27.

415 17 9
                                    

Wróciliśmy do domu, gdzie czekał Marcus

MC- wszystko  dobrze?

J- Tak, ej tak pomyślałam właśnie, chodźmy pograć w piłkę.

MT- Możemy iść, niedaleko tutaj jest boisko.

J- To pójdę się przebrać i pójdziemy.

*pov Martinusa*

MC- I co?- zapytał kiedy Laura poszła na górę.

MT- Szczerze, nie wiem nie chciała nic powiedzieć, ale lepiej nie pytajmy ją o to.

*Pov Laury*

W drodze na boisko Marcus zaczął się wygłupiać.

MC- Dawaj ścigamy się tam to tego słupa.

J- Dobra, ale jak przegrasz bierzesz mnie na barana pod tą górę.

MC- Dobra, start!

J- Ej to nie fair- i zaczęłam biec.

J- Ojej, jak przykro, ale i tak  przegrałeś- zaśmiałam się.

MC- Wskakuj- powiedział zniechęconym głosem.

Na boisku nikogo nie było, tylko nasza trójka. Rozgrzaliśmy się, a potem chłopacy zaczęli się popisywać, co umieją robić z piłką. Żeby nie być gorsza zrobiłam to samo, tylko lepiej oczywiście.

*pov. Martinusa*

J- Ale ona jest idealna- powiedziałem do brata.

Kiedy graliśmy, w pewnym momencie zrobiło mi się słabo i chyba upadłem.

*pov Laury*

J- MARTINUS!!!...- podbiegłam do chłopaka, kiedy upadł na boisku.

J- Boże Martinus, co się stało, ej wstawaj!- mówiłam do niego, lekko klepiąc po policzku.

J- Marcus dzwoń po pogotowie on jest nie przytomny.

Dwadzieścia minut później zjawiła się karetka i zabrała go do szpitala. Szybko pobiegliśmy do domu, powiedzieć jego rodzicom co się stało. Następnie z tatą Marcusa pojechaliśmy do niego. Kiedy dotarliśmy na miejsce, na sali leżał Martinus, podłączony do różnych kabelków, ale nie można było do niego wchodzić.

MC- Będzie dobrze, nie martw się wyjdzie z tego.- po czym wtuliłam się w chłopaka.

Po jakiś dziesięciu minutach zjawił się lekarz.

L- Dzień dobry, pan jest ojcem chłopaka?- zapytał.

T- Tak, co z nim?

L- Pański syn prawdopodobnie się czymś zatruł, ale jeszcze nie wiemy czym. Obecnie jest w śpiączce.

J- Ale wyjdzie z tego?- powiedziałam ze łzami w oczach.

L- Spokojnie, twój brat jest silny, na razie musimy poczekać, aż się wybudzi, do tego czasu nie mogę nic obiecywać.

Posiedzieliśmy jeszcze chwile u niego, cały czas patrzyłam się z za szyby i modliłam, żeby z tego wyszedł.

MC- Musimy już iść.

J- Chwilka, minuta.- po czym udaliśmy się do domu.

Razem z Marcusem poszliśmy do jego pokoju.

MC- To się porobiło, przepraszam, że musisz na to patrzeć.

J- Nie masz za co przepraszać bo to nie Twoja wina, nikogo to wina.

MC- Tak dziwnie teraz bez niego, zawsze byliśmy razem, a teraz go nie ma- powiedział smutny.

J- Nie martw się, za parę dni z tego wyjdzie i wróci do domu.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jul 06, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

DZIEWCZYNA Z KONCERTU | MARCUS & MARTINUSWhere stories live. Discover now