20.

3.6K 179 51
                                    

Kobieta niepewnie złapała mnie za obie dłonie i zaczęła kreślić na nich kółka palcami.

- Jest po prostu w tobie coś takiego...

- Błagam cię, przestań. Nie ma we mnie nic specjalnego. - bezwiednie spięłam się po usłyszeniu tych słów.

- Nie prawda. Jesteś inna, gdy zostajemy same. Pewnie właśnie dlatego jesteś mi tak... Bliska. Ty otwierasz się przede mną, ja przed tobą. Na tym to polega.

*Emily*

- Powiedziałaś mi o swojej przeszłości, więc czemu miałabym ci nie zaufać? - spytała spoglądając na mnie niepewnie. Poczułam przyspieszone bicie własnego serca. Była taka piękna... Była tak blisko. Dzieliła nas coraz mniejsza odległość i coraz ciężej było mi się powstrzymywać. Wiedziałam jednak, że nie mogłabym tego zrobić, biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni.

- Emily, ja... - może jednak nie musiałam robić absolutnie nic? Dziewczyna pochylała się w moją stronę coraz bardziej i bardziej, aż w końcu poczułam delikatne, bardzo niepewne muśnięcie jej ust na swoich wargach. Przymknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą.

*Wiktoria*

Pochyliłam się a moje usta delikatnie musnęły jej. Wszystko to działo się bardzo powoli, ale nic z tego nie było nudne, tak jak zwykle działo się, gdy całowałam w przeszłości inne dziewczyny, które próbowały być w jakimś stopniu romantyczne, czy coś. To, co działo się w tej chwili było inne. Dotyk jej ust dawał poczucie... Właściwie nawet nie wiem jakie. Po prostu było to czymś naturalnym, jakby nasze wargi zostały dla siebie stworzone. Mimo świadomości, że całuję żonę swojego najlepszego przyjaciela, spokój wypełnił mnie na kilka sekund, by za chwilę ustąpić miejsca podekscytowaniu. Nareszcie także pojęłam, co tak naprawdę znaczyło powiedzenie „mieć motyle w brzuchu". Serce biło mi tak szybko, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi. Krew dudniła mi w uszach, część mięśni była napięta do granic możliwości. Ciepło rozlewało się po całym ciele. Wszystko to było dla mnie nowe.

- To jest złe. - wymamrotała w moje usta. Nie mogłam złapać oddechu, kręciło mi się w głowie.

- Wiem. - powiedziałam i znów zatopiłyśmy się w pocałunku. Połączenie będące między nami było niezaprzeczalne; było niczym jakaś niewidzialna, cholernie mocna lina, której praktycznie nie dało się zerwać. Poczułam jej dłoń na plecach. Kobieta przysunęła mnie do siebie jeszcze bliżej. Zabolało, ale nie zważałam na to. Było mi wszystko jedno. Wiedziała, że to nie powinno się dziać, a mimo to nie potrafiła przestać. I ja też nie potrafiłam.

Po kilku minutach Emily położyła się na plecach delikatnie pociągając mnie za sobą. Ostrożnie położyłam się obok niej i przyłożyłam dłoń do jej policzka nie mogąc uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę.

Resztę tego, co działo się tamtej nocy spokojnie możecie sobie dopowiedzieć sami.

***

Będąc jeszcze w półśnie poczułam delikatny dotyk na twarzy. Westchnęłam głęboko, że niby to przez sen, by poczuć ukochane perfumy. Emily. Wczorajszy wieczór zdawał mi się tak odległy, surrealistyczny, że nie potrafiłam ogarnąć go umysłem. Postanowiłam jeszcze chwilę pocieszyć się chwilą i nie otwierać oczu, ale po chwili na mojej twarzy zagościł mimowolny uśmiech. Uniosłam ciężkie powieki, by zaraz zobaczyć kobietę wstającą z łóżka.

- Proszę, nie. - jęknęłam i wyciągnęłam rękę w jej stronę. Odepchnęła ją jednak delikatnie, acz stanowczo. Obserwując przez moment jej klatkę piersiową łatwo zrozumiałam, jak zdenerwowana była.

- Nie powinnyśmy były... - zobaczyłam łzy powolnie zbierające się w jej oczach. - Wiktoria, jestem mężatką. - pojedyncza kropla spłynęła po jej zaróżowionym policzku. Wypominała to sobie, czy mi? Nie potrafiłam wyobrazić sobie tego, jak wielkie było jej poczucie winy. Ja co prawda też czułam się winna, z tą jednak różnicą, że ja niczego nie żałowałam. Chciałabym, bo tak wypadało, ale nie potrafiłam.

- Wiem. - powiedziałam po chwili. Emily miała męża a dla nas było już za późno. Nie było nas. Nie mogło być.

Kobieta nawet jednym słowem nie przyznała, że coś do mnie czuje, ale było dla mnie jasne, że coś jednak było na rzeczy. Nie była osobą, która ot tak przespałaby się z kimkolwiek... O ile jej na tym kimś nie zależało oczywiście.

- Przepraszam. - usiadłam na łóżku szczelnie owijając się kołdrą. W przeciwieństwie do niej, ja nadal nie byłam ubrana.

- Wiktoria, to był ogromny błąd. - wymamrotała. - Wojtek sobie na to nie zasłużył. - wlepiła wzrok w podłogę, zanim kontynuowała. - Dla ciebie to mogła być zwykła noc z inną dziewczyną ale...

- Czekaj chwilę. - przerwałam jej. W tym momencie się myliła. To, co zadziało się między nami dało mi uczucie, którego nigdy wcześniej nie doświadczyłam. - Wyjaśnijmy sobie coś. Ta noc... Coś dla mnie znaczyła. - ciężko było się do tego przyznać, a jednak czułam, że nie mam wyjścia. Zresztą nie kłamałam, tak naprawdę było. - Nie jesteś dla mnie jak każda inna dziewczyna. - dostrzegłam zmianę w jej spojrzeniu, gdy skupiła na mnie swój wzrok.

- Nie?

- Nie. Wiem i rozumiem, że to co się stało było złe, ale nie zamierzam wciskać ci kitu odnośnie tego, co czuję. - serce biło mi mocniej z każdą mijającą sekundą. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mówiłam.

- Tego, co... czujesz? - zmarszczyła brwi w czystym zdumieniu.

Stop! Krzyczał mój umysł, ale serce kazało kontynuować i w tamtej chwili już absolutnie nie wiedziałam, co robić.

- Tak. - wydusiłam z siebie postanawiając iść za głosem serca, po czym spojrzałam na własne dłonie zawstydzona i poniekąd z poczuciem winy kłującym w piersi. Emily to żona Wojtka, a ja właśnie przyznawałam się do tego, że coś do niej czuję. To było cholernie złe. A jednak w jaki sposób coś, co pochodzi prosto z serca mogło być złe? Cała ta miłość, tak często opisywana w piękny sposób przez filmy, muzykę, książki zdała mi się jednym wielkim bagnem. Właśnie dlatego starałam się trzymać od tego z daleka tak długo, jak to tylko było możliwe. Zakochanie się w kimś było dla mnie porównywalne do psa, który sam przypina się łańcuchem do budy. W dodatku w zimę, żeby pogorszyć tę wizję. Cóż, trzymanie uczuć na wodzy było łatwe... Do momentu, w którym poznałam Emily.

- Ja... no... - wow, to było znacznie trudniejsze, niż się spodziewałam. - No bo ja... - miałam wrażenie, jakbym z każdym słowem traciła głos. Jakby jakaś niewidzialna pętla zaciskała mi się na gardle próbując mnie udusić. Jak już raz to powiem, to nie będzie odwrotu i to właśnie ta myśl przerażała mnie w tym wszystkim najbardziej. Wszystko to stałoby się... Oficjalne. 

- Kocham cię. - wydusiłam z siebie w końcu i poczułam, jak choć część ciśnienia ze mnie schodzi, tak jakby ktoś zasypywał mnie żywcem w szklanej trumnie i nagle przestał, bo się rozmyślił.


Trochę się zadziało, co? :) Następny rozdział dodam, jak tylko złapię internet, bo od dłuższego czasu z tym u mnie niestety słabo :/ Ale zakładam, że wyrobię się jeszcze przed najbliższym piątkiem. ;) Mam nadzieję, że się podoba <3

Dla Ciebie zrobię wyjątek. ~ |teacherxstudent|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz