Tydzień XXVI

5.6K 410 11
                                    

    Snape ugryzł tost, czytając gazetę z zeszłego tygodnia i jednym uchem słuchając krzątaniny Pottera. Po chwili ktoś zamknął wieko pudła i usiadł przy kuchennym stole.

— Jakieś wieści? — zapytał Severus, podnosząc wzrok i niemal dławiąc się herbatą.

Harry siedział naprzeciwko niego, wyglądając jednocześnie na zdesperowanego i przestraszonego. Sięgnął po nóż do smarowania; nie miał swoich okularów.

Jeśli byłaby to jedyna niezwykła rzecz, Snape wysłałby go po prostu do pokoju i kazał mu je założyć. Obaj wiedzieli, jak słaby jest wzrok Harry'ego; bez nich łatwo mógłby sobie zrobić jakąś krzywdę.

Ale nie, nie chodziło tylko o to.

Harry włożył jedną z czarnych szat Snape'a. Ubranie było na niego o wiele za duże; podciągnął rękawy tak, by móc operować dłońmi. Było też za długie — pomimo że nałożył na nie pasek i podwinął, sięgało samej ziemi.

Mistrz eliksirów przypatrywał się, jak chłopak żuje swój tost i nalewa szklankę soku, trzymając materiał szaty tak, by w niczym go nie zamoczyć. Harry opuścił głowę i kontynuował jedzenie. Jego włosy chociaż raz nie sterczały na wszystkie strony. Wysmarował je czymś, co sprawiło, że wisiały teraz przetłuszczone wzdłuż jego policzków.

Po karku chłopca spłynęła kropla oleju. Ach, więc tak zniknęła manierka gęsiego tłuszczu.

Snape założył kosmyk własnych włosów za ucho, zastanawiając się, czy pozwolić chłopakowi pocierpieć w ciszy, czy wyjaśnić to wszystko od razu.

— Potter.

Harry uniósł wzrok, trzymając jedzenie przy ustach.

— Czy chciałbyś mi coś powiedzieć?

Chłopiec ostrożnie odłożył tost na talerz i skrzyżował ręce na kolanach.

— Przepraszam, sir.

— Nie przejmuj się tym — powiedział Snape, świadom faktu, że nie brzmi wiarygodnie. — Co to wszystko ma znaczyć?

Chłopiec spuścił głowę.

— To dlatego, że... Dumbledore opowiedział mi o moich rodzicach i o Dursleyach i pomyślałem, że... do nikogo tak naprawdę nie należę. Więc chciałem wyglądać...

— Wyrzuć to z siebie. Chciałeś wyglądać jak?

— Jak ty — wyszeptał. — Może wtedy nigdzie byś mnie nie odesłał. Przepraszam, sir.

Snape poczuł się zażenowany, oburzony, rozbawiony i dumny jednocześnie.

— Potter.

Harry uniósł wzrok, a po jego policzku spłynęła łza.

— Takie środki... nie są konieczne. Nie mam zamiaru nigdzie cię odsyłać. — Twarz chłopca rozjaśniła się, a Snape zagryzł zęby. — Jestem za ciebie odpowiedzialny, Potter. Nie ma znaczenia, jak wyglądasz ani skąd pochodzisz.

— Czy to znaczy, że się mną opiekujesz? — zapytał Harry, pociągając nosem.

— A czy nie robię tego zawsze? — wymamrotał mężczyzna bardziej do siebie. Chłopiec skinął głową i potarł oczy. — W porządku. Idź się przebrać i postaraj się nie ubrudzić mojej szaty jeszcze bardziej.

— Tak, sir. Dziękuję, sir.

Harry wstał i bez ostrzeżenia oplótł szyję Snape'a ramionami, ściskając go mocno.

— Tak, no cóż. — Snape poklepał go niepewnie po ramieniu. — To nie było konieczne. I nie zapomnij okularów.


Jeśli ktoś nie zajrzał do opisu - przypominam, że opowiadanie nie jest moje i zostało skopiowane z chomikuj.pl, dla łatwiejszego odczytu :)

Opieka nad dzieckiem | SnarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz