*Emily*
Szłam spacerkiem do domu ze szkoły, bo postanowiłam nie brać tego dnia samochodu. Byłam w nie najlepszym humorze i miałam już jedynie ochotę położyć się do łóżka. W głowie dudniło mi przez kolejną nieprzespaną noc. Nagle usłyszałam przeraźliwy, głośny krzyk. Słyszałam go już kiedyś, zaledwie kilka tygodni wcześniej. Po chwili jednak doszłam do wniosku, że pewnie jedynie mi się wydawało. Właśnie miałam upić łyk kawy z mojego i tak już poturbowanego termosu, gdy krzyk znów rozbrzmiał w okolicy, po czym usłyszałam zatrzaskujące się drzwi. Rozejrzałam się w około i zobaczyłam, jak Kuba, chłopak Wiktorii, wychodzi z jej domu i wsiada do czarnego samochodu. Ścierał coś ze swojej twarzy, Coś czerwonego. Krew. Z przerażenia aż wypadł mi termos z kawą z ręki. Schowałam się szybko za pobliskim drzewem, by mnie nie zauważył i gdy miałam pewność, że odjechał, ruszyłam biegiem w stronę budynku.
Otworzyłam drzwi frontowe, które na szczęście nie zatrzasnęły się na amen i wbiegłam do środka. Przeszył mnie dreszcz, gdy spojrzałam przed siebie. Wiktoria leżała na plecach, oczy miała zamknięte a wokół walało się tysiące odłamków szkła. Smugi krwi były widoczne zarówno na jej ciele, jak i wszędzie na około. Podeszłam do niej szybko. Krew była w większości już zaschnięta, choć cienkie strużki nadal wypływały miarowo z jej nosa i ust.
- Wiktoria! - zero odpowiedzi. Klęknęłam obok niej i łapiąc za ramiona bardzo delikatnie nią potrząsnęłam. - Wiktoria, błagam cię, obudź się! - znów krzyknęłam, a łzy zaczęły spływać mi po twarzy. Jej powieki bardzo powoli się uniosły, przez chwilę bezmyślnie spoglądała w sufit, a potem skupiła wzrok na mnie.
- Emily? - wymamrotała zaskoczona.
- Jestem tu, skarbie. - powiedziałam i oplotłam ją ramionami. Dziewczyna krzyknęła przeraźliwie, więc solidnie przestraszona, puściłam ją. Wiktoria zaczęła płakać. Zdezorientowana, spojrzałam na swoje dłonie, na których dostrzegłam sporo krwi. Wtedy do mnie dotarło. Potłuczone szkło. Jej plecy.
- Malutka, musimy jechać do szpitala. - szepnęłam starając się zachować spokój.
- Nie! - krzyknęła dziewczyna. - Błagam, Emily, nie rób tego. - zaczęła płakać jeszcze bardziej. Jej oczy ledwo się otwierały, bo były tak spuchnięte.
Westchnęłam niepewna tego, co powinnam zrobić. W pokoju zapanowała cisza przerywana jedynie szlochaniem rannej nastolatki.
- Dobrze... - powiedziałam w końcu. - Ale jeśli nie chcesz jechać do szpitala, to sama będę musiała oczyścić ci plecy. I to będzie boleć... Bardzo. O wiele bardziej, niż gdyby robił to doświadczony lekarz. - wyjaśniłam, mając nadzieję, że strach przed bólem przekona ją do zmiany decyzji.
- Mam to gdzieś, byle bym nie musiała jechać do szpitala. - powiedziała to, jakby była tego pewna, choć łzy ściekały po jej policzkach i rozmywały zaschniętą krew. Twarda z niej sztuka.
Pokiwałam jedynie głową w odpowiedzi starając się już nie płakać. Wstałam, pochyliłam się nad nią i bardzo powoli i delikatnie ją podniosłam. Pokój znów wypełnił się jej krzykiem, choć ten nie był już tak przeszywający, jak poprzedni. Położyłam ją na najbliższej kanapie. Dziewczyna leżała na brzuchu, oczy miała zamknięte, cały czas szlochała.
- Zaraz wrócę. - powiedziałam. Dziewczyna pokiwała głową w odpowiedzi, a jej twarz wykrzywił grymas bólu. Szybkim krokiem udałam się do łazienki i dokładnie ją przeszukałam. Chwilę później znalazłam apteczkę, wzięłam też czystą szmatkę i namoczyłam ją w letniej wodzie. Pobiegłam z powrotem na dół i usiadłam obok niej.
- Skarbie, musisz się odwrócić tak, byś siedziała do mnie tyłem, żebym mogła wyczyścić ci plecy. - powiedziałam po tym, jak dziewczyna z trudem usiadła. - Myślisz, że możesz to dla mnie zrobić?
CZYTASZ
Dla Ciebie zrobię wyjątek. ~ |teacherxstudent|
Teen FictionPewnego dnia poznajesz osobę, która kompletnie zmienia Twój światopogląd. Problem jednak w tym, że to żona Twojego najlepszego przyjaciela. Na domiar złego ten ktoś, kto zajmuje szczególne miejsce w Twoim sercu i zmienił Twoje życie o 180° okazuje s...