Rozdział 23

340 24 3
                                    

Po tygodniu, Clem z AJ'em byli już w stanie Virginia. Stało się to czego Clem się obawiała – benzyna się skończyła, na domiar złego mały Alvin zaczynał wzbudzać niepokój u Clem.

Coraz częściej kaszlał, był niespokojny. Jednak na chwile obecną Clem nie mogła nic zrobić dla niego. Byli bez samochodu, bez zapasów, a jedyne co mieli to broń Clem i nosidło na plecach w którym mogła nosić chłopca.

Dziewczyna miała jedyne szczęście w nowych ubraniach, jakie zdołała znaleźć w szukaniu zapasów. Nosiła blado żółtą bluzkę, której rękawy podwinięte były do łokci, na biodrach owinęła sobie czerwoną, skórzaną kurtkę. Jej pozioma rana na prawym policzku, którą spowodowało draśnięcie naboju przy murach Wellington, goiła się, pozostawiając ślad.

Clementine podróżowała dalej wierząc w to, że nigdy już nie zobaczy Luka i Kennego. Albo uciekli, albo zginęli w swoim obozie. Clementine wciąż miała w głowie obraz dwóch spalonych ciał, nie mogąc pogodzić się z myślą o śmierci przybranego ojca i przybranego brata. To, czego żałowała to tego, że nigdy wprost nie nazwała ich ojcem i bratem.

Wiedziała, że teraz pozostał jej jedynie AJ. Nawet jeśli mogli przeżyć, istniała nikła szansa na to, że odnajdą Clem.

Tego dnia, szczęście wyjątkowo opuściło Clem. Dziewczyna miała na karku chmarę szwendaczy, idącą za nią od pewnego czasu. Mając AJ'a na plecach, biegła przez osłoneczniony las chcąc uciec przez potworami.

Gdy nie miała gdzie uciec, zobaczyła przed sobą stary, rdzewiejący, opuszczony autobus, zdążył już porosnąć roślinami, służąc wcześniej komuś jako schronienie.

Clementine: Możemy ukryć się tutaj!

Dziewczyna podbiegła do zamkniętego wejścia do autobusu, osłoniętego przybitą deską. Za plecami Clem usłyszała nie tylko charczenie trupów, ale też niespokojny pisk AJ'a.

Clementine: Nie martw się. Wszystko będzie dobrze.

Dziewczyna kopnęła raz, a później drugi. Wtedy dopiero drzwi otworzyły się z hukiem. Gdy wbiegła do środka, posadziła AJ'a na posłaniu na składanym łóżku, tuż przy wejściu. Niespokojnie zaczęła rozglądać się za czymś, czym mogłaby zablokować drzwi.

Clementine: No dalej, no dalej...

Wtedy zobaczyła stojącą obok drewnianą półkę. Chwyciła ją i przesunęła do drzwi, tym samym blokując szwendaczom dostęp do wnętrza autobusu.

Gdy AJ usłyszał odgłosy szwendaczy dobijających się do środka, zaczął płakać. Clementine uklękła przy nim.

Clementine: Ciii... AJ, już dobrze.

Wtedy, jeden z trupów na zewnątrz mocno uderzył w autobus. AJ ponownie zaczął krzyczeć.

Clementine: Wiem, że jesteś głodny.

By uspokoić malca, Clem zaczęła nucić mu powolną, spokojną melodię. Wtedy chłopiec zasłonił usta swoimi małymi dłońmi. Clem wzięła go w ramiona, lekko go kołysząc.

Clementine: Ciii... no już. Poczekamy aż sobie pójdą. Wtedy znajdziemy ci coś do jedzenia. Mam nadzieję, że znajdziemy coś do jedzenia dla NAS.

Clementine usiadła obok AJ'a na posłaniu, obejmując go. Ich spokój nie trwał długo przez kolejny hałas. Do drugich drzwi autobusu, po raz kolejny próbowały dostać się trupy. Na początku dziewczyna myślała, że to szwendacze, dopóki nie usłyszała dziewczęcego głosu za drzwiami.

- Hej! Słyszę cię tam! Wpuść mnie, proszę! Boże, jest ich tak dużo... proszę, nie zostawiaj mnie tu!

Clementine wstała, stając przed AJ'em, by go zasłonić. W rękach zacisnęła pistolet, a następnie mierzyła do drzwi. Chwilę później w środku, znalazła się młoda dziewczyna. Wyglądała na niewiele starszą od Clementine, była nieco wyższa, także chuda tak jak ona.

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz