Rozdział 15

384 23 13
                                    

Tego samego dnia, późnym wieczorem grupa Clem znalazła dobre miejsce na obóz. Pozostawiając samochód kilak metrów dalej, znaleźli miejsce w zaśnieżonym jak wszystko wokoło lesie, kilkanaście minut spacerem od bramy Wellington.

Kenny i Luke właśnie skończyli rozstawiać drugi namiot, zaś Clem trzymająca AJ'a w nosidle, pomiędzy namiotami, a leżącym naprzeciwko pniem ułożyła stertę patyków, otaczając ją kamieniami. Wyjęła z pobliskiej dużej torby od Wellington zapalniczkę, starając się rozpalić ogień.

Próbowała kilkakrotnie, jednak patyki były na tyle mokre od śniegu, że nie możliwe było rozpalenie ogniska.

Clementine: Kurde...

Do dziewczynki podeszli Kenny i Luke.

Luke: No i co sądzisz?

Clem podniosła wzrok na dwa stojące obok siebie namioty.

Clementine: Dobrze wam to wyszło.

Kenny: Oby tylko skutecznie ogrzewały. A co to za słownictwo? Nie dawaj AJ'owi takiego przykładu.

Kenny z uśmiechem na twarzy spojrzał na chłopca śpiącego w nosidle. Luke uklęknął przy miejscu na ognisko i dotknął patyków.

Luke: Są zbyt mokre. Nie zapalą się.

Clementine: Wszystko tu jest w śniegu. Niczego nie da się zapalić.

Luke: Bez ognia łatwo nam będzie tu zamarznąć.

Kenny: Mógłbym odpalić samochód, ale nie możemy marnować benzyny.

Luke: Nic tu się nie zapali. Liście i drewno są mokre, a my nie mamy nic innego.

Clementine: Ogrzewanie to mniejszy problem. Bez ognia, trudno nam będzie zrobić coś do jedzenia. Zapasy od Wellington nam nie pomogą o tej porze roku, a bez ognia nie upieczemy mięsa.

Luke: Clem ma rację. Co robimy?

Kenny: Clem, zanieś AJ'a do namiotu. Posiedźcie tam, nie stójcie na mrozie. Z Luke'iem coś wykombinujemy.

Clem przytaknęła, idąc do najbliższego namiotu. Kenny zaś złapał się za głowę i usiadł na pniu. Luke usiadł obok niego. Obaj mężczyźni milczeli.

Luke: Więc...

Kenny: Więc...

Luke: Wreszcie nam się udało. Znaleźliśmy to, czego chcieliśmy.

Kenny: Ta. To twoja zasługa. No i Clementine.

Luke: Nie dałbym rady bez niej.

Kenny: Zrobiliście dla grupy więcej, niż ja zdołałem. Nie podziękowałem ci za to wcześniej. Dzięki za to, co dla nas zrobiłeś. Nawet jeśli to było dla Clem i AJ'a, niżeli dla mnie.

Luke uśmiechnął się.

Luke: Wiedziałem, że potrzebujemy namiotów. Auto prędzej czy później mogłoby się zepsuć, a my nie mamy za wiele benzyny. Póki jest zima, szwendacze to mniejszy problem. Nie mogłem sobie wtedy odpuścić.

Kenny: Wiem i doceniam to, że zdołałeś je odnaleźć.

Luke: Bez Clem by mi się nie udało. Uratowała mnie.

Kenny: To niesamowita dziewczynka. Znam ją już od 2 lat i odkąd pamiętam, była twarda jak skała. A miała tylko 8 lat.

Luke: Jest wyjątkowa, wiedziałem to od początku. Odkąd tylko zobaczyłem, że sama sobie zszyła rękę i zdołała poradzić sobie sama. Bardzo się zmieniła odkąd ją poznałeś?

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz