Pov.Marinette
Kiedy weszłam do piekarni napotkałam wzrok mojej zatroskanej mamy. Gdyby można było wywiercić człowiekowi dziurę w plecach pytaniami, byłabym już dziurawa! Przytuliła mnie i zaczęła mówić o akumie, którą przecież sama zwalczyłam, więc wiedziałam co się wydarzyło jeszcze lepiej niż ona.
Wtuliłam się w jej ramiona, ale wiedziałam, że nie dam rady dłużej powstrzymać łez, więc bez słowa wróciłam do pokoju, a kiedy już się tak znalazłam od razu rzuciłam torebkę gdzieś daleko.— Hej! — krzyknęła mała biedroneczka. — To, że nie układa ci się z twoim partnerem, nie znaczy, że ja muszę to odczuwać!
Usiadłam na łóżku i ukryłam twarz w dłoniach.
— Przepraszam. — wyszeptałam łamiącym się głosem. — Ale on... Och, jak mógł postąpić w ten sposób?!
Tikki usiadła na moim kolanie, a ja spojrzałam na nią wycierając łzy. Czułam się okropnie, naprawdę okropnie, bo myślałam, że Czarny Kot był wobec mnie szczery. A okazało się, że myliłam się w tak raniący mnie sposób.
— Myślę, że wszystko da się logicznie wytłumaczyć... — zaczęła, ale ja nie chciałam tego słuchać. To było kochane, że chciała mnie pocieszyć, ale nie mogłam żyć już w tej złudnej nadziei. — Nie słuchasz mnie, prawda? Wiesz co pomaga na złamane serce? Tort urodzinowy!
— Ale nikt nie ma teraz urodzin. — mruknęłam, a kwami się uśmiechnęło.
— Ale tort o tym nie wie!
Zaśmiałam się i wzięłam ją w dłoń, żeby przytulić do swojego policzka. Teraz, kiedy już nie było przy mnie Alyi została mi Tikki, która wydawała się naprawdę mnie rozumieć.
***
Usiadłam na dachu wiedząc, że czeka mnie jeszcze trudna rozmowa z blondynem, jeżeli w ogóle zamierzał się zjawić. W takie dni brakowało mi weny do czegokolwiek, ale mimo wszystko jeździłam ołówkiem po kartce, żeby zająć czymś myśli. A przecież nie dawało to żadnego skutku, bo myślałam o nim jeszcze bardziej, zwłaszcza kiedy zauważyłam, że kolor ołówka jest niebezpiecznie podobny do czarnego.
Jęknęłam rzucając wyrwaną kartką do tyłu, a wtedy usłyszałam za sobą kroki. Doskonale wiedziałam do kogo należały. Spojrzałam w jego stronę i spanikowałam, tak naprawdę miałam ochotę go przytulić, ale kiedy przywoływałam w myślach dzisiejszą misję skutecznie mnie to zniechęcało.
- Dobry wieczór, Księżniczko. - wyszeptał ujmując moją dłoń, jednak nie pozwoliłam mu jej pocałować. - Coś nie tak? Wybacz, że musiałaś tyle czekać.
Nie czułam się tak cudownie jak jeszcze dzisiejszego popołudnia... Tylko ta przygnębiająca złość i żal. Nie potrafiłam się do niego uśmiechnąć, ale czy wy byście potrafili? Gdyby ktoś na kim wam zależy, po prostu przeżuł wasze serce i wypluł, a potem wmawiał jakieś bajeczki? Odpowiedź jest chyba prosta...
- Czemu nazywasz mnie księżniczką? - zapytałam spokojny tonem, chociaż w głowie miałam nadzieję, że nie skłamie, a jego zachowanie jakoś logicznie będzie można wytłumaczyć. - Tylko mnie t-tak nazywasz?
Usiadł obok mnie i spojrzał mi w uważnie w oczy, zupełnie tak jakby obchodziło go to co teraz myślę.
Ale to tylko gra.- Nazywam cię tak, bo jesteś wyjątkowa. - uśmiechnął się od razu, a po chwili nachylił się nade mną i wyszeptał do ucha. - Jesteś moją jedyną Księżniczką, wiesz?
Gdyby powiedziałby to parę godzin temu ucieszyłabym się jak głupia, a teraz poczułam, że jestem bliska płaczu bardziej, niż kilka chwil temu. W klatce piersiowej zakuło bardzo mocno, tak że położyłam dłoń w miejscu gdzie znajdowało się serce i przymknęłam oczy.
CZYTASZ
Love me, ok? [ Zakończone ]
FanfictionPokochanie kogoś czasami wydaje się absurdalne. A świat jest pełen absurdów. ,, - Tęskniłam. - przyznałam zerkając w oczy Czarnego Kota. - Ale byłam też na ciebie zła. - Bo nie przychodziłem? - Bo nie przychodziłeś. " Marichat&Adrienette Okładka:...