— Profesorze?
— Tak, Potter? — Snape porządkował właśnie rośliny, które zebrał razem z chłopcem na spacerze. Gdy dopisywała pogoda, on i Harry wychodzili zaraz po obiedzie. Pomijając nieprzerwaną gadaninę Pottera i jego nieograniczone zapasy energii, przechadzki były dość przyjemne.
— Mogę pomalować?
— „Czy mógłbym pomalować" byłoby odpowiedniejszym sposobem zadania tego pytania.
— Czy mógłbym pomalować, profesorze? Proszę.
— Możesz. — Snape zebrał kilka ziół razem i powiesił je na haku, tuż przy swoim biurku.
Przez kilka zbawiennych minut panowała cisza, nim Harry wrócił, niosąc kartkę i pudełko pełne farbek. Położył je na stoliku, który Snape transmutował dla niego kilka tygodni temu. Było idealne dla sześciolatka. Z kuchni przyniósł szklankę wody, wysuwając język i starając się nie rozlać ani kropli. Gdy wszystko przygotował, zerknął na mężczyznę i uśmiechnął się szeroko, widząc, że ten go obserwuje.
Snape prychnął i wrócił do swojego katalogowania.
* * *
— Skończyłem!
— Hmm — wymruczał Severus, nie podnosząc głowy.
— Czy chciałbyś zobaczyć?
— Hmm.
— Profesorze, czy chciałby pan zobaczyć?
— Hmm.
Zapadła cisza. Snape kontynuował swoją pracę, jednak irytujące uczucie, które mówiło mu, że zrobił coś źle, nie dawało mu spokoju. Zmarszczył brwi i przyjrzał się notatkom. Wszystko zdawało się być w porządku.
Cichy szmer przyciągnął jego uwagę, podniósł więc głowę. Potter siedział przy stoliku, gapiąc się na otwarte tubki farb. Po chwili zaczął je zakręcać, starając się robić jak najmniej hałasu.
— Potter.
Harry spojrzał na niego spod zmarszczonych brwi.
— Czy mógłbym zobaczyć twój obrazek?
Wielki uśmiech rozjaśnił twarz dziecka i Snape po raz kolejny poczuł się zadziwiony naturą chłopca. Nie pamiętał, żeby on w tym wieku wybaczał wszystko tak łatwo.
Harry podniósł kartkę za rogi, starając się nie umazać mokrą farbą. Podszedł do biurka i spojrzał na mężczyznę wyczekująco; Severus westchnął i posadził go sobie na kolanach.
— To dzisiaj. — Harry położył obrazek na pergaminie. — To jesteś ty — wskazał na długą, chudą figurę namalowaną czarnym kolorem. Oczy rysunkowego Snape'a były duże i okrągłe; wyglądał, jakby był czymś niezmiernie zdziwiony. — A to ja. — Harry namalował sobie niebieską szatę i ogromny czerwony uśmiech. Dwie postacie stały obok siebie, trzymając się za ręce. — A to jest strumień, to drzewo ze świecącymi liśćmi, to słońce i miejsce, gdzie widzieliśmy te kaczuszki, a to kamień, który wygląda jak pies. Możemy mieć psa?
— Nie. — Rozmawiali już o tym kilkakrotnie.
— W porządku — westchnął chłopiec. — Podoba ci się?
— Jest bardzo... ładny.
— Zrobiłem go dla ciebie.
— Dziękuje, panie Potter.
— Profesorze, obiecałeś nazywać mnie Harry!
Snape potarł grzbiet nosa.
— Wybacz, Harry.
— Nic się nie stało. Wiem, że czasami zapominasz. Powiesisz to, gdy wyschnie?
Severus rzucił szybkie zaklęcie, które wysuszyło rysunek i przyciągnął bliżej książkę od eliksirów.
— Proszę. Zadowolony? A teraz uciekaj — postawił Harry'ego na ziemi. — Poczytaj trochę przed obiadem.
Chłopiec skinął głową i odszedł, szurając nogami. Snape zacisnął zęby.
— Harry?
Potter odwrócił się szybko.
— Czy tutaj może być? — zapytał, trzymając rysunek przy zawieszonych ziołach.Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)
CZYTASZ
Opieka nad dzieckiem | Snarry
FanfictionOPOWIADANIE NIE NALEŻY DO MNIE - zostało znalezione na chomikuj.pl i przeniesione tutaj, by łatwiej się czytało :) Autor: Perfica Tłumaczenie: carietta Harry staje w ostatecznym starciu z Voldemortem, które... nie okazuje się ostateczne. Ku rozpaczy...