10.

3.6K 193 10
                                    

*Emily*

Usiadłam przy biurku i spoglądałam na wchodzących do sali uczniów. Szukałam wzrokiem Wiktorii. Źle czułam się z tym, że tak po prostu ją wczoraj zostawiłam z tym chłopakiem. Byłam mocno przekonana, że to on był przyczyną jej siniaków, które zauważyłam wcześniej w szkole. Byłam jednak bardzo racjonalną osobą i starałam się nie polegać na przeczuciach. Miałam nadzieję, że to przekonanie, jak zresztą wiele innych, jest błędne. Nie widziałam Wiktorii od samego rana, co było dość nietypowe. Zwykle wpadałyśmy na siebie jeszcze przed dzwonkiem na pierwszą lekcję. Zawsze, gdy mnie widziała, na jej twarzy pojawiał się szeroki uśmiech. Uśmiech, za który dałabym się zabić, jeśli to by oznaczało, że mogłabym go obserwować do końca życia. Stale była w moim sercu, myśl o niej trwała w moim umyśle niezmiennie od momentu, gdy spotkałyśmy się pierwszy raz. Przerażała mnie myśl o tym, jak będą wyglądać moje uczucia względem niej za kilka miesięcy. Znamy się tak krótko a ona już stała się całym moim światem. Związki z uczniami były nielegalne, ale nie dbałam o to. Znaczy, nie dbałabym, gdyby ona faktycznie zwróciła na mnie uwagę w ten sposób. gdyby spojrzała na mnie tak, jak ja patrzę na nią. Wiedziałam, że spotykała się wcześniej z dziewczynami ale wieść o tym, że ma chłopaka kompletnie mnie zdruzgotała. Dodatkowo twierdzi, że go kocha... Lecz po tym, czego świadkiem byłam wczoraj, już nie byłam tego taka pewna. Nie pozwoliłam emocjom mną zawładnąć i myślami wróciłam na ziemię. Spojrzałam na zegarek, by sprawdzić, ile dokładnie czasu pozostało do dzwonka na lekcję. Po chwili doszłam do wniosku, że jest wystarczająco dużo czasu, bym zdążyła jeszcze wyjść i rozejrzeć się po szkole za dziewczyną. Zostawiłam otwarte drzwi do sali i przeszłam się przez korytarz rozglądając się dookoła. Ani śladu Wiktorii. Nagle pośród uczniów spieszących się na lekcje zauważyłam Kubę, jej chłopaka. Stał w grupce znajomych, graczy ze szkolnej reprezentacji siatkówki. Wzięłam głęboki oddech i podeszłam do nich szybkim krokiem.

- Gdzie jest Wiktoria? - spytałam bez ogródek. Chłopak przerwał w połowie zdania. Z tego, co wcześniej zauważyłam, prowadził żywą dyskusję ze swoimi kolegami.

- Oh, dzień dobry, pani Davis. Miło panią widzieć. - powiedział z szerokim uśmiechem.

- Przestań chrzanić, dzieciaku. Pytam serio, gdzie ona jest? - ucięłam. Znów zwrócił głowę w moją stronę. Jego oczy przesunęły się wzdłuż mojego ciała, dosłownie czułam, że rozbiera mnie swoim obrzydliwym wzrokiem.

- A o jaką Wiktorię konkretnie pani chodzi? Znam ich naprawdę wiele. - udawał imbecyla, co zaczynało wyprowadzać mnie z równowagi. Postanowiłam jednak nie dać ponieść się nerwom.

- Wiktoria, twoja dziewczyna. - powiedziałam to tak, jakbym rozmawiała z kimś niespełna rozumu.

- Ahh, Wika. Widzi pani, nie mam pojęcia, gdzie ona jest. Ale właściwie nawet mnie to nie obchodzi. - odpowiedział i zaśmiał się gorzko. - Pytanie jednak, dlaczego akurat panią to interesuje. - dodał, po czym odwrócił się do mnie plecami dając mi wyraźnie do zrozumienia, że uważa tę rozmowę za zakończoną. Prychnęłam zniesmaczona. Minęło kilka chwil nim coraz bardziej wściekła odwróciłam się na pięcie i wróciłam do klasy. Prawda była taka, że nie znałam odpowiedzi na jego pytanie. Jest moją uczennicą, to oczywiste, że się martwię. Poza tym jest najlepszą przyjaciółką mojego męża, choć Kuba raczej nie zdawał sobie z tego sprawy. Przyznałam sama przed sobą, że gdyby chodziło o inną osobę, która tak po prostu nie poszła na moją lekcję, zapewne bym się nie przejęła. Ale Wiktoria nie była przecież tylko moją uczennicą.

Zaraz po dzwonku obwieszczającym koniec przerwy rozdałam uczniom arkusze maturalne. Kazałam im zrobić dwie strony zadań, po czym usiadłam zrezygnowana przy biurku.

Po kilkunastu minutach dało się słyszeć słabe pukanie do drzwi, które sprawiło, że aż podskoczyłam na krześle. Wstałam znacznie szybciej, niż powinnam i podeszłam, by zobaczyć, kto przyszedł. Kazałam klasie dalej rozwiązywać test, nim otworzyłam drzwi. Wciągnęłam gwałtownie powietrze. To Wiktoria zapukała, ale to nie był powód mojego zszokowania.

Na wprost mnie stała zrujnowana dziewczyna. Jej delikatna twarz pokryta była siniakami, miała rozciętą wargę. Miała nałożone dużo podkładu, ale to nie pomogło w zakryciu tak wielu ran. Ubrała luźną bluzę i dresy – zapewne, by zakryć więcej siniaków i cięć. Moje spojrzenie napotkało jej oczy, przepełnione bólem. Chwilę potem wypełniły się łzami. Pod oczami miała ciemne kręgi, jakby nie spała od tygodnia, a jej włosy były w totalnym nieładzie. Spięła je jedynie w luźny kok. Rozejrzałam się po korytarzu, by sprawdzić, czy nikt nas nie widział.

- Co ci się stało? - spytałam szeptem przejęta.

- Ja... Ja... - zanim przemyślałam swoją decyzję, objęłam wysoką dziewczynę i przyciągnęłam ją delikatnie do siebie. Wiedziałam, że i tak nie powie mi prawdy. Poczułam, jak sztywnieje i się waha, lecz po chwili również mnie objęła. Jej łzy ściekały teraz nawet po mojej ręce i wsiąkały w bluzkę.

- Jesteś pewna, że dasz radę zostać w szkole? - spytałam po chwili. - Mogę po dzwonku odwieźć cię do domu.

- Nie trzeba, zostanę. - spojrzała na mnie i uśmiechnęła się. Spotkało ją tyle złego, a jednak i tak przyszła na zajęcia. Podziwiałam ją za wytrzymałość.

Lekcja minęła szybciej, niż zwykle. Zerkałam na dziewczynę od czasu do czasu, by upewnić się, że jakoś się trzyma.

- Wiktoria, zostań na moment. - poprosiłam, gdy zaczęła się przerwa. Podeszła do mnie i spojrzała na mnie pytającym wzrokiem.

- Czy on to zrobił przeze mnie? - spytałam, gdy reszta uczniów wyszła. Brawo, najlepiej walnąć prosto z mostu. Zbeształam się w myślach.

- Nie rozumiem, o co ci chodzi. - widziałam, że się spięła.

- Chodzi mi o to, że nie wybaczę sobie, jeśli to, jak wyglądasz jest skutkiem tego, że wczoraj byłam u ciebie w domu. - wyjaśniłam, choć czułam, że się zorientowała i po prostu rżnęła głupa.

- To nie twoja wina. - powiedziała nie patrząc na mnie.

- Jak się czujesz?

- Poobijana. - zaśmiała się nerwowo.

- Brałaś jakieś tabletki?

- Nie, nie miałam zbytnio czasu, żeby coś sobie zorganizować. - przyznała po chwili.

Podeszłam do torebki i wyciągnęłam blister tabletek, po czym podałam jej dwie.

- Proszę, weź. Poczujesz się lepiej.

- A ty co, teraz będziesz moim dealerem? - znów się zaśmiała.

- Na to wychodzi, ale nie mów nikomu. Jeśli ktokolwiek się dowie, zaprzeczę, że coś takiego w ogóle miało miejsce. - odwzajemniłam uśmiech.

Dziś nieco krótszy rozdział, ale mam nadzieję, że się nadaje. ;)

Dla Ciebie zrobię wyjątek. ~ |teacherxstudent|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz