Tego samego dnia, późnym wieczorem grupa Clem znalazła dobre miejsce na obóz. Pozostawiając samochód kilak metrów dalej, znaleźli miejsce w zaśnieżonym jak wszystko wokoło lesie, kilkanaście minut spacerem od bramy Wellington.
Kenny i Luke właśnie skończyli rozstawiać drugi namiot, zaś Clem trzymająca AJ'a w nosidle, pomiędzy namiotami, a leżącym naprzeciwko pniem ułożyła stertę patyków, otaczając ją kamieniami. Wyjęła z pobliskiej dużej torby od Wellington zapalniczkę, starając się rozpalić ogień.
Próbowała kilkakrotnie, jednak patyki były na tyle mokre od śniegu, że nie możliwe było rozpalenie ogniska.
Clementine: Kurde...
Do dziewczynki podeszli Kenny i Luke.
Luke: No i co sądzisz?
Clem podniosła wzrok na dwa stojące obok siebie namioty.
Clementine: Dobrze wam to wyszło.
Kenny: Oby tylko skutecznie ogrzewały. A co to za słownictwo? Nie dawaj AJ'owi takiego przykładu.
Kenny z uśmiechem na twarzy spojrzał na chłopca śpiącego w nosidle. Luke uklęknął przy miejscu na ognisko i dotknął patyków.
Luke: Są zbyt mokre. Nie zapalą się.
Clementine: Wszystko tu jest w śniegu. Niczego nie da się zapalić.
Luke: Bez ognia łatwo nam będzie tu zamarznąć.
Kenny: Mógłbym odpalić samochód, ale nie możemy marnować benzyny.
Luke: Nic tu się nie zapali. Liście i drewno są mokre, a my nie mamy nic innego.
Clementine: Ogrzewanie to mniejszy problem. Bez ognia, trudno nam będzie zrobić coś do jedzenia. Zapasy od Wellington nam nie pomogą o tej porze roku, a bez ognia nie upieczemy mięsa.
Luke: Clem ma rację. Co robimy?
Kenny: Clem, zanieś AJ'a do namiotu. Posiedźcie tam, nie stójcie na mrozie. Z Luke'iem coś wykombinujemy.
Clem przytaknęła, idąc do najbliższego namiotu. Kenny zaś złapał się za głowę i usiadł na pniu. Luke usiadł obok niego. Obaj mężczyźni milczeli.
Luke: Więc...
Kenny: Więc...
Luke: Wreszcie nam się udało. Znaleźliśmy to, czego chcieliśmy.
Kenny: Ta. To twoja zasługa. No i Clementine.
Luke: Nie dałbym rady bez niej.
Kenny: Zrobiliście dla grupy więcej, niż ja zdołałem. Nie podziękowałem ci za to wcześniej. Dzięki za to, co dla nas zrobiłeś. Nawet jeśli to było dla Clem i AJ'a, niżeli dla mnie.
Luke uśmiechnął się.
Luke: Wiedziałem, że potrzebujemy namiotów. Auto prędzej czy później mogłoby się zepsuć, a my nie mamy za wiele benzyny. Póki jest zima, szwendacze to mniejszy problem. Nie mogłem sobie wtedy odpuścić.
Kenny: Wiem i doceniam to, że zdołałeś je odnaleźć.
Luke: Bez Clem by mi się nie udało. Uratowała mnie.
Kenny: To niesamowita dziewczynka. Znam ją już od 2 lat i odkąd pamiętam, była twarda jak skała. A miała tylko 8 lat.
Luke: Jest wyjątkowa, wiedziałem to od początku. Odkąd tylko zobaczyłem, że sama sobie zszyła rękę i zdołała poradzić sobie sama. Bardzo się zmieniła odkąd ją poznałeś?
CZYTASZ
Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead Fanfiction
FanfictionPierwsza część drugiej dylogii o młodej dziewczynie, Clementine, której losy po stracie rodziców i opiekuna, Lee, kolejny raz krzyżują się z nowymi ocalałymi z wybuchu epidemii wirusa, który zamienia ludzi w nieumarłe potwory. Grupa niedawno napotka...