*OLIVIA POV*
Uchyliłam oczy, kiedy do pokoju wpadły pierwsze promienie słońca. Chłopaki koło mnie (i częściowo na mnie) jeszcze ze smakiem chrapali. Opadłam bezwładnie na plecy i postanowiłam dać sobie jeszcze chwilę na leniuchowanie, pomijając fakt, że i tak nie miałabym za bardzo jak wstać.
Jakiś czas później drzwi się otworzyły i stanął w nich Jack, który zmierzył nas głęboko urażonym wzrokiem.
- Ej, dlaczego nikt mnie nie zaprosił? Jacy wy jesteście źli, okropni, NAJGORSI...
Zachichotałam, kiedy usłyszałam te przymiotniki.
- No chodź tu do nas, kto ci broni, biedna duszyczko zbłąkana. Chciałabym móc zrobić ci trochę miejsca, ale, jak widzisz, nie mam możliwości.
- Łaski bez - skwitował wyniośle i wyszedł, obrażony, trzaskając drzwiami.
Po chwili wrócił.
- Ale serio, wstydzilibyście się.
- Wstydzę się jak cholera - wyznałam, przeciągając się. Szturchnęłam blondyna. - Corbyn miażdżysz mi klatkę piersiową.
- Co? - odezwał się zaspanym głosem. - Tina, jeszcze chwileczka, błagam...
Ale bredzi.
Odchrząknęłam.
- Ehm, Tina?
Chłopak podniósł się gwałtownie i spadł z hukiem na dywan. Dobrze, że miał choć taką amortyzację, bo nie chcę myśleć, jakby to zniósł inaczej. Przecież nadal był trochę pod wpływem.
- Czy ja ci coś oferowałem? - spytał spanikowany.
- Jedyne co mi oferowałeś, to stary, porośnięty mchem żelek niewiadomego pochodzenia.
- Boże, co za ulga. - odetchnął głęboko i ułożył się wygodniej na podłodze.
Jack chyba poczuł się wyłączony, więc postanowił nam o sobie przypomnieć i skoczył na Jonah, sadowiąc mu się na plecach.
Marais jęknął, niezadowolony, kiedy przygniótł go nagle Avery.
- Auuuuu, wstań ze mnie, kupo tłuszczu.
- Kupo tłuszczu? - Jack złapał się za serce, oburzony. - Nie jesz dzisiaj śniadania. Nie w tym domu.
I wyszedł.
Zauważyłam swoją szansę i spróbowałam w końcu wstać, ale Jonah złapał mnie za nadgarstek.
- Zoostań...
- Zostaw mniee... - jęknęłam pokonana. Było tak blisko. - No zostaw... - Szarpnęłam ręką, ale nie chciał puścić. Był silniejszy, więc niewiele mogłam zrobić. Wkurzyłam się. - Jonah... Bo wezmę nożyczki - zagroziłam w końcu, doprowadzona do granic ostateczności.
- Okay, okay. - Od razu uwolnił mój nadgarstek ze swojego stalowego uścisku.***
- Boże, co tu się wczoraj działo?
Rozejrzeliśmy się po salonie, gdy dowlekliśmy się już w większości na dół.
Z przedpokoju dobiegł jakiś odgłos, a po chwili w wejściu do pomieszczenia pojawiła się Christina.
- Hej.
Zamarliśmy.
- Co tu robisz? - spytałam zdziwiona. - Corbyn wczoraj prawie płakał, kiedy się dowiedział, że jednak nie wpadniesz. - Na piętrze rozległo się tupanie. - O, o wilku mowa.
- Kto? Co? Tina? Tina? TINAAAA!
Besson w ekspresowym tempie zbiegł na dół po schodach, ledwo wyrabiając na zakręcie i pochwycił swoją dziewczynę w objęcia.
- Daje od ciebie alko. Stop it now. - Marie odsunęła blondyna od siebie i spojrzała na nas. - Co tu się działo?
Pokręciłam głową.
- Nie chcesz wiedzieć.
- Ciebie też miło widzieć - wymamrotał pod nosem urażony Corbyn.***
W kuchni zastaliśmy wkurzonego Jacka. Siedział przy zastawionym stole, w obu rękach dzierżąc widelec i nóż, łokcie opierając na blacie.
- Już wam wystygło - wycedził przez zaciśnięte zęby.
Jonah zerknął z niepokoju na kumpla, który mierzył nas nienawistnym spojrzeniem.
- Ej, stary, wyluzuuuj... Mówię serio, Jack, odłóż sztućce.***
Byliśmy w połowie pałaszowania, faktycznie zimnej już, jajecznicy, gdy na dole raczyli pojawić się Ronnie i Daniel, oboje podejrzanie szczęśliwi. Ja i Jonah dobrze wiedzieliśmy, co oni tam wyrabiali, wiedziałam też, że Tina prędzej czy później się dowie i zażąda relacji (oczywiście też chętnie posłucham). Nie byłam pewna co do pozostałej trójki. Corbyn był z nami na korytarzu, ale chyba nie bardzo kontaktował, z kolei Avery i Herron żyli chyba w błogiej nieświadomości. Pomyliłam się.
Kiedy tylko ta parka przekroczyła próg kuchni, Zach podniósł na nich znad talerza zaniepokojone spojrzenie i od razu (jak większość, poza Bessonem, który wydawał się być całkowicie pochłonięty wpatrywaniem się w profil Christiny) zauważył niedokładnie zakryte malinki na szyi Veroniki.
Odsunął ze zgrzytem krzesło i czmychnął w kąt kuchni.
- Corbyn, dzwoń po księdza!
Besson nie przejął się zbytnio przerażonym Zachem i nadal gapił się na swoją dziewczynę.
- Jak dorośniesz, to zrozumiesz - podsumował Daniel, na co Ronnie parsknęła.***
Zach wybiegł parę minut temu i teraz wpadł przez drzwi wejściowe. Zaczęłam dosłownie rechotać, kiedy dostrzegłam, że w rękach ma Biblię i krzyż.
- Jestem gotowy do egzorcyzmów! Gdzie woda święcona?
Jack zamrugał.
- Dobrze się czujesz?
- Ile on wczoraj wypił? - Ronnie rozejrzała się po pokoju.
- Skąd to w ogóle wytrzasnąłeś? - spytał skonsternowany Jonah.
- Nieważne - uciął Zach. - Chcę ratować swoją niewinność.
- Twoje co? - Daniel parsknął śmiechem, zarażając nas wszystkich.
Policzki najmłodszego z chłopców przybrały jeszcze bardziej czerwony kolor niż zazwyczaj i Zach zwiał na górę w akompaniamencie naszego chichotu.***
*RONNIE POV*
Gdy Zach uciekł, zawstydzony, Tina przysiadła się bliżej mnie i Livvy.
Nachyliła się konspiracyjnie.
- Opowiadaj.
Spojrzałam na nią, udając niezrozumienie.
- Ale o czym?
Walnęła mnie w ramię.
- Dobrze wiesz o czym. Te tutaj - wskazała na moją szyję, z której starła palcem podkład, ukazując to, co Daniel zrobił ostatniej nocy. - nie zrobiły się same. Więc...?
Westchnęłam głęboko, kiedy zobaczyłam, że Liv, pomimo grymasu na twarzy (oczywiście, słyszała wszystko albo przynajmniej większość, bo razem z Jonah bawili się w pieprzonych szpiegów), też wydaje się zainteresowana.
- No... Daniel zabrał mnie, a raczej kazał chłopakom mnie zabrać, na dach jednego z najwyższych wieżowców, tam grał dla mnie na gitarze i mieliśmy piknik - opowiadałam, na mojej twarzy wykwitł uśmiech na samo wspomnienie wczorajszego wieczoru.
- Brzmi mega romantycznie - podsumowała brunetka.
- Tak było. A potem wróciliśmy do domu i na środku salonu zastaliśmy to kółko żałobne - rzekłam ze śmiechem, kiwając głową w stronę Olivii, która nagle wykazała wielkie zainteresowanie swoimi paznokciami. - Ona, twój chłopak, mój brat i pozostali siedzieli na środku salonu w kapturach i ponakrywani kocami, w otoczeniu paczek żelków i chipsów, podając sobie butelkę z winem jak jacyś pijacy spod monopolowego.
Tina wybuchła śmiechem, a Liv rzuciła mi wściekłe spojrzenie.
- Nie było tak źle jak ona to opisuje - próbowała prostować, ale nasza towarzyszka była zajęta uspokajaniem oddechu. - Ronnie zapomniała tylko dodać - dorzuciła z wrednym uśmieszkiem. - że wpadli do domu przez drzwi, pożerając się nawzajem i ledwo nas zauważyli. A potem zamknęli się w pokoju i hałasowali pół nocy. Dowody masz na widoku - dodała, rzucając sugestywne spojrzenie na moją szyję.
Coś czuję, że będą to wyciągać jeszcze długo...
CZYTASZ
The Unexpected || ZAKOŃCZONE
Fanfic- Żartujesz sobie, prawda? Musisz sobie żartować. Haha mamo, wszystko super, ale już odpuść. Spojrzała na mnie z poczuciem winy. - Skarbie... Ale to nie jest żart... grudzień 2020 (coś dobrego w tym szatańskim roku😂❤️) #1 - zachherron #4 - whydont...