34| Zakradający się dachowiec

894 98 43
                                    

Pov.Marinette

Może i wiedziałam kim jest Czarny Kot, ale on dalej nie znał mojej tożsamości i nie wiedziałam czy chcę aby ją znał. Zostawiłam go samego na środku korytarza, bo wiedziałam, że da sobie radę.
Problem w tym, że kiedy znalazłam się w bibliotece on zaraz potem też tam wbiegł i odskoczył widząc mój przerażony wzrok.

Jeżeli ani ja, ani on się nie przemienimy to nie będzie czego ratować! Zaczęłam panikować...

— Wracając do tych kotów. — zaczął ponownie.

— Chyba sobie żartujesz! — oburzyłam się patrząc na niego gniewnie. — Gdzieś tam jest jakiś złoczyńca, a ty będziesz mi teraz opowiadał o swoim białym kocie?!

Założyłam ręce na pierś. Co się z nim działo? Dlaczego jeszcze nie uciekł i się nie przemienił?
Zamiast tego tu stał i uśmiechał się jak gdyby nigdy nic.

— Czemu się tak stresujesz? — podszedł o krok bliżej najwyraźniej dostrzegając ten pot na moim czole i trzęsące się dłonie. — Przecież Biedronka i Czarny Kot nas uratują. Jak zawsze.

Grał w jakąś grę, ale nie do końca wiedziałam w jaką i nie wiedziałam co chciał ugrać. Wiedziałam za to, że muszę się przemienić.

— Masz rację. — odparłam dotykając kolczyków.

To nie był dobry pomysł... Z drugiej strony nie mogłam przecież stać tak bezczynnie i nic nie robić.

— Zawsze mam. — odpowiedział z typowym dla siebie kocim uśmiechem.

— Dlatego muszę to zrobić. — wyszeptałam starając się nie zwracać uwagi na jego zdumione spojrzenie.
Po upewnieniu się, że nikt nas nie widzi dodałam. — Tikki kropkuj.

A na moim ciele zaczął pojawiać się lateks.

Pov. Adrien

Pobiegłem za nią, bo nie wytrzymałbym z ciekawości. Musiałem ją przycisnąć w jakiś sposób, tak żeby sama mi powiedziała, że zna moją tożsamość.
Jeżeli ją oczywiście znała, a byłem tego prawie pewny.

— Czemu się tak stresujesz? — zrobiłem krok ku niej obserwując przerażenie tańczące w jej oczach. — Przecież Biedronka i Czarny Kot nas uratują. Jak zawsze. — dodałem na co ta spanikowała jeszcze bardziej.

Wykonała ruch, jakby dotykała swoich uszu, albo coś na nich.
Przez myśl przemknęło mi, że dotknęła swoich kolczyków, ale po co miałaby to zrobić w tak sugestywny sposób?

— Masz rację. — powiedziała zbijając mnie z tropu.

— Zawsze mam. — wypiąłem dumnie pierś do przodu.

— Dlatego muszę to zrobić. Tikki kropkuj.

Pojawiła się oto przede mną Biedronka. Moja partnerka, która była jednocześnie moją ukochaną. Stałem tak otępiały bez słowa przypatrując się w jej fiołkowe tęczówki - one się nie zmieniły. Nie mogłem uwierzyć, że jej nie rozpoznałem wcześniej! Przecież teraz to wszystko stawało się logiczne, to że wiedziała o mojej ucieczce i to że, o matko... Przecież ja jej wygarnąłem, obrażałem ją, a potem nie chciała za mną rozmawiać! Cholera, nie dziwię się zwłaszcza, że w pośpiechu nazwałem starą Biedronkę swoją księżniczką. 

Bez słowa przytuliłem ukochaną czego się chyba nie spodziewała, bo dopiero po dłuższej chwili poczułem na swoich plecach jej drobne rączki. Dalej myślałem nad tym co się stało i wszystko teraz nagle nabierało kształtu i sensu.

- Przepraszam. - wyszeptałem jej do ucha.

- Nic się nie stało. - odpowiedziała równie cicho, ale upewniła mnie w tym, że wiedziała o co chodzi.

O mały włos nie spieprzyłem tej relacji przez swoją głupotę! Nie mogłem tego wytrzymać, bo ta myśl była niezwykle raniąca. Najchętniej już nigdy nie wypuszczałbym jej ze swoich objęć, ale w końcu musiałem to zrobić, bo czekała nas jeszcze walka.

- Teraz to wszystko ma sens. - mruknąłem spoglądając na nią.

Uśmiechnęła się do mnie chwytając moją dłoń bardzo delikatnie. Poczułem jak dotyka miejsca w którym miałem sygnet bardzo sugestywnie na co także się uśmiechnąłem.

- Przechytrzyłaś mnie, Księżniczko. - przyznałem. - Kiedy się domyśliłaś?

- Trudno było się nie domyśleć. Ciągle nazywałeś mnie Księżniczką nawet jako Adrien, a poza tym wiedziałam, że uciekłeś z domu do Nino i to potwierdziło moje wszystkie przypuszczenia. - wytłumaczyła spokojnie.

Cóż racja, nie popisałem się dyskrecją.

- To teraz nic nie stoi nam na przeszkodzie, żebym mógł złapać cię za rękę na lekcjach. Życie znowu staje się piękne! - teraz to ja ująłem jej dłoń chcąc już złożyć na niej pocałunek, kiedy ta po prostu mnie pstryknęła. - Ała! Za co to?

- Dzięki twojemu całuśnemu pożegnaniu ludzie wiedzą, że chodzę z Czarnym Kotem. Nie uważasz, że to będzie podejrzane jeśli nagle zacznę trzymać cię za rękę? - podniosła brwi przenikliwie.

- Och, racja. - mruknąłem.

- Poza tym wtedy musiałbyś wchodzić do mnie jak człowiek przez drzwi, a nie jak... - tu się zamyśliła. - A nie jak zakradający się dachowiec przez okno. - puściła mi oczko.

Udałem urażonego, ale miała rację. Wolałbym nie mijać codziennie jej rodziców! Rany to byłoby tak stresujące, że chyba wyzionąłbym ducha. Miałem ochotę jeszcze tak postać, porozmawiać, ale kolejny krzyk zza drzwi sprowadził nas na ziemię.

- Adrien, skoro będziecie się tu teraz rozczulać nad sobą to mógłbyś dać mi jeszcze trochę sera, bo się skończył. - zaczęło kwami.

- Plagg, wysuwaj pazury! - przemieniłem się słysząc niezadowolony jęk stworzonka.

Dziewczyna przypatrywała mi się z ciekawskim uśmieszkiem i podeszła do mnie o krok, kiedy byłem już w stroju super-bohatera.

- Do Adriena tak nie lgniesz. - zauważyłem, kiedy pocałowała mój polik. - Czyżbym jako Czarny Kot był dla ciebie atrakcyjniejszy? Nie wiem już o którego siebie mam być zazdrosny.

Wywróciła oczami podśmiechując się cicho,  a ja naprawdę mógłbym przyrzec, że z każdą kolejną minutą stawała się jeszcze piękniejsza, a jej śmiech bardziej melodyjny niż jeszcze chwilę temu.

- Jaki jest sens bycia zazdrosnym o samego siebie? - założyła ręce na pierś. - Skoro i tak wiem kim jesteś.

- Ale przyznaj, że jako Czarny Kot bardziej cię pociągam. - puściłem jej oczko. Marinette pokręciła głową z dezaprobatą i westchnęła ciężko. - No co? Czarny podkreśla mój kolor oczu!

- Oj Kotku, Kotku. Podobasz mi się i jako Adrien i jako bohater. Myślisz, że dlaczego potrzebowałam czasu? - posłała mi zagadkowe spojrzenie. Widząc, że już chciałem zalać ją lawiną pytań położyła palec na moich ustach. - Nie teraz, musimy najpierw uratować Paryż.

Przytaknąłem, ale obiecałem sobie w myślach, że potem do tego wrócimy. Wiedziałem to na pewno.

- A więc chodźmy skopać im tyłki, Moja Pani. - złapałem dłoń ukochanej i ucałowałem jej wierzch. - To będzie bułka z masłem, moja specjalność!

- Nie chwal dnia przed zachodem słońca, Kotku. - złapała swoje jojo i uchyliła drzwi, a pierwsze co zobaczyliśmy to jakiś dziwny tunel. 

Przezroczysty i nie wyglądał wcale jakoś niebezpiecznie. Wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia i złapaliśmy się za ręce dla otuchy i kiedy już prawie wyminęliśmy tunel ten nas wciągnął jakąś dziwną siłą, której nie byłem w stanie przezwyciężyć. Dłoń Marinette gdzieś zniknęła.

Nastała ciemność.

XXX

Hej, hej, hej!

Jakby te rozdziały miały zostać opublikowane jakoś na dniach, ale moja droga czytelniczka (znowu nmg cię oznaczyć) przekonała mnie żebym zrobiła to dziś więc...
Miłego czytania!

Buziaki :*

Love me, ok? [ Zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz