Rozdział 21

333 22 2
                                    

8 miesięcy później...

Zbliżał się początek listopada. Clementine była w swoim obozie, w środku lasu, a z nieba padały pierwsze płatki śniegu kolejnej zimy w stanie Ohio. Ognisko płonęło, a Clementine siedziała na pniu, obok jej nóg na ziemi siedział śmiejący się AJ.

Dzieciaki siedziały przy namiocie. Za nimi znajdowało się świeżo rozpalone ognisko, które rzucało światło na obóz, ale także na namiot. Dziewczyna zajmując czas i jednocześnie rozśmieszając chłopca, pokazywała różne kształty za pomocą dłoni, co niesamowicie bawiło malucha.

Clementine: To motylek. Głuptasku, chcesz coś jeszcze?

AJ w śmiechu, przytaknął.

Clementine: Co by tu teraz zrobić... hm... a może... KIC! KIC!

Chłopiec ponownie zaczął się śmiać.

Kenny: Czy to nasz obiad?

Clementine za sobą, usłyszała głos Kenny'ego, który dopiero co, przyniósł więcej drewna do ogniska.

Kenny: To naprawdę ładny królik.

Clementine zmieniła ułożenie dłoni, ukazując inne zwierzę.

Clementine: HAU! HAU!

Znów było słychać jedynie śmiech malucha.

Kenny: No już, kolego. Całkiem niezły pies. Zawsze robiłem takiego dla Ducka. Nie mógł przestać się śmiać.

Mężczyzna, zauważył, że ognisko przestaje się palić. Dorzucił kilka następnych patyków, jednak ogień całkiem zgasł.

Kenny: No nie. Hej, możesz wziąć zapalniczkę z torby?

Clementine podniosła się z pnia. Podeszła do jednej z wielkich toreb, jedną z tych, którą rok wcześniej dała im Edith. Dziewczyna wyjęła z torby zapalniczkę, po czym podeszła do ogniska. Odpaliła zapalniczkę, a Kenny osłaniał ją dłonią, by wiatr nie zgasił płomyka. 

Clementine podpaliła patyki, a ogień zaczął się zwiększać. Dziewczyna usłyszała niespokojne jęki AJ'a.

Clementine: Jeszcze chwila, głuptasie.

Kenny: No i gotowe.

Gdy jęki Alvina zamieniły się w płacz, Clementine odruchowo odwróciła się w jego stronę. Tuż obok Alvina, pojawił się szwendacz.

Clementine: EJ! NIE ZBLIŻAJ SIĘ DO NIEGO!

Clementine krzyknęła, mając nadzieję, że trup zwróci teraz uwagę na nią, odsuwając się od chłopca. Jednak gdy tak się nie stało, dziewczyna momentalnie podniosła się, chwytając najbliższy, spory kamień. 

Podbiegła do trupa, zamierzając się na niego z kamieniem. Uderzała go raz za razem w głowę, a gdy ten padł, dobijała go kolejnymi uderzeniami.

Po chwili trup już nie wstawał, a Kenny z wyjętą bronią, obserwował, czy w okolicy nie widać kolejnych. Clementine podeszła do niespokojnego Alvina, biorąc malca na ręce, by mógł go uspokoić.

Kenny: Nic mu nie jest?

Clementine: Ciii... ciii. Nadal nie ugryziona, maluchu.

AJ uspokoił się. Kenny podszedł do dzieciaków, obejmując Clementine.

Kenny: Gdy pierwszy raz zobaczyłem jak trzymasz Alvina, to wyglądało tak naturalnie.

Kenny spojrzał w górę.

Inna historia Clementine i Luke'a: The Walking Dead FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz