*VERONICA POV*
Rzuciłam okiem na ekran komórki. 9.37. Zdecydowanie trzeba wstać. Oczywiście uwielbiam spać i leniuchować i gdybym mogła, leżałabym tak jeszcze długo, ale to pierwszy dzień tutaj, w Stanach, z chłopakami i chcę go spożytkować jak najlepiej.
Wyszłam więc spod pościeli i podeszłam do szafy. Po dłuższym namyśle zdecydowałam się na czerwony crop top w czarne paski i czarne jeansowe spodenki z lekko postrzępionymi nogawkami.
Po skończeniu porannej toalety i doprowadzeniu włosów do ładu byłam gotowa, żeby wyjść do ludzi.
Nie zawracałam sobie głowy kapciami, po prostu zeszłam na dół na bosaka - jest lato.
Przy stole w kuchni siedział Corbyn, a Jonah kręcił się przy blacie.
- Dzień dobry - ziewnęłam szeroko i opadłam na krzesło obok blondyna.
- Dzień dobry - odpowiedzieli obaj, po czym Jonah dodał: - Kawy?
- O tak, proszę.
Corbyn zaśmiał się.
- Jakbym widział Jonah w młodszej, żeńskiej wersji. Kawa tu, kawa tam.
- Sam też pijesz - odparował brunet, stawiając przed mną kubek.
- Ale nie w takich ilościach. - Zwrócił się potem do mnie. - On dziennie potrafi wypić tyle kawy, że można by tym obdzielić połowę pułku wojska. To podchodzi pod uzależnienie.***
Po skończonym śniadaniu poszłam z chłopakami na tył posiadłości, gdzie Jack i Daniel jeździli na deskach. Z tego co wiem, Zach nadal nie ruszył swojej szanownej dupy z łóżka.
Obserwowałam ich przez chwilę, a potem postanowiłam się przejść wokół domu.
- Zwiedzasz? - rozbrzmiał nagle czyjś głos i zza rogu wyłonił się Herron, przecierając oczy.
- Przestraszyłeś mnie jak cholera, więcej tego nie rób. I tak, chłopcy są z tyłu, a ja zdecydowałam się trochę zapoznać się z topografią.
- Brzmisz jak pani naukowiec - zaśmiał się. - Jesteś w liceum?
- Po wakacjach zacznę drugą klasę. Wtedy to będzie zapierdol.
Gadaliśmy, przechadzając się powoli, aż w końcu usiedliśmy na trawie, żeby podziwiać panoramę Los Angeles.
- Jak to u was działa?
- Mamy w liceum klasy profilowane, wiesz, nastawione na konkretne przedmioty, które liczą się bardziej niż reszta. Jest na przykład klasa matematyczno-fizyczna albo matematyczno-geograficzna... Albo biologiczno-chemiczna i ja w takiej siedzę.
- Wow, nigdy nie lubiłem przedmiotów ścisłych - przyznał. - Podziwiam.
- Haha, dzięki, ale ja też nigdy nie przepadałam za nimi za bardzo. Zawsze wolałam pisać wypracowania, a mój ulubiony przedmiot to historia.
- Czyli co potem? Jakieś kierunki medyczne? - spytał autentycznie zaciekawiony.
Przekrzywiłam głowę.
- Chcę spróbować. Moja mama skończyła Harvard, więc mam dość duże ambicje.
Rozmawialiśmy tak jeszcze chwilę, dopóki nie przerwała nam piłka od siatkówki, która trafiła Zacha idealnie w tył głowy.
- Przestań podrywać moją siostrę! - rozległ się z daleka głos Jonah i wybuchłam śmiechem.***
Cały dzień spędziliśmy gadając, grając w siatkówkę i grając (albo przyglądając się jak inni grają - ja) na konsoli. Oczywiście prym wiedli Corbyn i Jack, ale Zach dzielnie walczył. Zrobiliśmy mnóstwo planów na kolejny dzień. Chłopcy chcą mi pokazać miasto i najfajniejsze miejsca.
- Jonaaaaaah - zaczęłam, przyciągając jego imię. - Pójdziesz ze mną na plażę?
Zanim brunet miał szansę odpowiedzieć, wtrącił się Daniel.
- Ja mogę z tobą pójść.
- Ja też! - zgłosił się Zach, ale Corbyn wyszeptał mu coś do ucha i Herron z miejsca zmienił zdanie. - Albo wiecie co, jednak nie mogę, mam... yyy... coś do zrobienia.
Zaśmiałam się serdecznie, widząc jak nieporadnie próbuje się wykręcić.
- To chodźmy. - Złapałam Seavey'ego za rękę i pociągnęłam do drzwi.
Podążył za mną ze śmiechem.
Usłyszeliśmy jeszcze groźbę Jonah i wyszliśmy na dwór.***
- Ale ślicznie.
Siedzieliśmy na piasku, blisko brzegu oceanu i obserwowaliśmy fale. Słońce już prawie zaszło i niebo zmieniało kolor z ciemnego pomarańczu i błękitu na lekki granat. Piasek był chłodny. Zanurzyłam w nim stopy i nie wiem czemu, ale dużo radości sprawiało mi po prostu przesypywanie go przez palce.
- Cieszę się, że ci się podoba - stwierdził Daniel i posłał mi uśmiech. - A jak ogólne wrażenia?
Zastanowiłam się chwilę.
- To jest jeszcze lepsze niż się spodziewałam - uniosłam kąciki ust ku górze. - Jestem tu dopiero drugi dzień, a już czuję się tak swobodnie i nie chcę wracać. Szczególnie, że potem zaraz koniec wakacji i szkoła...
- Zach coś wspominał, że myślisz o medycynie. Jakiś konkretny kierunek?
- Wiesz co, nawet się nad tym nie zastanawiałam jakoś bardzo, bo będę się musiała mega napracować, żeby się w ogóle dostać. Ale gdyby, to może kardiologia albo ewentualnie fizjoterapia, tak jak moja mama.
- Ambitnie.
Nagle wiatr zawiał mocniej, a mną trochę zatrzęsło.
- Zimno ci? - zaniepokoił się chłopak. - Mogę ci dać bluzę.
- Nie, nie - powstrzymałam go. - Wszystko okay, ale chyba powinniśmy powoli się zbierać.
- Chyba masz rację.***
- Wieczór filmowy! - zawołał Jack. - Jonah - popcorn, Zach - kakao, Daniel - koce, a Corbyn i Ronnie... Mogę tak mówić? - upewnił się, a gdy skinęłam głową, kontynuował. - ... film!
***
Byliśmy już w połowie drugiej części "Piratów z Karaibów", kiedy zaczęły mi się kleić oczy. Rozejrzałam się. Jonah obok mnie cicho pochrapywał, Zach i Corbyn już smacznie spali, a Danielowi niewiele brakowało. Tylko Jack jeszcze jakoś się trzymał.
Skierowałam wzrok na ekran i starałam się skupić na filmie, ale obraz zaczął się zamazywać i po chwili zasnęłam, z głową na ramieniu brata.
CZYTASZ
The Unexpected || ZAKOŃCZONE
Fanfiction- Żartujesz sobie, prawda? Musisz sobie żartować. Haha mamo, wszystko super, ale już odpuść. Spojrzała na mnie z poczuciem winy. - Skarbie... Ale to nie jest żart... grudzień 2020 (coś dobrego w tym szatańskim roku😂❤️) #1 - zachherron #4 - whydont...