*JONAH POV*
Spojrzałem przez okno. Ziemia zbliżała się z każdą minutą. Przeciągnąłem się i postanowiłem upewnić się, że wszystko spakowałem i nie zostawię nic w samolocie.
Po wylądowaniu odebrałem bagaż i zerknąłem na telefon. Podążając za wskazówkami z smsa, skierowałem się w stronę wyjścia i już po chwili witałem się z panem Lavelle.
Mój przyjazd tutaj na kilka dni to był jego pomysł i miał być jednocześnie niespodzianką dla Ronnie. Tak samo jak fakt, że po tych kilku dniach ona jedzie ze mną do LA.
Jeszcze w samochodzie poinformował mnie, że w domu jest tylko jego córka.
- Podrzucę cię i pojadę coś załatwić. Moja żona wyjechała pilnie do swojej matki, a Louis jest na obozie piłkarskim.
- Oo - zainteresowałem się. - Gra?
- Tak, w lokalnym klubie, już jakieś trzy-cztery lata.
Reszta podróży upłynęła nam w ciszy. Cieszyłem się, że pan Lavelle nie jest wobec mnie jakoś wrogo nastawiony. Bądź co bądź, jestem dzieckiem jego żony, nawet jeśli urodziłem się zanim się poznali.
Zatrzymał się w końcu przed ładnym domem z dużym, kolorowym ogrodem. Zanim wysiadłem, powstrzymał mnie jeszcze.
- Aha. Wiesz, Veronica jest ostatnio jakaś przygaszona. Nie wiem, czy mówiła ci o co chodzi, ale byłbym wdzięczny, gdyby udało ci się ją jakoś rozweselić.
Uśmiechnąłem się.
- Zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby znowu się śmiała - obiecałem.
Dowiedziałem się jeszcze, że dom jest otwarty, a pokój Ronnie to drugie drzwi po lewej na pierwszym piętrze.
Z tą wiedzą pchnąłem furtkę i po minucie czy dwóch stałem już w jasnym przedpokoju.
Zdjąłem buty, zostawiłem walizkę i po cichu udałem się po schodach na górę. Drzwi do jej pokoju były uchylone i słuchać było dźwięki muzyki. Ze zdziwieniem odkryłem, że piosenka, która aktualnie leci, to Hard. Słyszałem też jak dziewczyna cicho podśpiewuje kwestię Jacka. Wow, nie wiedziałem, że ma taki głos. Brzmiała naprawdę przyjemnie. Posłuchałbym dłużej, ale nie chcę stać pod jej drzwiami jak jakiś stalker.
Otworzyłem je więc po cichu i zajrzałem do środka. Veronica stała przy biurku, tyłem do mnie. Podszedłem więc i zakryłem jej oczy ze słowami "zgadnij kto".
Oczywiście od razu boleśnie przekonałem się, że to zły pomysł.
Ronnie zasadziła mi z łokcia w brzuch, a potem podcięła mnie niczym mały cholerny ninja. Z cichym jękiem wylądowałem na podłodze (dzięki niebiosom za miękki dywan), a ona dopiero wtedy zdała sobie sprawę kogo znokautowała.
- O Jezu! - krzyknęła, zakrywając usta dłonią. - Boże, przepraszam! - Wystawiła rękę, by pomóc mi wstać.
Przyjąłem pomoc.
- Wystarczy po prostu Jonah - zaśmiałem się, ale nie za głośno. Brzuch nadal mnie bolał.
Ronnie nadal mnie przepraszała.
- Wybacz, nie chciałam. Przez kilka lat ćwiczyłam kick-boxing i jakoś tak wyszło - tłumaczyła się. - Zresztą - dodała po chwili - to też twoja wina. Po jaką cholerę podkradasz się do mnie jak płatny zabójca?
Roześmiałem się i ją przytuliłem.
- Ciebie też miło widzieć.***
- Więęęc jak długo zostajesz? - spytała, gdy już wtaszczyliśmy moją walizę do pokoju gościnnego, który okazał się być zaraz obok jej sypialni.
- A co, już chcesz się mnie pozbyć? - rzuciłem przekornie, za co zarobiłem sójkę w żebra.
- Nie, idioto, tylko pytam.
- Jak zawsze miła - wymamrotałem, gdy się oddaliła.
Odwróciła głowę i posłała mi kose spojrzenie.
- Chcesz kawy?
- Błagam kobieto, ty jeszcze pytasz?
Zaśmiała się.
- Dobra, to pójdę zrobić. Ty możesz poczekać u mnie w pokoju.***
Gdy wróciła z napojem bogów, zdążyłem już z grubsza obejrzeć jej pokój. W kącie pomieszczenia stało duże, niepościelone łóżko. Nad nim wisiały lampeczki i kilka zdjęć z polaroida. Było jeszcze biurko, regał i mała toaletka. I książki. Duuużo książek. Można by pomyśleć, że jest się w bibliotece. Całości dopełniało wielkie okno z tym takim fajnym dużym parapetem do siadania i kilkoma poduchami. Chyba już wiem gdzie najczęściej czyta.
- Jak tam pan ocenia mój pokój? - zażartowała, podając mi kubek.
- 13 w skali do 10.
Wykrzywiła usta w uśmiechu.
- Mega fajny pomysł z tymi zdjęciami. A właśnie, chciałem spytać. Kto to? - wskazałem na jedną z fotografii.
Veronica wyraźnie posmutniała.
- To Cameron. Jest... właściwie to był... moim najlepszym przyjacielem. Jakoś nie mogę się zebrać, żeby zdjąć to zdjęcie...
- Czemu był? - zapytałem ostrożnie, bo miałem wrażenie, że to dość trudny temat.
- To długa historia. Ale jeśli masz chęć ją usłyszeć... No więc - zaczęła i opowiedziała mi wszystko.
Widziałem, że powstrzymuje łzy.
- Hej - przytuliłem ją mocno. - Płacz jest okay. Możesz płakać ile chcesz. To oczyszcza.
Podniosła na mnie swoje wielkie brązowe oczy, teraz zaczerwienione i mokre.
- Tylko pamiętaj - przestrzegłem ją. - Wypłacz się na tyle, żebyś już nigdy nie musiała ronić łez z tego powodu.***
Po kilku minutach Ronnie się uspokoiła. Złapała chusteczkę i zaczęła mnie przepraszać, że tak się rozkleiła.
- Nie ma problemu - zapewniłem ją. - Przynajmniej teraz już wiem, czemu byłaś taka przygnębiona ostatnimi czasy. Tak, twój tata mi mówił - dodałem, widząc niezrozumienie w jej oczach.
- No - zacząłem, gdy z powrotem usiadła koło mnie na łóżku. - Wydaje mi się, że znam sposób na poprawienie ci nieco humoru. - Zerknęła na mnie, więcej niż zaciekawiona. - Gdzie masz walizkę? - Teraz to już kompletnie nie wiedziała, o co mi chodzi. - Nie patrz tak na mnie, coś musisz spakować. Doceniam minimalizm, ale dwa tygodnie bez ciuchów na zmianę mogą się okazać lekko problematyczne.
- Jakie dwa tygodnie? O czym ty do mnie rozmawiasz?
Uśmiechnąłem się szeroko.
- Dwa tygodnie w Los Angeles - oznajmiłem i zobaczyłem jak jej twarz kamienieje. - Jedziesz ze mną, młoda damo.
CZYTASZ
The Unexpected || ZAKOŃCZONE
Fanfiction- Żartujesz sobie, prawda? Musisz sobie żartować. Haha mamo, wszystko super, ale już odpuść. Spojrzała na mnie z poczuciem winy. - Skarbie... Ale to nie jest żart... grudzień 2020 (coś dobrego w tym szatańskim roku😂❤️) #1 - zachherron #4 - whydont...