#22

685 51 15
                                    

Peep:
Pokiwałem ochoczo głową. Jak dla mnie to my byśmy mogli u niej zamieszkać. No dobra, bez przesady. Po prostu mógłbym być tu jak najczęściej. Spojrzałem na zegar i zmarszczyłem brwi. Kurde, robiło się późno. Nawet nie wiem, kiedy tak szybko zleciało tych parę godzin. No nic, musimy się już zbierać.
- Tak, będziemy tu tak często, że zaczniesz nas mieć dość - zaśmiałem się. - Musimy się zbierać mamusiu i tak już się zasiedzieliśmy. Wstałem i pożegnałem się z mamą. Jak zwykle musiała mnie wyprzytulać i wycałować. Oj, Liza, ciągle traktujesz mnie jak dzieciaka. Ale w sumie to to nawet lubię. Tradycyjnie dostałem zapakowane jedzenie, żebyśmy nie pomarli z głodu.   

Liza:

Szkoda, że musieli już iść. Bardzo lubiłam takie wizyty. Czas leciał szybciej i czułam się mniej samotna. Zapakowałam im trochę jedzenia i dałam. Skoro tak chwalą, to niech jedzą. Musiałam dbać o ich linie. Pożegnałam się z synkiem i przytuliłam Gazzy'ego. Czułam, że będzie to na miejscu i może go nie wystraszy.

- Dziękuję za to, co dla niego robisz - powiedziałam cicho, tak, żeby Peep nie usłyszał.  

Pump:

Wywróciłem oczami i zaśmiałem się pod nosem słysząc to ''mamusiu''. To było strasznie słodkie. Kiedy Peep wspomniał o tym, że jest późno, momentalnie zwróciłem wzrok w stronę zegara. No może i tak. Jest całkiem późno, a my musimy jeszcze dotrzeć do domu. Uśmiechnąłem się lekko, widząc, że jego mama pakuje nam jedzenie do domu. O tak! Jutro będzie wyżerka! Uniosłem wysoko brwi, czując, że ktoś mnie przytula. Byłem w szoku. Nie pomyślałem, że ta kobieta mnie aż tak polubiła. No cóż. To było bardzo miłe. Pokiwałem głową i wziąłem głęboki wdech. Fajnie, że docenia to, że się staram. W końcu chcę dla jej syna jak najlepiej.

- Proszę mi wierzyć, on robi dużo więcej dla mnie - odpowiedziałem równie cicho i skierowałem się do wyjścia.  

Peep:

Złapałem Pump'a za rękę i skierowałem się do samochodu. Całe popołudnie wypadło bardzo dobrze. I dowiedziałem się kilku rzeczy o Pump'ie. Byłem bardzo zadowolony. No i to pożegnanie mamy z Gazzy'm... No miód na serce! Większość moich byłych nie miała nawet w jednej czwartej takich relacji jak oni.

- Prowadzisz? - uniosłem brew. Zwykle to ja prowadziłem w trosce o nasze życie, ale dzisiaj miałem wyjątkowo dobry humor.  

Pump:

Uniosłem wysoko brwi i uśmiechnąłem się szeroko, kiedy zaproponował mi żebym prowadził. Byłem mega podjarany. Jestem ciekawy czy rozpieprzę to auto. Podbiegłem do samochodu chłopaka i otworzyłem drzwi. Wsiadłem do środka i przygryzłem wargę.

- Daj kluczyki - mruknąłem i zaśmiałem się pod nosem.  

Peep:

Usiadłem na miejscu pasażera i zaczynałem żałować, że to zaproponowałem. Z drugiej strony był tak szczęśliwy, że chyba było warto. Muszę mu zaufać. Rzuciłem mu kluczyki.

- Chciałbym dojechać do domu żywy i w jednym kawałku. Samochód też - mruknąłem i się zaśmiałem. W imię ojca i syna i ducha świętego, amen. Żebyśmy to przeżyli.  

Pump:

Parsknąłem śmiechem i przygryzłem wargę. Humor od razu bardzo mi się poprawił. Uwielbiałem szybką jazdę. Teraz też nie mam zamiaru sobie jej odpuścić. Po prostu nie ma mowy. Wziąłem kluczyki i od razu odpaliłem samochód. Jechałem najszybciej jak się dało. Wtedy czułem się taki... Wolny. Uwielbiałem to uczucie.

- Twój Bóg ci nie pomoże! Ja teraz jestem wszechmogący! - krzyknąłem.  

Peep:

Zdrowy rozsądek został zupełnie zepchnięty przez adrenalinę. Kochałem szybką jazdę i cały mój lęk momentalnie wyparował. Nie dopuszczałem do siebie żadnej negatywnej myśli. Mogło być tylko dobrze. Zaśmiałem się głośno. Pump bogiem? Mało co zostałoby wtedy z tego świata.

Zakazana miłość | Lil Pump x Lil PeepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz