POV.Adrien
Nie żebym się przejmował jakimś tam Luką, albo jakąś tam Marinette. Byłem ciekawy tylko o czym rozmawiali, to wszystko. Była siedemnasta trzydzieści, a ja wypowiedziałem dobrze mi znaną formułkę i się przemieniłem.
Więc jaki miałem plan? Stanąłem przed dużym lustrem i rozczochrałem swoje włosy przybierając pozę kota.
- Hej, jestem Czarny Kot, ale możesz mi mówić facet z twoich snów.
Może tak na spontana zapukam w jej okno? A jak się przestraszy i zawoła rodziców, albo gorzej, tamtą ciotkę? Na samą myśl dostałem gęsiej skórki, kobieta wie jak siać postrach w ludziach!
- Nie, nie tak! - ukryłem twarz w dłoniach wzdychając. - Em... Cześć, jesteś może sama? Tak? To świetnie! A powiedz mi, o co chodziło temu padalcowi?
Nie no to jest beznadziejne, brzmiałem jak jakiś zboczeniec.
Usłyszałem za sobą śmiech na co skierowałem tam wzrok.- Widzę, że w końcu idziesz do Marinette nie tylko się na nią gapić jak łysy na szczotkę, ale też porozmawiać? - zaczął rozbawiony Felix podnosząc wzrok znad książki. - Cudownie, tylko spróbuj tam nie błaznować jeżeli chcesz zdobyć jej serce. O i może nie chwal się swoimi osiągnięciami w dziedzinie lafirynd.
Nie miałem zamiaru zdobywać jej serca, nie zależało mi na tym. Poza tym lubiłem błaznować, jako Czarny Kot mogłem to robić, nawet Felix nie mógł mi tego zabronić.
- Niby skąd wiesz, że do niej chodzę? - założyłem ręce na biodra, oczywiście że chodziłem do niej, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Ja po prostu wyświadczałem jej przysługę!
- Cóż, od tygodnia nie było tu żadnej dziewczyny, a ty ciągle poprawiasz fryzurę. - zaczął. - Poza tym Plagg mi wszystko mówi.
Kwami tylko spojrzało na mnie i zaśmiało się głupio, no tak, już wiadomo dlaczego nie narzekał na brak sera.
Odwróciłem się i otworzyłem okno. Wyskoczyłem i pognałem w dobrze mi już znanym kierunku. Po niedługiej chwili znalazłem się na dachu piekarni, jednak ku mojemu zaskoczeniu nie byłem tam sam. Marinette bawi się w dachowca?
Podszedłem do niej najciszej jak potrafiłem i kucnąłem.
- A cóż panienka robi całkiem sama o takiej porze? - zapytałem, na co ta odwróciła się w trybie natychmiastowym.
Pov. Marinette
Siedziałam na dachu, moich rodziców nie było, a ciotka nie miała nic przeciwko temu abym tam przebywała. Miałam wrażenie, że wyjazd do Paryża odsunął mnie od rodziców, ciągle gdzieś jeździli, ciągle byli zajęci. Próbowałam zająć się czymś innym, a poza tym zawsze mogłam porozmawiać z ciocią, która okazywała mi dużo serca, na swój własny, dziwny sposób.
W ogóle wyjeżdżając tu nie miałam pojęcia jak trudno pielęgnować przyjaźnie na odległość, Elizabeth prawie zupełnie się do mnie nie odzywała, czasami komentowała mi jakieś zdjęcia na Instagramie.
Nie odbierała ode mnie telefonu, wiedziałam że była zajęta, w końcu miała takie idealne życie!
Działała jako wolontariusz w wielu miejscach, raz nawet poszłam ją odwiedzić w schornisku, ale akurat tego dnia jej nie było, więc ją zastąpiłam.Westchnęłam spoglądając w ciemne niebo.
Zgłaszając się do konkursu nie myślałam, że moja wena całkowicie ucieknie! Próbowałam coś naszkicować, ale każda próba kończyła się niepowodzeniem.- A cóż panienka robi całkiem sama o takiej porze? - usłyszałam za sobą na co od razu skierowałam swój wzrok w tamtą stronę.
- Czarny Kot?! C... Co Ty tutaj mielisz? Znaczy robisz? - zapytałam łapiąc się za serce.
Byłam przerażona, nie dość że mnie wystaszył to jeszcze patrzył na mnie w taki sposób, że zabrakło mi słów.
- Em... No bo. - zamyślił się. - Mam patrol. Tak, mam patrol! Zobaczyłem, że siedzisz na dachu. To niebezpieczne, wiesz?
Zaśmiałam się na te słowa.
- Ty za to jakoś skaczesz po dachach i nikt ci nie zwraca uwagi. - wypomniałam poprawiając kosmyk włosów za ucho.
- To dlatego, że ja jestem dachowcem wyższej ligi. - wyszczerzył swoje śnieżnobiałe zęby w uśmiechu. - A ciebie widzę znowu tam gdzie być cię nie powinno. Na początku na akcji z akumą teraz na dachu w środku nocy.
- Jest wieczór. - uściśliłam. - Poza tym na dachu jest cudowny klimat.
Rozłożyłam ręce i poczułam delikatny wiatr owiewający moje ciało. Przymknęłam delikatnie oczy i sie usmeichnęłam.
Zapanowała cisza, którą zagłuszały tylko rozmowy przechodniów. Co dziwne, nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na superbohatera i zwykłą dziewczynę siedzących na dachu.Skierowałam swoje spojrzenie na chłopaka, a ten akurat się odezwał.
- Więc co tu robisz? Oprócz zabawy w dachowca. - spojrzał prosto na mnie.
Wiedziałam, że powinnam się odezwać, ale obserwacja tych zielonych oczu wydawała się dużo ciekawsza, niż odpowiadanie na jego nudne pytania.
Ten błysk w oku sprawiał, że mogłabym zapomnieć o dosłownie wszystkich swoich zmartwieniach.Nie wiem ile trwaliśmy w tej ciszy, ale dopiero po jakimś czasie spostrzegłam jego wyczekującą minę.
- Och, szkicuję. - wskazałam na zeszyt, który trzymałam na kolanach. - W mojej szkole mamy pokaz talentów i jakimś cudem się tam zgłosiłam.
- To dlatego gadałaś z tym padal... Z Luką? - uśmiechnął się nerwowo.
- Skąd wiesz? - zmarszczyłam brwi, a ten wstał jak poparzony zupełnie ignorując moje pytanie. - Hej, co ty robisz?
- Miło było! Nie powinnaś wchodzić na tak stromy dach! Do zobaczenia szczotko! Z...Znaczy, Marinette!
Nie rozumiałam co się wydarzyło, jednak zanim zdarzyłam złapać blondyna ten już skakał po innym dachach zmierzając w stronę znaną tylko sobie.
Jeżeli ktoś mi kiedykolwiek powie, że Paryż nie jest dziwnym miastem to przytoczę tę sytuację. Przysięgam!
xxx
Ekhm, a więc tak mamy tu scenę podchodzącą pod scenę Marichat.
Standardowo piszcie swoje odczucia!
CZYTASZ
Love me, ok? [ Zakończone ]
FanfictionPokochanie kogoś czasami wydaje się absurdalne. A świat jest pełen absurdów. ,, - Tęskniłam. - przyznałam zerkając w oczy Czarnego Kota. - Ale byłam też na ciebie zła. - Bo nie przychodziłem? - Bo nie przychodziłeś. " Marichat&Adrienette Okładka:...