Pod koniec tego samego miesiąca, Kenny już w pełni doszedł do siebie, co jakiś czas skarżąc się na ból w biodrze. Mógł jednak dawno opuścić szpital i zamieszkać razem z Clem, AJ'em, Lukiem i Russellem. Tak samo jak Luke, Kenny znalazł dobry kontakt z Conradem i Francine, jednak od baru za wszelką cenę starał się trzymać z daleka.
Clem i Rus po naukach Francine, czuli się pewniej w siodłach. Za zgodą Trippa, obydwoje zostali zwiadowcami Prescott. Tego właśnie wieczora, gdy niebo stało się ciemniejsze, widoczne na nim były gwiazdy i księżyc, Russell i Clementine ruszyli na koniach poza miasteczko.
Clem prowadziła swoją ulubioną klacz, Dianę, zaś Russell konia zwanego Ginger Curly, którego imię nijak nie pasowało do karego ogiera z niewielką, białą łatą na nosie.
Ponieważ wieczorami było zimno, Russell miał na sobie szarą, grubą bluzę z kapturem, na którą zakładał granatową, rozpiętą, puchową kurtkę. Clementine zaś miała na sobie ciemnofioletową kurtkę z kapturem, a na szyi szalik w pionowe, czerwono białe paski.
Clementine: Co to za mina, Rus?
Russell: Nie ważne.
Clementine: Zawsze twierdzisz, że nie ważne, by potem się rozgadać. No mów, o co chodzi?
Russell: Dlaczego Tripp nie może wysyłać nas na zwiady wcześniej? Zawsze wysyła nas wieczorami.
Clementine: Dla bezpieczeństwa. Wieczorami jest ciemniej, a gdy jest ciemniej, trudniej byłoby nas wypatrzeć.
Russell: W tym szwendacze.
Clementine: Chcesz się kłócić z Trippem? Powodzenia.
Russell: Nie mówię, by nas nie wysyłał, bo sami się zgłosiliśmy, ale... ech... mógłby nas wypuszczać nim słońce całkowicie zachodzi.
Clementine: Mógłby. Przyznam się, że też bym tak wolała. Ale ma to swoje zalety.
Russell: Niby jakie?
Clementine: Spójrz w górę.
Russell i Clem spojrzeli na niebo.
Russell: Masz rację, widok na te gwiazdy ma swój urok. Ale na nic nam to, jeśli zginiemy nie widząc w ciemności szwendaczy.
Clementine: Nie trzeba ich widzieć, wystarczy je usłyszeć. To dokąd teraz?
Clementine spojrzała na znak wbity przy drodze.
Russell: Złomowisko? Jesteś pewna?
Clementine: Może będzie tam coś wartego uwagi. Odkąd jesteśmy w miasteczku, nigdy tam nie byliśmy.
Russell: Pff... no dobra.
Russell i Clementine poprowadzili konie w stronę skrętu. Tam natrafili na wjazd na teren złomowiska. Gdy zsiedli z koni, poprowadzili je w stronę drzew, by tam móc zaczepić lejce o gałęzie.
Russell: To na pewno dobry pomysł?
Clementine: Co mamy do stracenia? Nic przy sobie nie mamy, a możemy znaleźć.
Russell: Życie, bezpieczeństwo grupy?
Clementine: Inni zwiadowcy też tak robią. Musimy coś jeść. Wszyscy musimy.
Russell i Clementine weszli na teren złomowiska, zaglądając do każdego porządniej wyglądającego samochodu. Mieli w dłoniach noże, będąc gotowi ich użyć.
Clementine: Myślisz, że możemy znaleźć cokolwiek na złomowisku?
Russell: Kto wie. Przez ostatnie lata można ukryć wiele rzeczy w wielu miejscach.
CZYTASZ
Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead Fanfiction
FanficPierwsza część drugiej dylogii o młodej dziewczynie, Clementine, której losy po stracie rodziców i opiekuna, Lee, kolejny raz krzyżują się z nowymi ocalałymi z wybuchu epidemii wirusa, który zamienia ludzi w nieumarłe potwory. Grupa niedawno napotka...