Wróciliśmy do domu, gdzie czekał Marcus
MC- wszystko dobrze?
J- Tak, ej tak pomyślałam właśnie, chodźmy pograć w piłkę.
MT- Możemy iść, niedaleko tutaj jest boisko.
J- To pójdę się przebrać i pójdziemy.
*pov Martinusa*
MC- I co?- zapytał kiedy Laura poszła na górę.
MT- Szczerze, nie wiem nie chciała nic powiedzieć, ale lepiej nie pytajmy ją o to.
*Pov Laury*
W drodze na boisko Marcus zaczął się wygłupiać.
MC- Dawaj ścigamy się tam to tego słupa.
J- Dobra, ale jak przegrasz bierzesz mnie na barana pod tą górę.
MC- Dobra, start!
J- Ej to nie fair- i zaczęłam biec.
J- Ojej, jak przykro, ale i tak przegrałeś- zaśmiałam się.
MC- Wskakuj- powiedział zniechęconym głosem.
Na boisku nikogo nie było, tylko nasza trójka. Rozgrzaliśmy się, a potem chłopacy zaczęli się popisywać, co umieją robić z piłką. Żeby nie być gorsza zrobiłam to samo, tylko lepiej oczywiście.
*pov. Martinusa*
J- Ale ona jest idealna- powiedziałem do brata.
Kiedy graliśmy, w pewnym momencie zrobiło mi się słabo i chyba upadłem.
*pov Laury*
J- MARTINUS!!!...- podbiegłam do chłopaka, kiedy upadł na boisku.
J- Boże Martinus, co się stało, ej wstawaj!- mówiłam do niego, lekko klepiąc po policzku.
J- Marcus dzwoń po pogotowie on jest nie przytomny.
Dwadzieścia minut później zjawiła się karetka i zabrała go do szpitala. Szybko pobiegliśmy do domu, powiedzieć jego rodzicom co się stało. Następnie z tatą Marcusa pojechaliśmy do niego. Kiedy dotarliśmy na miejsce, na sali leżał Martinus, podłączony do różnych kabelków, ale nie można było do niego wchodzić.
MC- Będzie dobrze, nie martw się wyjdzie z tego.- po czym wtuliłam się w chłopaka.
Po jakiś dziesięciu minutach zjawił się lekarz.
L- Dzień dobry, pan jest ojcem chłopaka?- zapytał.
T- Tak, co z nim?
L- Pański syn prawdopodobnie się czymś zatruł, ale jeszcze nie wiemy czym. Obecnie jest w śpiączce.
J- Ale wyjdzie z tego?- powiedziałam ze łzami w oczach.
L- Spokojnie, twój brat jest silny, na razie musimy poczekać, aż się wybudzi, do tego czasu nie mogę nic obiecywać.
Posiedzieliśmy jeszcze chwile u niego, cały czas patrzyłam się z za szyby i modliłam, żeby z tego wyszedł.
MC- Musimy już iść.
J- Chwilka, minuta.- po czym udaliśmy się do domu.
Razem z Marcusem poszliśmy do jego pokoju.
MC- To się porobiło, przepraszam, że musisz na to patrzeć.
J- Nie masz za co przepraszać bo to nie Twoja wina, nikogo to wina.
MC- Tak dziwnie teraz bez niego, zawsze byliśmy razem, a teraz go nie ma- powiedział smutny.
J- Nie martw się, za parę dni z tego wyjdzie i wróci do domu.
YOU ARE READING
DZIEWCZYNA Z KONCERTU | MARCUS & MARTINUS
FanfictionPojechałam na ten koncert- pomyślałam, że będzie fajnie, lecz w to co się potem stało nie mogłam uwierzyć- myślałam, że to sen...