albusie, kiedy wracamy? Spakowanie wszystkiego nie zajmie nam dużo czasu.

— Nie działajmy pochopnie. Jest jeszcze wiele rzeczy do obmyślenia.

— Co to miało znaczyć? — Snape zmrużył oczy.

— To znaczy, że nie wiemy, czy zaklęcie na pewno straciło swoją moc — odpowiedziała pielęgniarka.

— Co takiego?

— To znaczy — wtrącił Harry, siadając i smarując swój tost masłem — że dyrektor i pani Pomfrey nie wiedzą, czy nie będę jeszcze starszy i powrót jest teraz zbyt ryzykowny. Prawda, sir?

— Ale Albusie, minął rok! Nawet jeśli Potter musi pozostać w ukryciu...

— Czy myślisz, że Tom o tobie zapomniał? Rok to naprawdę nie jest wiele czasu.

— Chcę zobaczyć Rona i Hermionę — wymamrotał Potter.

— Chcę wrócić do domu — warknął Severus.

— Przykro mi, chłopcy, ale myślę, że mugolski zespół powiedział to najlepiej — nie zawsze możesz mieć to, czego pragniesz.

— Umrę tu ze starości.

— Ja też — zgodził się Harry.


Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)

Opieka nad dzieckiem | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz