25| Wieczorne patrole na Katedrze Notre-Dame

1.1K 119 98
                                    

Pov.Marinette

Ostatnie dni były spokojne, zero w nich ataków, zero w nich zmian, zero w nich czegokolwiek co mogłoby mi przeszkadzać. A jednak... Siedziałam jak głupia na patrolu wsłuchując się w szum liści i mając nędzną nadzieję na spotkanie tutaj Czarnego Kota. Tak, tego Czarnego Kota przez którego płakałam przez ostatni tydzień. Ale przecież musiałam go zobaczyć, bo czułam, że inaczej zwariuję! Racja, kazałam mu spadać, ale to nie oznaczało, że nie mógł przyjść do mnie i chociażby poinformować o tym, że u niego wszystko gra. Może i bym się na niego wydarła, ale co z tego? Podkuliłam nogi i westchnęłam ciężko chowając twarz w kolana. Może on wcale się tym nie przejął? Może po prostu teraz siedział w jakiejś kawiarni z inną dziewczyną popijając czekoladę, on się ubrudzi, a ona... Niech to szlag, dlaczego ja właśnie myślałam o Adrienie, skoro rozpaczałam nad moim niezwyciężonym uczuciem do bohatera. 

- Co tu robisz? - usłyszałam za sobą, a serce mi przyśpieszyło. Natychmiastowo się odwróciłam i ujrzałam te jego zielone oczy i blond włosy rozwiane na wszystkie strony. 

Kamień z serca... 

- Siedzę nie widać? - odpowiedziałam chcąc zabrzmieć jak najbardziej obojętnie. - A ty?

Nie odpowiedział, już się bałam że uciekł, już miałam wstać i za nim biec jak w tych wszystkich beznadziejnie romantycznych filmach, kiedy on usiadł obok mnie. Tak zwyczajnie. 

- Wiedziałaś, że tu będę? - westchnął. - Zawsze tu jestem na samotnych patrolach. - dodał szeptem, a ja zmarszczyłam brwi, bo w jego głosie usłyszałam coś niezwykle smutnego. Tylko nie do końca wiedziałam co to było.

- Nie, skąd miałam wiedzieć? Nie jestem jakąś twoją psychofanką. - objęłam się ramionami.

Znowu nic nie odpowiedział, ale mi to pasowało. Nie miałam siły na rozmowę z nim, bo zupełnie go nie rozumiałam. Po prostu siedzieliśmy tak chwilę w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach. Po chwili zerknęłam na niego znad kotary moich włosów zauważając, że chłopak co chwila wzdycha. Byłam ciekawa o czym tak rozmyślał, ale przecież bym go nie spytała! Zwłaszcza, że byłam pod postacią Biedronki, którą jeszcze wcale nie tak dawno zwyzywał.

Teraz ta cisza już wcale mi nie odpowiadała i tylko myślałam jak ją przerwać. Byłam strasznie zła na siebie, bo znowu zaczęłam rozmyślać nad tym jak poprawić nasze kontakty z chłopakiem, a przecież to przyniesie znowu ten sam ból... Prędzej czy później.

- Wiesz, swoje miraculum dostałam od poprzedniej Biedronki i możesz mnie nienawidzić, możesz mną gardzić, możesz robić co chcesz. Po prostu to nie może przełożyć się na pracę super-bohaterów. - powiedziałam i spojrzałam na chłopaka, który już na mnie patrzył zdziwionym wzrokiem. - Nigdy jej nie dorównam, przecież wiem o tym doskonale. Jednak to mnie wybrała i skoro była dla ciebie taka ważna to chyba powinieneś to uszanować. Chociaż żadna ze mnie bohaterka

Przypatrywał mi się tak chwilę, aż spuścił wzrok.

- Nie. Nie chodziło wcale o to, że ci nie ufam. No może troszeczkę. - zmieszał się. - Po prostu ona się nie pożegnała i odreagowałem na tobie. Akurat z naszej dwójki to ja zachowałem się jak ten mniej doświadczony, ty dałaś sobie radę idealnie. Nie dziwię się, że wybrała ciebie.

Uśmiechnęłam się delikatnie na ten komplement. Chociaż i tak zupełnie go nie rozumiałam. 

- Nie szkodzi, rozumiem przecież, uczuć nie ominiesz. 

- Uczuć? - podłapał.

- No tak. - przytaknęłam. - Ich nigdy nie ominiesz, nawet jeżeli bardzo chcesz.

Love me, ok? [ Zakończone ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz