∆37∆

313 17 0
                                    

*OLIVIA POV*

Rzuciłam udręczone spojrzenie komórce, która rozdzwoniła się znowu. Nie musiałam nawet sprawdzać, żeby wiedzieć, kto to. Lucas ma może sporo wad, ale jedno trzeba mu przyznać - nie poddaje się chłopina.
Telefon przestał dzwonić i dopiero wtedy sięgnęłam po niego i odblokowałam. 79 nieodebranych połączeń od Grace'a = mam przesrane.
Nie rozumiałam siebie w tamtej chwili. Tak bardzo bałam się tej rozmowy, tak bardzo ją odwlekałam, tak bardzo unikałam tematu, a jednocześnie...
Westchnęłam z irytacją.
Jednocześnie naprawdę potrzebowałam z nim porozmawiać. Szczerze. Wyrzucić to wszystko z siebie.
Stracę przyjaciela.
Może nie. Może zrozumie.
A jak nie? Jak mnie znienawidzi, że psuję mu szczęśliwy związek z Maxem?
Znamy się od lat.
To tylko pogarsza sprawę.
Potrząsnęłam mocno głową, żeby oczyścić trochę umysł, w którym ścierały się dwie różne postawy i rozgrywały dwa różne scenariusze tego, co może się stać.
Przeniosłam wzrok na telefon. Leżał na biurku na wyciągnięcie ręki. Wyglądał, jakby sobie ze mnie żartował. Zobacz, tu jestem! Złap mnie i zadzwoń! Zobacz, co się stanie! Warknęłam pod nosem. Jezu, ale ze mnie mięczak.
Drżącą ręką wzięłam komórkę i z duszą na ramieniu wybrałam numer, wsłuchując się w równomierny sygnał i zdecydowanie nierównomierne bicie swojego serca.
Może nie odbierze. Wtedy będę miała czyste sumienie. Zadzwoniłam, spróbowałam. Może...
- Oliv! Ty żyjesz! - rozległ się w słuchawce tak dobrze znany mi głos, zabarwiony ulgą, ale i złością.
- Hej, Lukey... - odparłam, niepewna swojego głosu.
- Co ty sobie wyobrażasz?! Wiesz, jak bardzo się martwiłem?! Czemu, do cholery, nie odbierasz telefonu od paru dni?! Myślałem, że coś się stało!
- Luke, ja...
Nie dał mi skończyć.
- Zdajesz sobie sprawę, jakie to egoistyczne?! Ty sobie siedzisz w LA i super, a ja tu umieram z nerwów!
- Lucas! - Wcięłam mu się we wściekły monolog i ucichł na chwilę. Miałam mniej niż 10 sekund, by zacząć mówić, w przeciwnym razie maszyna zagłady aktywuje się znowu. - Przepraszam. Wiem, że to nie ma znaczenia i nic tu nie pomoże, ale przepraszam.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Dlaczego? - odezwał się cicho Luke. - Dlaczego?
- To nie jest rozmowa na telefon, Lucas - ucięłam, bo zaczynałam sądzić, że to był błąd.
Odsunęłam telefon od ucha, gotowa wcisnąć czerwoną słuchawkę, gdy blondyn znów się odezwał.
- Ani mi się waż teraz się rozłączać.
Mój palec zawisł nad ekranem.
- Skąd...?
Zaśmiał się kpiąco.
- Myślisz, że znam cię od wczoraj? O co chodziło z komentarzem na Instagramie?
Westchnęłam.
- Widzisz, co mam na myśli? Ta rozmowa nie ma sensu, Lucas. Jeśli naprawdę chcesz porozmawiać, przylecę do domu. Ale do tego czasu nie dzwoń. - I zakończyłam połączenie, czując się jeszcze gorzej niż wcześniej.

***

Wyszłam pół godziny temu, mówiąc Jackowi, by przekazał pozostałym. Ostatnią rzeczą, jakiej mi było trzeba, to poszukiwania, jakie na pewno wszczęłoby pewne rodzeństwo, gdybym zniknęła bez słowa.
Szłam chodnikiem bez celu, aż doszłam do skate parku, gdzie chłopcy czasem przychodzili jeździć.
Nie było wiele ludzi, prawdę mówiąc, było ich bardzo niewiele.
Ze słuchawkami w uszach usiadłam na skraju pustej rampy i patrzyłam, jak niebo zaczyna ciemnieć.
Kątem oka dostrzegłam ruch i poczułam, że ktoś siada koło mnie.
Odwróciłam głowę w stronę nieznajomego, wyjmując słuchawkę z prawego ucha.
Chłopak, który koło mnie usiadł na pewno nie było osobą, którą moja matka spodziewałby się zobaczyć na niedzielnym obiedzie. Wysoki, szczupły szatyn mierzył mnie zaciekawionym spojrzeniem. Od bladej skóry ramienia odcinał się dość duży tatuaż, czarne włosy w artystycznym nieładzie opadały mu na ciemne oczy, a delikatnie zarysowane wargi miały lekko różowy odcień.
- Jason - przedstawił się, wyciągając do mnie smukłą dłoń.
Uścisnęłam ją po chwili wahania.
- Livvy.

***

*DANIEL POV*

Siedziałem w kącie pokoju, brzdąkając cicho na gitarze i raz po raz rzucając zaniepokojone spojrzenia na łóżko, na którym rozłożyła się Ronnie.
Przewróciła stronę w książce i, jakby wyczuła, że jej się przyglądam, przeniosła na mnie spojrzenie tych pięknych ciemnych oczu, teraz zaczerwienionych i zmęczonych. Uśmiechnęła się lekko.
- Nauczysz mnie? - spytała, wskazując głową na instrument w moich rękach.
- Pewnie - odpowiedziałem, a ona znalazła się koło mnie.
Podałem jej gitarę, tłumacząc, co ma robić i układając jej palce na strunach.
Szło jej całkiem dobrze, chociaż momentami nie udawało mi się powstrzymać chichotu. Podnosiła wtedy na mnie to oskarżycielskie spojrzenie i wracała do grania.
Nie przeszkadzało mi to. Obserwowałem, jak się skupia. Włosy wysunęły jej się z niechlujnego koka i okalały wdzięcznie jej bladą twarz. Długie rzęsy muskały kości policzkowe, gdy patrzyła na instrument na swoich kolanach.
W końcu podniosła głowę.
- Co?
- Co co? - spytałem, nierozumiejąc.
- Mam coś na twarzy czy co, bo tak się gapisz cały czas... - odparła ze śmiechem.
- Ach, ty...
Przyciągnąłem ją do siebie, łącząc nasze usta.
Nawet mając zamknięte oczy czułem, że się uśmiecha.

The Unexpected || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz