Rozdział 33

412 21 12
                                    

Luke otworzył oczy z krzykiem, podnosząc się gwałtownie oblany zimnym potem, z trzęsącymi się dłońmi i przyśpieszonym oddechem, nad którym nie mógł zapanować.

Od razu przy nim znalazła się Clementine, która złapała Luka za ramiona, pomagając mu zachować równowagę po tym, gdy gwałtownie się podniósł.

Clementine: Już dobrze, wszystko dobrze. To był tylko zły sen. Już dobrze.

Luke spojrzał na zaniepokojoną przyjaciółkę, spoglądając w najbliższe okno. Przez szpary między deskami przybitymi do okna wdzierało się światło słoneczne.

Luke: Już... już jest rano?

Clementine przytaknęła.

Luke: Jak długo nie śpisz?

Clementine: Obudziłam się, gdy tylko krzyknąłeś.

Luke: Och... przepraszam. Nie – nie chciałem cię obudzić... ani wystraszyć—

Clementine: Hej, spokojnie. Koszmary zdarzają się każdemu, zwłaszcza w teraz. Pamiętasz, gdy mi śpiewałeś bym nie miała więcej koszmarów?

Luke: Może mi też się przyda, gdybyś ty mi pośpiewała?

Clementine: Możemy spróbować, gdy wrócimy do Prescott. Przyda nam się jakieś śniadanie.

Luke: Ta... na pewno.

Clementine: Już spokojnie, wszystko dobrze.

Luke: W – wiem, Clem... tylko... po prostu to był naprawdę zły sen. Dawno nie miałem takiego koszmaru.

Clementine: Będzie ci lepiej, gdy opowiesz co ci się śniło?

Luke przełknął ślinę, patrząc na Clementine.

Luke: Byłem w Howe's. Usłyszałem wrzaski kobiety. Gdy wbiegłem do biura Carvera, zobaczyłem was.

Clementine: Nas?

Luke: Ciebie. AJ'a. Kennego. I... Jane.

Clementine uniosła brwi.

Clementine: J – Jane...?

Luke przytaknął.

Luke: Ona... ona rodziła. Ty, Kenny pomagaliście jej. Przeżyła, urodziła zdrową dziewczynkę. Była taka mała, była wspaniała... Jane nadała jej imię po swojej siostrze. Jaime.

Clementine: Może nie powinniśmy byli wczoraj o tym rozmawiać? Wiedziałam, że dręczy cię to, co się stało, gdy ostatnio byliśmy w Howe's, nie powinnam była poruszać bardziej tego tematu. Przepraszam.

Luke: Nie, Clem. Sam jestem sobie winien. To ja nie potrafiłem się z tym pogodzić. Potem... gdy Jane urodziła... w biurze było ciemno. Była tylko ona, z rąk zniknęła moja córka. Znalazła się u Jane, by chwilę później... zniknąć całkowicie. Zostało tylko to, w co była ubrana.

Chłopak oparł łokcie o kolana, chowając spoconą twarz w dłoniach. Clementine przysunęła się bliżej niego, kładąc dłoń na jego kolanie.

Luke: Jane zaczęła krzyczeć do mnie, że nasza córka nie istnieje, bo nigdy nie mogła się urodzić. Zaczęła wołać, że ona sama umarła, bo ją zostawiłem... że nie mogła sama urodzić, że nie pozwoliłem, by nasze dziecko się urodziło... nie dałem jej szans na przeżycie! Wciąż krzyczała, że to moja wina! Że zabiłem ją, że zabiłem nasze dziecko...

Clementine: Przestań, Luke! To nieprawda! To... nieprawda! Dobrze wiesz, że to była decyzja Jane, nic nie mogłeś zrobić!

Luke: Potem... potem widziałem tylko ten sam obraz, który widzieliśmy razem w Howe's. Jane powieszona na sznurze, przemieniona, wymachująca do mnie swoimi martwymi dłońmi. Chciałem ją dobić, tak jak wtedy. Ale sznur się zerwał. Ona się podniosła. Obudziłem się, gdy zaczęła mnie pożerać... Boże...

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz