∆31∆

343 16 6
                                    

*RONNIE POV*

Siedzieliśmy wokół kuchennego blatu, popijając kolejno kawę, herbatę, kakao, wodę, mleko i napoje gazowane. Po szybkim śniadaniu nikomu nie chciało się nawet podnieść tyłka z krzesła. Esther musiała wracać do domu, już nie z powodu obaw, że ją znienawidzę, ale tak miała bilety lotnicze.
Ten leniwy poranek przerwał nam dźwięk komórki Olivii. Ta tylko rzuciła okiem na wyświetlacz i szybko wyszła, po drodze odbierając telefon.
Spojrzeliśmy po sobie lekko zdziwieni. Po chwili postanowiłam sprawdzić, co ją tak poruszyło.
- Zaraz wracam - rzuciłam do chłopaków i ruszyłam na poszukiwanie przyjaciółki.
Znalazłam ją na dworze, gdzie prowadziła gwałtowną rozmowę. Nie chciałam podsłuchiwać, ale zaniepokoił mnie ton jej głosu.
- Nie! Czy ty oszalałeś?! Jesteś idiotą!
Hmm... Ciekawe z kim rozmawia. Sądząc po stylu wypowiedzi: Luke albo Fabien.
- Kto tu jest straszy, ja czy ty?! Masz 19 lat i muszę cię nańczyć?! Nie wyj mi w tą słuchawkę!
Jednak Fabien.
- Nie, nie wiem, co masz teraz zrobić. Nie... - przerwała na chwilę, by wysłuchać, co szatyn ma do powiedzenia. - To trzeba było jej nie włazić do łóżka!
Ouu, poważnie.
Uznałam, że usłyszałam zdecydowanie dość i wróciłam do kuchni, gdzie zastałam chłopców w dokładnie takich samych pozach, w jakich się znajdowali, kiedy wychodziłam.
Usiadłam na swoim miejscu i zaczęłam po cichu sączyć moją kawę.
- Ejj - zaczął Corbs. - Jest prawie 12, powinniśmy coś zrobić...
Zabrzmiał jakoś tak bez przekonania.
- Nah...
Zach zdecydowanie nie był w nastroju po tym, jak zwlekli go z łóżka i jeszcze odkrył, że Jack zjadł mu ostatnie oreo.
Wtedy do domu, jak burza, wpadła Liv i bez słowa skierowała się na górę. Dobiegło nas tylko głuche trzaśnięcie drzwiami.
- Może lepiej sprawdzić, co u niej - zaproponował delikatnie Jonah.
Podniosłam na niego wzrok, mieszając bez celu w kubku.
- Chcesz się pchać w paszczę lwa - proszę bardzo. Ale mnie w to nie wciągaj. - Rzucił mi spojrzenie pod tytułem "nie chcesz wiedzieć czemu twoja najlepsza przyjaciółka wygląda jakby miała za chwilę wybuchnąć i roznieść połowę zachodniego wybrzeża?". - No co? Myślisz, że jej nie znam? Trzeba jej dać trochę czasu na wyładowanie się. No chyba, że koniecznie chcesz się tam wybrać, wtedy nie zapomnij jakiegoś kasku czy coś...

***

*OLIVIA POV*

Ostatnie, czego mi było trzeba, to mój starszy brat, dzwoniący z drugiego końca świata, że będzie miał dziecko i nie wie co robić. Jezus Chrystus, ja nie wiem, kto tu powinien kim się opiekować. Bo jak na razie to system wartości w naszej rodzinie chyba działa na odwrót.
Ktoś cicho zapukał do drzwi.
Westchnęłam.
- Wejdź Ronnie.
To jednak nie Ronnie pojawiła się w uchylonych drzwiach, a Jonah, niepewnie spoglądający w moją stronę.

*JONAH POV*

- Wejdź Ronnie - usłyszałem, więc wszedłem.
- Chyba nie mnie spodziewałaś się widzieć - rzuciłem na powitanie, zatrzymując się koło drzwi.
- Przecież cię nie ugryzę - odparła z irytacją, wywołując u mnie nikły uśmiech. Tymi samymi słowami uraczyłem Daniela tego pamiętnego dnia, kiedy dowiedziałem się, że mam drugą siostrę.
Podszedłem więc powoli i przysiadłem koło niej na łóżku.
- Nie musisz mówić, co się stało, bo prawdopodobnie nie chcesz, ale daj się chociaż wyciągnąć z domu. - Podałem jej dłoń i patrzyłem jak podnosi na mnie zielone oczy i przyjmuje ją.
- Obym tego nie żałowała, Marais.

***

*RONNIE POV*

Mój brat z moją przyjaciółką zniknęli już kilka godzin temu. Do tego czasu siedziałam w pokoju, szkicując, a chłopcy śpiewali na dole.
Po jakimś czasie w szparze pomiędzy drzwiami a ścianą ukazała się głowa mojego chłopaka.
- Ubieraj się, wychodzimy - poinformował mnie tylko, mrugając i zniknął.
Spędziłam kolejne minuty na zastanawianiu się, w co się ubrać. W końcu postawiłam na szorty i koszulkę z nazwiskiem Daniela, zrobiłam szybki makijaż i złapałam telefon do kieszeni.
Kiedy zeszłam na dół, panowała kompletna cisza.
- Dani? - zawołałam, zdziwiona, że wszyscy wyparowali.
Seavey pojawił się koło mnie jak duch i pokazał mi przedmiot, który trzymał w ręku.
- Chustka? Co wy chcecie mnie porwać? - zażartowałam, kiedy zawiązywał mi oczy.
- Cii - wyszeptał mi do ucha. - To się nie miało wydać.

***

- Chłopcy, dokąd mnie prowadzicie? - odezwałam się do Jacka, Zacha i Corbyna, którzy, trzymając mnie pod ramiona, szli w kierunku, którego przecież nie mogłam widzieć.
- Już niedaleko, spokojnie - powiedział Bean. - O, i już. - Zdjął mi chustkę z oczu.
- O mój... - nie mogłam wykrztusić więcej.
Byliśmy na dachu jakiegoś wieżowca, skąd rozpościerał się piękny widok na całe nocne LA. Na środku był rozłożony uroczy koc piknikowy, koło niego stał koszyk. Płonęły małe świeczki, a wśród tego wszystkiego siedział Daniel z gitarą.
- To my już pójdziemy - wycofali się, zostawiając nas samych.
Podeszłam niepewnie.
- Dani?
Ten wstał, wziął mnie za ręce i uśmiechnął się.
- Chyba nie sądziłaś, że nie mogę rozpieszczać mojej dziewczyny bez powodu, co?
Na moją twarz wpłynął rumieniec, a na usta uśmiech.

***

Spędziliśmy razem cudny późny wieczór na dachu budynku, jedząc arbuzy z kosza piknikowego. Oczywiście nie obyło się bez małego koncertu tylko dla mnie. Widok Seavey'ego grającego i śpiewającego Just to see you smile był najlepszym, co mnie spotkało w ciągu ostatnich kilku miesięcy.
Wróciliśmy spacerem do domu. Na progu, zanim weszliśmy, poczułam jego smukłe dłonie na mojej talii. Odwróciłam się więc w jego objęciach i spojrzałam w te hipnotyzujące niebieskie oczy. Mogłabym w nich zatonąć i wcale nie chciałabym, żeby mnie ktoś ratował, naprawdę. Pochylił lekko głowę i musnął moje usta, jednak od razu cofnął się, drocząc się ze mną. Objęłam go rękami za szyję i pocałowałam. Oparliśmy się o drzwi, Daniel nacisnął klamkę i wtoczyliśmy się do środka, mało co się nie wywalając, ale nie przestając wymieniać pocałunków. Przerwało nam dopiero stłumione chrząknięcie i kłótnia o butelkę.

***

*OLIVIA POV*

Jonah chciał dobrze, ja wiem. Ale ta "randka" okazała się niewypałem. Zabrał mnie do kina na komedię romantyczną, nie wiedząc, bo skąd, że to kompletnie nie moje klimaty. Potem poszliśmy na plażę (pytał Daniela o pomoc, czy co?), żeby trochę porozmawiać. Trzeba mu przyznać, że nie próbował ze mnie wyciągnąć nic o porannej, a w sumie przedpołudniowej, sytuacji i za to byłam mu wdzięczna. Ale... Nadal uwielbiałam i jego, i cały zespół, ale okazało się, że to jednak nie to. Tyle ze sobą pisaliśmy i gadaliśmy na FaceTime, lecz no... Każde z nas oczekiwało czegoś innego.
W niezbyt dobrych humorach (mimo obiecania sobie przyjaźni bez względu na wszystko) wróciliśmy do domu. Tam zastaliśmy już Herrona, Bessona i Avery'ego, również wyglądających jak po bliskim spotkaniu trzeciego stopnia z rozpędzonym pociągiem towarowym. Oczywiście chodzi mi tu o zderzenie mentalne.
Corbyn przeżywał, bo Tina nie mogła przejechać, a chłopaki pożarli się o coś.
I tak oto godzinę później siedzieliśmy w kółku na dywanie, wokół nas walały się chipsy i napoczęte paczki żelków. Większość miała na głowach kaptury, a Besson siedział zakryty kocem.
- Trzymaj - odezwał się Avery, podając mi już drugą, opróżnioną do połowy, butelkę wina. Nie powinniśmy, wiem.
Wyglądaliśmy pewnie jak sekta zmęczonych życiem dziewic przed okresem. Skąd przyszło mi do głowy takie porównanie?
Pociągnęłam łyka z butelki i przekazałam ją Jonah, ten Beanowi, któremu z kolei, nie zwracając uwagi na Zacha, odebrał ją Jack.
- Ej, to nie twoja kolej! - zawołał słaby, głos, już nawet nie byłam pewna czyj.
W tym momencie do domu wparowała ta parka od siedmiu boleści, liżąc się i mając gdzieś resztę świata. Odchrząknęłam.

*RONNIE POV*

- Co tu się, do diabła, dzieje? - zmierzyłam wzrokiem pobojowisko w salonie, a potem to kółko żałości na środku dywanu. Przynajmniej 80% już była pijana.
Zach nieudolnie próbował odebrać Jackowi butelkę z czymś, co niebezpiecznie przypominało wino, Oliv chichotała, Jonah siedział, patrząc bez wyrazu w dal, a Corbynowi spod koca wystawała tylko grzywka.
- No dobra, do łóżek kompania! - zarządziłam i, jak można się było spodziewać, nikt mnie nie posłuchał.
Z pomocą Daniela jakoś ogarnęliśmy towarzystwo, ale salon posprzątają sami jutro. Chociaż przyznam szczerze, że trudno było przekonać Seavey'ego, żeby zostawił jaki syf nieruszony.
Ale wydaje mi się, że miałam po prostu dobre argumenty.

***

Weszłam do ciemnego pokoju, nie zawracając sobie nawet głowy zapalaniem światła. Od tyłu objęły mnie silne ramiona i przygarnęły mocniej do swojego właściciela. Położyłam głowę na jego ramieniu i poczułam jego wargi na swojej szyi. Westchnęłam cicho, kiedy lekko się przyssał. Obróciłam się do niego i zerknęłam. Oczy miał ciemne.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że cię mam - wyszeptałam, na co on wymruczał:
- Kocham cię Ronnie.
I wylądowaliśmy na łóżku.

The Unexpected || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz