Pump:
Zrobiłem wielkie oczy i złapałem się za policzek. Co on, kurwa, zrobił? Poczułem, jak z moich warg zaczyna się sączyć krew. Pewnie skóra zahaczyła mi o aparat. Zajebiście. Mam przesrane. Zmierzyłem go wzrokiem i sprzedałem mu mocnego kopniaka w brzuch.
- Nigdy tu nie wrócę, ty sprzedajna kurwo! - wrzasnąłem i wyszedłem, trzaskając drzwiami.Peep:
Siedziałem w pokoju obolały i płakałem. Nie miałem na nic siły. Chciałem o nim zapomnieć. Przecież nigdy taki nie był. Okay, parę akcji z bronią było i nasz pierwszy dzień spotkania, ale do cholery, nigdy nie był aż tak agresywny. Bynajmniej nie wobec mnie. Chciałem dobrze, chciałem mu pomóc i co dostałem? Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie umiałem go zupełnie potępić. Wciąż czułem tę nić sympatii.Pump:
Wyszedłem z jego domu. Byłem wściekły. Nie rozumiałem, w jaki sposób ten idiota mógł tak po prostu mnie stąd wyrzucić. Myślałem, że nie chce, żeby ten filmik trafił do sieci. Ale cóż. Jeśli nie chciał być moim służącym, to ja nie mam zamiaru się nad nim litować. Zasłużył. Zacząłem iść w stronę swojego domu. W końcu nie miałem żadnego samochodu. To będą jakieś dwie godziny pieszo... Jasna cholera. Na samym początku szło mi całkiem dobrze. Przeszedłem już trzy czwarte drogi, ale nagle poczułem się słabo. Było dokładnie tak jak wcześniej. Upadłem na chodnik, a z ust zaczęła sączyć mi się krew. Byłem przerażony. Sięgnąłem po swój telefon. Nie mogłem wstać, więc pójście do domu byłoby niemożliwe. Najpierw zadzwoniłem do Smoke'a. Nie odbierał. Potem do paru innych osób. Nic. W pewnej chwili poczułem się tak zdesperowany, że zadzwoniłem do Peep'a. Błagam, on musi odebrać. Inaczej zdechnę. Nie chcę jeszcze umierać. Jestem przecież na to za młody!Peep:
Popłakałem kilka minut i postanowiłem się ogarnąć. Wziąłem prysznic, przebrałem się, zrobiłem sobie jedzenie i usiadłem przed telewizorem. Miałem zamiar nie myśleć przez resztę nocy i zupełnie się odmóżdżyć, oglądając jakieś głupie bajki. Nagle zadzwonił telefon. Nie znałem numeru, więc postanowiłem sprawdzić kto to.
- Halo?Pump:
Kaszlnąłem i zacząłem ciężej oddychać. Całe szczęście. Odebrał. Jak dobrze. Czyli jest szansa na to, że jednak mi pomoże. No dobra, teraz muszę tylko jakoś przekonać go do tego, żeby po mnie przyjechał. W końcu to wciąż mój służący, jakby nie patrzeć.
- W tej chwili po mnie przyjedź. Nie pytaj czemu. Po prostu przyjedź, błagam - wymamrotałem trochę niewyraźnie.Peep:
Zmartwiłem się. Kaszlał, ciężko oddychał. Ma atak. Świetnie, wcale go nie ostrzegałem. I teraz śmie mnie prosić o pomoc? Ale... Nie chciałem, żeby umierał. Miałem w głowię gonitwę myśli.
- Dlaczego nikt inny nie może ci pomóc?Pump:
Skrzywiłem się lekko. Ja tu zdycham, a on jeszcze ma czelność pytać mnie o to, dlaczego nie ma możliwości, żeby ktoś inny po mnie przyjechał? No, kurwa. Zaraz się uduszę.
- Bo nikt nie odbiera. Gdybym mógł to bym cię nie prosił o pomoc i miał głęboko w dupie - powiedziałem i kaszlnąłem, ale tym razem trochę głośniej.Peep:
Po chwili wahania ostatecznie postanowiłem mu pomóc. Tylko zawiozę go do szpitala i nic więcej. Wyciągnąłem od niego gdzie mniej więcej jest i czym prędzej tam pojechałem. Był w strasznym stanie. Wziąłem go na ręce i zaniosłem do samochodu. Przez cały czas nie odezwałem się ani słowem. Następnie udałem się prosto do szpitala. Teraz ja nie pomogę, potrzebne jest płukanie żołądka.Pump:
Odetchnąłem z ulgą, kiedy Peep po mnie przyjechał. Właśnie ratuje mi życie. Usiadłem na tylnych siedzeniach i uważałem, żeby tylko ich nie ujebać. No cóż. Należy mu się jakaś wdzięczność za to, co dla mnie robi. W pewnej chwili jednak, stało się coś dziwnego. Coraz więcej krwi spływało po moich wargach. Starałem się ją połykać, ale wiedziałem, że prędzej, czy później i tak się zrzygam.
- Może tak byś się pospieszył - syknąłem.
CZYTASZ
Zakazana miłość | Lil Pump x Lil Peep
RomanceChyba zwariowałem już do reszty. Przysięgam, że jutro wypierdolę go na zbity ryj. Jego śmieszy taka zabawa mną? Myśli, że jak się zakochałem to to takie zabawne? Nie, Pump, nie jest. Bo to serio kręci, a ty się tylko bawisz moim kosztem. I po co ja...