Rozdział 1

925 40 54
                                    

PRZED ROZDZIAŁEM...

Witajcie!

Na wstępie chcę tutaj umieścić krótką informację.

W paru dialogach zauważycie kwestie w nawiasach, oznaczone inną czcionką. Będą to kwestie, które w oryginalnej, angielskiej wersji gry były wymawiane przez postacie Rosjan w języku rosyjskim, a ja przetłumaczyłam te kwestie na nasz język, oznaczając je właśnie w taki sposób.

A teraz zapraszam dalej.

...

Clementine była ładną, 11-letnią dziewczyną. Miała ciemną skórę, krótkie, ciemne włosy spięte fioletowymi gumkami w dwa, krótkie kucyki. Ogrzewała ją niebieska, puchowa kurtka, na której przodzie wyszyta była tęcza i słońce. Na głowie od dawna nosiła fioletowo białą czapkę z wielką, fioletową literą D na przodzie.

Nie tak dawno, grupa do której się przyłączyła, straciła wielu ludzi. Podczas ucieczki przez hordę szwendaczy, od człowieka tyrana, którego grupa tak jak on sam była niebezpieczna. Ten sam tyran, pozbawił oka przyjaciela dziewczynki, Kenny'ego.

Ledwie dzień od tych wydarzeń, Clementine była świadkiem, jak jej towarzyszka – Rebecca po stracie męża zaczęła rodzić. Poród był ciężki i bolesny, jednak grupa miała nadzieje, że zapasy, które mają szanse odnaleźć wzmocnią ją i jej nowo narodzonego syna.

Zatem grupa przystała na decyzję Kenny'ego, tylko ze względu na zapasy, które są potrzebne wszystkim. W rzeczywistości, trzeba było myśleć o Rebecce i dziecku. Wątpliwe jest to, by taka wyprawa, była dla nich dobra.

W ciągu tych kilku godzin, zaczął padać śnieg i wiał zimny wiatr. Luke, Bonnie i Mike rozwinęli rękawy swoich bluz, ale to i tak było za mało.

Nawet Clementine było zimno, oraz Rebecce w mundurze konfederatów, jaki nosiła. Nie był to najlepszy ubiór, jednak to było jedyne, co mogło świeżo upieczoną matkę skutecznie ogrzać.

Kenny i Luke prowadzili, Bonnie podtrzymywała Rebeccę, trzymającą synka, na końcu szedł Mike, a Clementine obok Rebecci i Bonnie.

Rebecca zachwiała się, opierając kolana o zimny grunt.

Bonnie: Nic ci nie jest?

Luke: Jest wyczerpana. My wszyscy jesteśmy.

Rebecca: Mogę iść dalej...

Luke: Powinniśmy byli zostać. Powinniśmy byli tam zostać, dopóki nie wydobrzeje.

Kenny: Tam by nie wydobrzała. Musimy znaleźć jedzenie i cieplejsze miejsce.

Luke: Czy to ci wygląda na cieplejsze miejsce?! Możemy jeszcze zawrócić. 

Kenny: Nie ma mowy! Musimy się pośpieszyć, jeśli chcemy dotrzeć do miasteczka przed śnieżycą!

Luke: Nikogo nie słuchasz, wydajesz tylko rozkazy. Musisz odpuścić! Za wiele od nich wymagasz!

Kenny: Robię to co muszę, jak zawszę! Nie pozwalam NIKOMU umrzeć!

Clementine: Wasze kłótnie nie pomagają.

Luke: Cóż, nie zapominaj, że zgodziłaś się ze mną ostatniej nocy.

Rebecca upadła na ziemię, a wystraszone dziecko zaczęło płakać. Bonnie pomogła wyczerpanej, bladej Rebecce wstać.

Mike: Tutaj jest miejsce, gdzie może usiąść.

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz