24.

2.3K 128 38
                                    

Dłonie Emily i Wojtka były splecione cały czas, gdy jedliśmy obiad. Absolutnie nie było to niezręczne, gdzie tam, w życiu... Dobrze wiedziałam, że będę czuć się z nimi niekomfortowo, próbowałam przed wyjściem udawać, że źle się czuję, żeby Justyna nie nakazała mi brać w tym udziału i iść do ich mieszkania. Na moje nieszczęście, niestety nie dała się oszukać i praktycznie mnie tam zaciągnęła. Czułam się jak więzień, którym koniec końców przecież w pewnym sensie byłam. Jak miałam spojrzeć Wojtkowi w oczy po tym, jak przespałam się z jego własną żoną? W jaki sposób miałam zareagować na Emily? Jak miałam stawić czoła im obojgu, skoro już jako jednostki były dla mnie problemem? Najchętniej zapadłabym się pod ziemię.

- Nie ma to jak w domu. - powiedział Wojtek i pochylił się w stronę żony, by pocałować ją w kark, co z kolei sprawiło, że kobieta zachichotała jednocześnie rumieniąc się delikatnie. Gdyby dane mi było oceniać, powiedziałabym, że chichot ten był jednak raczej wymuszony. A może to po prostu moja wyobraźnia płata mi figle, żebym słyszała to, co w głębi serca bardzo chciałabym słyszeć? 

- Musisz tak często wyjeżdżać? - spytała Emily takim tonem, jak gdyby błagała go, by nigdy więcej tego nie robił.

- Wierz mi, chciałbym nie musieć. - musnął ją delikatnie nosem w policzek. Spuściłam wzrok na stojący przede mną talerz, nie chcąc widzieć ich, gdy zachowywali się względem siebie w taki sposób. Nie miałam co prawda do tego prawa, ale wolałabym, by siedzieli z daleka od siebie, najlepiej po przeciwnych stronach stołu, zamiast ramię w ramię. Dałoby mi to maleńką namiastkę komfortu psychicznego. - Niestety nasz szef wysyła głównie nas. - dodał po chwili i spojrzał na Justynę.

- Bo jesteśmy najlepsi. - odpowiedziała.

- Dokładnie tak. - potwierdził. - Ej, Wiktoria? - uniosłam wzrok znad talerza, gdy usłyszałam swoje imię. - Co z tobą? Nie odezwałaś się słowem, odkąd tu jesteś. - powiedział. Miałam nadzieję, że nikt nie zauważy, jak bardzo nie chciałam tam być. - To do ciebie niepodobne. - zażartował a ja wymusiłam na sobie drobny uśmiech. - Żadnego sarkastycznego śmiechu? - podłapał. Znał mnie aż za dobrze. A znał mnie tak dobrze, bo byliśmy prawie jak rodzina. A ja zdradziłam go w najgorszy możliwy sposób.

- Nie czuję się zbyt dobrze. - burknęłam niechętnie. Kłamstwo było najlepszym i tak naprawdę jedynym wyjściem z sytuacji.

- Czyli nie kłamałaś? - Justyna wydawała się solidnie zaskoczona i zmartwiona jednocześnie. W odpowiedzi pokiwałam głową. - Wika powiedziała mi, że źle się czuje ale myślałam, że to taka wymówka, bo nie chciało jej się wyjść z domu. - wyjaśniła Wojtkowi, który również był zdziwiony. Dyskretnie spojrzałam na Emily. Unikała mojego wzroku i to sprawiło, że poczułam się jeszcze gorzej. - Może po prostu powinnyśmy wrócić do domu. - dodała na koniec.

- Zostańcie jeszcze trochę. - poprosił Wojtek.

- Ale Wiktoria nie czuje się dobrze...

- Wszystko z nią ok, tylko tak gada. - nalegał.

- Wolałabym faktycznie wrócić do domu. - wtrąciłam. Bałam się, że jeśli spędzę tam nawet minutę dłużej, to zwymiotuję przez poczucie winy, które nie dawało mi spokoju.

- Zaniosę wszystko do zlewu. - odezwała się Emily, po czym pozbierała naczynia i poszła do kuchni. Było dla mnie jasne, że wolała trzymać się od tego wszystkiego na dystans. Szczególne, jeśli chodziło o mnie. No cóż...

Gdy tylko kobieta wyszła, Wojtek pochylił się nad stołem opierając łokcie o blat i ściszonym głosem powiedział, żebyśmy już szły, bo chciałby zostać sam z Emily.

- Więc dlaczego przed chwilą tak nalegałeś, żebyśmy jeszcze trochę zostały? - zdziwiła się Justyna.

- Wiem co robię. Po prostu idźcie już, żebym mógł zabrać żonę do sypialni. - powiedział i mrugnął porozumiewawczo. 

Poczułam, jak obiad, który dopiero co skończyłam jeść, podchodzi mi do gardła. Dźwięk tych słów sprawiał, że czułam, jak żołądek owija mi się wokół kręgosłupa. Sama myśl o tym, co Wojtek zamierzał z nią robić po naszym wyjściu sprawiała, że miałam ochotę wyrwać sobie włosy z głowy. Znów poczułam przemożne poczucie winy zalewające mój umysł przez to wszystko. Nie miałam prawa do takich myśli. Koniec końców, przecież byli małżeństwem.

- Słyszałaś pana domu. - powiedziała Justyna i podniosła mnie z krzesła łapiąc za ramię.

- Sama sobie poradzę. - warknęłam na nią i odepchnęłam jej rękę. Kobieta uniosła ręce w obronnym geście.

- Dobra, uspokój się. - powiedziała nawet na mnie nie patrząc.

Głowa, która zaczęła mnie boleć już chwilę wcześniej, dała o sobie znać silnym pulsowaniem. Emily nadal była w kuchni i najwyraźniej jej się nie spieszyło. Wiedziałam, o co chodzi, po prostu chciała uniknąć konfrontacji, nie trudno było na to wpaść. Bycie tam nie było dla mnie przyjemne. Jeśli i ona nie czuła się przez to komfortowo, to nie zamierzałam spędzić tam ani chwili dłużej.

- Zaczekam na ciebie w samochodzie. - powiedziałam do Justyny kierując się jednocześnie w stronę wyjścia.

- Nie idziesz się pożegnać z Emily? - spytał zdziwiony Wojtek.

- Nie. - odpowiedziałam, po czym wyszłam trzaskając drzwiami.

***

Wojtek złapał Emily za biodra i zdecydowanym ruchem pokierował ją w stronę sypialni. Niepewnie położyła się na łóżku czując na sobie po chwili ciężar ciała mężczyzny. Jego usta wessały się w jej wargi. Jego zimna dłoń złapała ją za łydkę podciągając nogę w górę.

- Mógłbyś robić to delikatniej? - spytała uwalniając się z pocałunku. Zaczynała czuć się bardzo źle. Wojtek jedynie uniósł brew zdziwiony.

- Przepraszam, ale chyba powinniśmy odłożyć to na inny raz. Jutro normalnie pracuję. - powiedziała jednocześnie próbując oswobodzić się z jego uścisku. Ten westchnął ciężko, jakby mówiąc "Tylko nie to".

- Mam dość czekania. - puknął ją palcem wskazującym w nos dla żartu, po czym znów złączył ich usta w pocałunku, tym razem nieco delikatniej. Zanim Emily miała szansę cokolwiek odpowiedzieć, wrócił do przerwanej czynności, której tak pragnął. Żeby mieć pewność, że ją uciszył, twardo przywarł ustami do jej warg. Zamiast protestować. Emily pozwoliła mu kontynuować, mimo, że bardzo chciała, żeby już skończył. Wszystko, byle tylko go zadowolić. Czuła się już i tak wystarczająco źle przez to, że go zdradziła. Poczucie winy zżerało ją od środka, uznała więc, że nie na prawa go odtrącić. A na pewno nie bez wyjaśnienia.

- Bardzo mi tego brakowało. - wymruczał jej do ucha. Poczuła, jak jedna, samotna łza spływa jej po policzku. Myśli w jej głowie szalały, pojawiały się jedna po drugiej, by po chwili zniknąć w otchłani jej umysłu. Każdą starą emocję zastępowała nowa, zapewne gorsza od poprzedniej. Z jednej strony czuła się winna przez to, co zrobiła. Winna, bo nie pragnęła męża tak, jak on pragnął jej. Winna, bo jego dotyk sprawiał, że nie potrafiła powstrzymać mimowolnego wzdrygania się, czuła do niego pewnego rodzaju wstręt. Czuła się winna, bo zamiast skupić się na tym, co z nią robił, myślała o Wiktorii, wyobrażała sobie ją na jego miejscu. Przypominała sobie, jak to było z nią i marzyła, by go zastąpiła. Z każdą upływającą chwilą uświadamiała sobie, o ile lepiej czuła się z nią, niż z nim. Z Wojtkiem to był tylko akt, chęć zaspokojenia przez niego żądzy, podczas gdy z Wiktorią uczucie było, jakby połączyły się w jakiś niewytłumaczalny sposób.

Co jakiś czas czuła kolejne łzy spływające miarowo po policzkach. Zamknęła oczy i czekała, aż mężczyzna skończy, by móc w końcu odetchnąć z ulgą.


Zgubiłam hasło do konta, nie bijcie :( Mam nadzieję, że po takiej przerwie jeszcze ktoś tu wróci. Jak znosicie kwarantannę?


Dla Ciebie zrobię wyjątek. ~ |teacherxstudent|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz